piątek, 22 listopada 2013

(102) wyniki KONKURSU multiURODZINOWEGO!

     Ekhem, ekhem, o rany, jak ja lubię publiczne występy, tak samo jak publiczne ustępy. Zwłaszcza, że post do najkrótszych nie należy, czyli krótko mówiąc - nasiadówa. Częstujcie się tortem i jedziemy. Tym razem torty dla publiczności o szerokim spektrum preferencji i zróżnicowanym stopniu wysublimowania.





     To może najpierw omówimy sobie pokrótce przebieg konkursu, uczestników, odpowiedzi? Nikt nie protestuje, nie słyszę, a więc milczenie oznacza zgodę.

Dowiedziałam się bardzo bulwersujących rzeczy o Was. Jesteście drzewami, piosenkami, mężczyzną z chorą prostatą, odbijającymi się w lustrze, rozszczepionymi na pół XIX-wiecznymi damami o skomplikowanej psychice i płaskim biuście. To straszne! (podwójnie, bo poniekąd ja też się w tym tyglu odnajduję!)

Prawie nikt nie chciał się zdradzić jaki post lubi najmniej. Rozumiem, rozumiem, mnie też by było trudno, zwłaszcza, że nagrody takie luksiurne, a towarzysze niedoli, tfu, zabawy tak zacni.

Zdziwiła mnie natomiast Wasza jednogłośność co do ulubionego postu. Otóż najchętniej Wasze emocje nużały się w moim mokrym prześcieradle w czasie Szalonej nocy z Małżem w Nocny upalec. Okazuje się, że nie byłam sama z Małżem w łóżku, ze to była rzymska orgia. Zauważam ze zdumieniem, że pociągają Was moje rozmowy z Małżem. Jestem do tej wymiany zdań tak przyzwyczajona, że nie robią już na mnie wrażenia, a Was sponiewierały, hm.
Po wtóre jestem przerażona, jak bardzo muszę być skonana, zmęczona i sponiewierana właśnie, by wzbudzić szaleństwo na trybunach i owacje na stojąco. Miałam poniekąd rację, że ludzie łakną cudzej krwi i znoju, igrzysk i chleba. Moje umordowanie wzbudza w publice meksykańskie fale i nie wiem, co jest straszniejsze w tym wszystkim - Wasz sadyzm, czy moje życie? Podoba się Wam eskalacja zdarzeń i piętrzące się przede ną problemy. Muszę Wam powiedzieć, że rozmowy między mną a resztą tubylców są prawdziwe, aczkowliek przefiltrowane przez mój mózg. Jednak widzicie świat moimi oczami, widzicie jak ja postrzegam moich bliskich. Przerażające jest to, ze Was to bawi, zwyrodnialcy.

Szalona noc z Małżem i Nocny upalec zwyciężając, otwierają mi oczy na fakt, że, by sprostać Waszym wysublimowanym chętkom i zachciewajkom, muszę tworzyć w wysokich temperaturach i przy wysokim stopniu umordowania życiem.  Nie ma wyjścia zatem- musicie mi zafundować bilet do Wenezueli. (Nawiasem mówiąc obok tropikalnej roślinności kwitnie tam przemysł medycyny estetycznej, może się załapię?). U progu śmierci z wyczerpania jestem najpłodniejsza, więc porzućcie mnie w ostępach amazońskich lasów deszczowych. Zauważam, że oba posty miały cechę wspólną- rozgrywały się w łóżku. Widzę, że większość życia toczę w łóżku, więc wezmę pod uwagę Wasze preferencje balansujące na progu seksualnych. 

Małż nie czyta bloga. na początku, owszem, ale nie widział w nim nic ciekawego, w końcu on to ma w realu. Z pustej ciekawości zapytał tylko jakie posty zwyciężyły (nie, żeby znał, ale mu podetkałam pod nos).

- Czytaj!- mówię. 

- Co to jest niby? 

- Posty, które wygrały.

- Aaaa.- czyta, czyta, czyta, czyta czyyyyyytaaaaaaa...

- Oesu, jak Ty wolno czytasz!

- Mogę w ogóle nie czytać!

- No, dobra czytaj.

- I co, to już koniec? Nie widzę w tym nic śmiesznego.

- No jak koniec, to akapit był tylko, reszta pod spodem jest. Przesunąć kursor trzeba.

- No to przesuń.

- Sam se przesuń.

