środa, 1 czerwca 2016

(215) Podjęcie wyzwania - prolog

Już cisza. 

Można poluzować pancerz i mięśnie.
Można usiąść przy stole i zacząć płakać.
To już nie jest płacz skrzywdzonej sierotki.
To łzy buntu i wściekłości. Takie, które nie wypłukują fundamentów.
To łzy, które tworzą w zmarszczkach cement i budują skorupę chroniącą delikatną zawartość.   

Wstaje i już wie, że da radę.
Kolejny raz i kolejny.
Podejmuje wyzwanie. Zawsze, gdy jej na czymś zależy. Nigdy nie pasuje całkowicie.
Bywa, że odkłada walkę na później, dojrzewa, zbiera siły.
Ma chwilowe załamania, owszem, ale zawsze podnosi się silniejsza.
I zawsze coś potem rodzi.
Choćby litery.
Choćby samą siebie. 

Taki feniks dnia powszedniego.