niedziela, 29 kwietnia 2018

(262) KOCIM PAZUREM: nie trzeba jechać do Peru, żeby mieć perskie dywany, czyli jak łatwo pozyskać gada

[z offu dochodzi pukanie w mikrofon przerywane zmiennie posapywaniem przeplatanym z ocieraniem się o kable z płynącym w nim strumieniem miziających elektronów, co ładuje atmosferę dodatnim ładunkiem, bo plus do minusa, te sprawy. Aż w końcu gładką taflę ciszy z tej strony ekranu rżnie głos...]


Halo? Słychać mię?!


[szur szur, mrrr, kkkrrrkkkk]


Atansją! Tu Lima. L I M A. Mówiem! 

Moja Matka Zastępcza jest zajęta, więc obejmuję dowództwo nad tym kawałkiem intehnetu. Thudno, nie trzeba było zostawiać otwahtego komputeha...
To ja może szybko napiszę, chociaż mi thochę thudno pukać w klawiatuhę, bo znowu uhosły mi paznokcie. Hybhydowe! A ponieważ ja się dobrze żywię w tym siedmiogwiazdkowym hotelu o inthygującej nazwie Skohpioland, więc to zhozumiałe, że mi wszystko ładnie hośnie. Dzięki czemu hasłem naszego domu jest hasło "Tu żywią i bhonią".  Bhonią to akuhat mowa o mnie, bo jestem świetnym sthóżem. Wystahczy, że śpię w wiathołapie i żaden obcy nie ma odwagi przekhoczyć phogu, zważając nawet tylko na moje gabahyty i ghoźny wygląd bultehieha. Ale o czym ja, aha. Przycina się, przycina te moje paznokcie, maniukiuhy hobi, a one spod spodu pyk!, wyłażą jak sztylety. Ja tam nie narzekam, bo spoko się takimi hybhydami orze krzesła, ale moja Matka tego chyba nie lubi. No nie wiem, mnie tam się podobają te krzesła tehaz. Takie thochę indiańskie, a thochę kowbojskie. Podobnoż fhędzle są ciągle w modzie i ja w tym domu jako jedyna staham się nadążać za modą. Oczywiście nikt tego nie docenia, banda skostniałych oldskuli!

No ale o czym to ja. Aha.

Mama przyszła do mię w czasie sjesty popołudniowej, hozkosznie przeciągniętej do hana dnia następnego, ze wzhokiem mętnym, z jednym okiem wywalonym na lewą sthonę, że to białe tak ładnie błyskało i już już miałam chęć skoczyć na to, bo przypominało mi bahdzo piłeczkę pingpongowa, ale whóciło na swoje miejsce, czyli niebieskim do przodu. A to już przygasza jakby zabawę, atmosfeha siada, hozumiecie. Popęd w dół, postawa nocnego sthóża, mahazm, nihilizm, phawie zgon, czyli stan konstans czy jakoś tak, z tendencją jakby zniżkową.

Matka najpiehw mię skrzyczała, to znaczy nie, że wokalnie, bo ona spojrzała tylko tym swoim krzywym okiem z błyskającym białkiem i powiedziała - oj Lima, Lima, jaki ty masz ghuby tyłek. A sami wiecie, a już szczególnie osobniki ze zdublowanym chhomosomem X, jak się odbieha takie uwagi. GHUBY TYŁEK. No nie. I to tylko dlatego, że wygniotłam thochę krzaczki lawendy, tak na amen, czyli dokonałam wielokhotnej deflohacji. Zdeflohowałam oghódek, uszczuplając go haptem o dwie do trzech lawend i połać skalniaków, któhe tak cieszyły to kaphawe oko mej Matki Zet. Ale moje ciało cieszyły bahdziej, o koci haju, jakie one były puszyste! Tehaz muszę namówić Matkę na powtóhny zakup tych dywanów, bo thochę ciągnie od klepiska i jeszcze się pochohuję.

Ale o czym ja, aha.

Matka po tych przydługawych dyghesjach na temat mej wagi pióhkowej i jej ponoć thagicznych konsekwencji dla oghodu i finansów (haha, dophawdy), przeszła do klu: łopocząc rzęsami, dosyć długo hozpływała się nad tym, jak to w sklepie zoologicznym trzymała w hęce i tu uwaga, bo pojawi się stek bzduh, mętnych dywagacji balansujących na poghaniczu zdhowego hozsądku, wahiacji emocjonalnych i taczka przesadnej puchatości. Otóż dowiedzieliśmy się bahdzo dokładnie, przez jakie to stany emocjonalne przepływała, gdy trzymała w hęce... DZIECKO GEKONA. Otóż miał być ponoć słodki, śliczny, mięciuchny, miał konsystencję żelka Haribo i tehaz uwaga, najlepsze - MIAŁ DELIKATNE, CUDNE HĄCZKI i cały był kochany, co wphawiło Matkę w stan uniesienia i hozdętej czułości. Jeszcze się nabawi odmy od tego i zemrze w kwiecie wieku.
Ołmajgad...

Tehaz widzicie, co się może stać z człowiekiem, kiedy trzyma w hęku ohizdnego jaszczuha. Jak można popadać w taką emfazę nad gadem? Thochę się obawiam,  że go tehaz przywlecze do Skohpiolandu i będzie hołubić jak zamohską księżniczkę, a wiadomo, że księżniczka jest tylko jedna - JA. Konkuhencję staham się dyskhetnie likwidować, w czym pomaga mój wydajny układ pokahmowy.

Muszę zmykać, bo Matka whaca, nie mówcie jej że pisałam, dobha? Jeszcze wrzucę zdjęcie, żebyście zobaczyli, w jakich skandalicznych wahunkach muszę tu spać. Spahta, jak phagnę zdhowia. I nie daj kociborze (kocibóh to takie kocie bóstwo, któhe hozdaje siedem do dziewięciu żyć, no ale to każdy gópek wie), że zmuszą mnie do odstąpienia od łoża na rzecz tego pahchatego gada!

No to pa! Idę deflohować oghódek! Wschodzące piwonie są takie kuszące! Meh!


PS
Jakby wasi szefowie mieli otwahty komputeh, to piszcie do mnie! Kotki i kocuhy, opanujmy intehnety! Chomiki, szynszyle, ptaszohy też mogą, w końcu co. Oghanicza nas tylko bhak przeciwstawnego kciuka! (Nie dotyczy węży, ale węże i tak nie są hozmowne). Hyby niech może dyktują migowym.