- Nie pukaj tak w ten klawisz nerwowo, już dwa razy naprawiałam, sam widziałeś jaka to mozolna robota z tą sprężynką i zapadką.

- No to mogę nie czytać, skoro tyle roboty.

- No dobra, to czytaj.

- No .

Po przeczytaniu odwrócił się na pięcie i rzucił przez ramię:

 - Czyli reasumując, zwyciężyły te posty, w których robisz ze mnie idiotę. Tak? Hm.

- Nie robię przecież...- usprawiedliwiam się. - Piszę, jak jest...

Natomiast moja literackość Was nie rusza aż tak bardzo, jak martyrologia dnia codziennego. Nie zostanem literatkom. Zatem literacko będę poza blogiem, albo po prostu raz po raz będziecie musieli znosić moje megalomanię i grafomanię.  

     Zaskoczyly mnie Wasze pasje. Bałam się, że zaczniecie mi opowiadac o hafcie krzyżykowym i znaczkach, ale okazało się, że Czytelnicy Skorpiona są na wyższym poziomie ewolucyjnym. Nie, żebym miała coś przeciwko robótkom ręcznym, bo w chwili szaleństwa ja równiez popełniam serwetki na szydełku i zostawiałam synom w spadku grubaśne klasery ze znaczkami. Lubicie redaktorsko odparowywać, bawić się w wysublimowane gry komputerowe, gotować, fotografować, wysyłać pocztówki, przypinać ludzi szpilką, lubicie rysować, pisać, malować, patrzeć na mrówki męża... Część z Was, śliniąc się obficie, stoi jeszcze przed deserem życia, bo jeszcze nie odnalazła pasji.

Reasumując- konkurs był skorpiońsko trudny i przemyślany, mimo, że na pierwszy rzut oka łatwy i trywialny. Dowiedziałam się dużo ciekawych rzeczy o Was, Wy też musieliście trochę pogrzebać w mózgach, to lecznicze prawda? Obie strony niech czuja się zaspokojone.

Czym kierowałam się wybierając Zwycięzcę? Otóż głębokością drenażu własnych zwojów i bloga. I nie myślę tu o pętlach jelit. Oraz szczerą wnikliwością, tudzież wnikliwą szczerością.

Zwycięzcą WIELKIEGO KONKURSU multiURODZINOWEGO jest:

e. 

 A oto odpowiedź Wygrywańczyni:



Witam, witam!
Skoro się zdecydowałam, czas zaczynać. No to lecimy:
Pytanie pierwsze: moje alter ego… I już mam problem. Myślałam i myślałam i myślałam i nic nie wymyslilam! Czy w książce, czy na ekranie, czy w jakikolwiek inny sposób – do tej pory nie udało mi się znaleźć czegoś/kogoś ,co/kto mogłabym nazwać moim aler ego. Oczywiście, tłumaczę sobie, że jestem po prostu tak oryginalna, że z niczym i nikim utożsamić się zwyczajnie nie jestem w stanie...
I nie dam sobie wmówić, że jest inaczej. Zbyt dobrze z taką myślą się żyje. Choć w sumie, wspominając czas studiów i zajęć z komunikacji interpersonalnej, posiadłam umiejętność wynalezienia podobieństwa między praktycznie każdym przedmiotem czy stworzeniem i mną. Potrafiłam znaleźć podobieństwo m.in. do wiewiórki, garbusa (chodzi o samochód, ofkors), gwiazdki, łyżeczki i uwaga – młotka!
Przyznam także, czytając lub ogladając wytwory ludzkiej wyobraźni, lubię doszukiwać się moich przeciwieństw, wczuwać się w sytuacje, które mnie bezpośrednio nie dotycza, szukać czegoś innego. Może również przez to, nie natknęłam się jeszcze na moje alter ego.

Ale, ale… Szatkując białą kapustę do obiadu    oświeciło mnie!
Tyle, że teraz pytanie pierwsze z trzecim będzie się mieszać. Przepraszam, ale jak to ja – zawsze wszystko po swojemu muszę zrobić.
Moją pasją, od hmm… od kiedy pamiętam jest muzyka. Nie, grać nie potrafię; choć kiedyś nauczyłam się (zupełnie sama, ha!) podstaw wydobywania w miarę poprawnych dźwięków z gitary, jednak brak słuchu umożliwiającego jej nastrojenie, sprawił że mi się odechciało…
Muzyka zatem. Bo od zawsze to była moja ucieczka, moja oaza, mój święty czas i oderwanie od rzeczywistości. Niestety tak to bywa, ze dorośli czasami zawodzą i trzeba znaleźć coś, co będzie nas trzymać w pionie, coś co da nadzieję. Coś, czego nikt nam nie odbierze.
Szatkując więc tę nieszczesną kapustę, stwierdziłam, że jest jeden utwór, który mogę zakwalifikować jako moje ‘motto życiowe’. Nie mogę użyć tu słowa alter ego , ale jest to zdecydowanie coś, co odczuwam mocno, co mnie w pewien sposób wyraża i przeszywa do głębi. Jest to utwor “Time” genialnego zespołu Pink Floyd.
Piosenkę znam od wielu, wielu lat, ale to właśnie niedawno naprawdę się w nią wsłuchałam i odkryłam niesamowitość zaszyfrowaną w słowach. Oczywiście, interpretacja to bardzo subiektywna sprawa, między innymi to jest tak genialne w muzyce; podejrzewam zatem, iż ilu jest słuchaczy 'Flojdowych', tyle interpretacji tekstu.
Ale o co mi chodzi… Otóż piękne mamy to nasze życie, mija ono zbyt szybko, a utwór ten przypomina mi o tym, żeby nie marnować czasu, nie czekać az ktoś powie TERAZ, nie czekać na pozwolenia, tylko żyć w pełni, czerpać z tego życia ile się da. Nie chcę obudzić się pewnego dnia z myślą, że jest za późno, że mogłam inaczej, że żałuję. Za każdym razem, gdy słucham ‘Time’, mam ciarki od czubka głowy po wszystkie końcówki moich kończyn. Och, uwielbiam…
Nie jest to jednak moja jedyna pasja. Jest nią równiez rysunek piórkiem (czyli czarnym tuszem po prostu). Zaczęłam tę przygodę podczas studiów i szło mi całkiem nieźle. Co więc zrobiłam? Rzuciłam rysowanie na osiem lat.
Ot, taka moja logika.
Ale jako, że ‘Time’ brzmi w mojej głowie jak hymn, sięgnęłam po piórko raz jeszcze. Irytuję się i wściekam, rzucam wszystkim w kąt i zaczynam od nowa, ale się nie poddaję.
A żeby się nie rozleniwiać, właśnie z formatu A5 przerzuciłam się na A3. Kiedyś miałam też romans z linorytem, ale jakoś nam się razem nie ułożyło…
A teraz słów kilka odnośnie pytania drugiego: ulubiony post na Twoim blogu…  Na pewno ten, od którego się zaczęła moja Skorpionowa przygoda, czyli (mam nadzieję, że pamięć mnie nie zawodzi): post numer 49 'Od Koguta Do Kurczaka'. Pierwszy post, który przeczytałam z zębami wyszczerzonymi w szczerym uśmiechu. Niekoniecznie uroczym, ale szczerym na pewno. Oczywiście bardzo szybko zapoznałam sie z całą resztą postów, ale do tego będę miała zawsze ogromny sentyment.
Poza tym, zawsze wzruszają mnie posty, w którym piszesz o swoim Tacie. Jak wspominałam, lubie  to, co jest dla mnie nieznane lub zupełnie inne.
Uwielbiam sposób w jaki piszesz, ten błysk w oku zawsze strzela do mnie spomiędzy zdań. Jestem zachwycona Twoją relacją z dziećmi, z Małż(onkiem), uwielbiam cytaty z Waszych rozmów, Twoje przemyślenia, poczucie humoru…
Masz Ty talent, kobieto!
Z czystym sumieniem stwierdzam zatem, iż nie napisałaś jeszcze czegoś, co by mnie nie wzruszyło, rozśmieszyło czy zmusiło do rozmyślań.
Jak więc mogłoby mi się nie podobać?

                                                                              fanka rosołowej uczty – e. 

Ps. Żeby nie było, że ściemniam czy coś, w załącznikach zostawiam kilka skanów moich ostatnich wytworów (jeszcze na formacie A5). Poniżej wrzucam tekst 'Time', może się przyda.

  



Ticking away the moments that make up a dull day
Fritter and waste the hours in an offhand way
Kicking around on a piece of ground in your home town
Waiting for someone or something to show you the way
Tired of lying in the sunshine staying home to watch the rain
You are young and life is long and there is time to kill today
And then one day you find ten years have got behind you
No one told you when to run you missed the starting gun
And you run and you run to catch up with the sun but it's sinking
Racing around to come up behind you again
The sun is the same in a relative way but you're older
Shorter of breath and one day closer to death
Every year is getting shorter never seem to find the time
Plans that either come to naught or half a page of scribbled lines
Hanging on in quiet desperation is the English way
The time is gone the song is over thought I'd something more to say
Home home again
I like to be here when I can
When I come home cold and tired
It's good to warm my bones beside the fire
Far away across the field
The tolling of the iron bell
Calls the faithful to their knees
To hear the softly spoken magic spell

 




***
     A teraz złamiemy sobie prawo i ogłoszę wyniki loterii. Jak wiadomo bowiem, loterie są nielegalne, a tu stworzyła nam się tonąca w oparach potu i absurdu jaskinia hazardu. Tym lepiej. Dreszcz emocji, szczypta pikanterii. Zasuńcie kotary! Wykładajcie rewolwery na stół! Czas na rosyjską ruletkę! Szemrane interesy!


Małż przed loteryjką został oślepiony jak Jurand, więc podglądactwo nie wchodziło w rachubę. Dlatego Ręka Losu, którą kieruje Małż, wysyłając skąpe sygnały nerwowe, trafia zupełnie na oślep, wyławiając z odmętów niebytu...

Jak przystało na każdy dobry film gangsterski, dowody zbrodni zostały zjedzone i dla bezpieczeństwa strawione, a ślady zatarte.


Oficjalnie oświadczam, że Zwyciężczynią WIELKIEGO KONKURSU multiURODZINOWEGO
 w kategorii LOTERYJKA jest:


CZARNY (w)PIEPRZ 

http://czarnypieprz.blogspot.com/


A oto odpowiedź Wygrywańczyni:

1. Czy jest coś, co jest Twoim alter ego? - książka, taka prawdziwie Twoja i tyko Twoja, a może coś innego, co wyraża Ciebie? Obraz? Rzeźba? Przedmiot?

Tak...i na dodatek jest to mężczyzna:) Adrian Mole. Życie Adriana jest całkowicie odmienne od mojego, a jednak oboje mamy wspólną cechę - dzień codzienny zaskakuje nas nieustannie i rzuca pod nogi bele zdarzeń, których innym nie dane jest doświadczyć w całym swoim życiu. Można powiedzieć, że ja i Adrian jesteśmy jak ten plankton miotany po powierzchni oceanu, to w lewo, to w prawo, aby w końcu zginąć w paszczy czegoś większego:) Adrian starzeje się razem ze mną (jest dokładnie w moim wieku - teraz zaczynamy łysieć i mamy problemy z prostatą). Jest to jedyna książka, której posiadam wszystkie części i na dodatek w 4 językach. Kiedy pierwszy raz wyjechałam do UK poszłam śladami Adriana, kupowałam ciasteczka Mr Kipling, konto założyłam w tym samym banku:)) Nie jest to książka, która mnie zmieniła, ani taka, którą mogłabym nazwać ulubioną - jest to bohater, z którym łączy mnie nierozerwalna sieć zdarzeń,.

2. Jaki post w blogu Skorpion w rosole lubisz najbardziej, a który najmniej?
Najmniej - piórko, najbardziej -szaloną noc:) Wyjaśnienie - najbardziej lubię słodko - kwaśny naturalizm, a najmniej wszystko co poetyckie.
3. Jaką masz pasję?
...gry komputerowe, w których trup ściele się gęsto, a ja biegam z ultranowoczesnym pistoletem laserowo -sonicznym rozbryzgując wszystkich na miazgę, a jeszcze --psy, ksiązki, języki, mojego męża, wymyślanie sosów do spagetti i kolekcjonowanie zachowań ludzkich. :)

***

Ponadto uważam ,że nagrodę specjalną powinien otrzymać Czytelnik z Norwegii, który orał blog dogłębnie i przez szereg dni. Żałuję, że się nie ujawnił, może teraz?


Na zakończenie moje TOP 3:





Wszystkim Uczestnikom dziękuję za wzięcie udziału w konkursie! Dziękuję, że jesteście!
Do Czytelników, którzy nie wzięli udziału- macham i się uśmiecham!

KONIEC

:)

żartowałam :)

Wygrywańców poproszę o adresy do wysyłki.

Pozostałą Czwórkę Wspaniałych również- będą nagrody pocieszenia :)

KONIEC

:)