poniedziałek, 18 marca 2013

(54) zamieniam się w słuch

   Jestem czujna jak ważka. Wyostrza mi się słuch. Z każdym dniem bardziej. Leżę w łóżku, czytam, w ręce trzymam szklankę z grubego szkła. Odrywam głowę od poduszki, robię dziubek, naprężam szyję, by zassać płyn, gdy wtem! Słyszę skrzypienie. Straszne, tuż przy uchu. Zastygam zmrożona myślą, że dźwięk emitują pozbawione mazi kręgi szyjne. Skręcam głowę jak gąsior. Nie, nie szyja. Wydawało mi się. Ponownie wargi próbują same wpełznąć do szklanki i ponownie zgrzyt. Matko, to chyba moja żuchwa! Robię kilka krowich ruchów. Cisza. I heroicznie po raz trzeci próbuję cokolwiek uronić. Przechylam szklankę. Ha! Jakże nieprawdopodobnie głośny jest odgłos tarcia szkła o bawełnę!

***

Mim zjawia się przy naszym łożu niczym ranna mara.

- Synu kochany. Co z Tobą? - w okamgnieniu odpierzam się- z każdym oddechem potwornie piszczy Ci w drogach oddechowych!

- To nie ja, to ptaki za oknem, mamo.

***

- Małżu, zawsze, gdy rano jestem w kuchni, odnoszę wrażenie graniczące wręcz z pewnością, że szumi w rezerwuarze toaletnym.

Małż kilkukrotnie przemierzył szlak i kładł swoją małżowinę uszną na klapie, lecz wracał z wieścią, iż muszla idzie w zaparte i milczy, nie nawiązując dialogu.

Szykując sobie śniadanie i witaminkę, Małż lotnie łączy fakty, że dziwnym trafem jego połowica zaczyna słyszeć koncert w muszli dokładnie w momencie wrzucenia wapna do szklanki.

***

Śpiąc słyszę kroki kota na kołdrze.

Co więcej: słyszę kroki śpiącego kota, który śni, że chodzi. Przez sen.

Myślę, że gdybym się postarała, usłyszałabym trzaskanie powiek.

Natomiast Małż i synowie mają odwrotnie. Nawet gdy strzępię struny głosowe, oni nie słyszą. Zastanawiam się nad kondycją ich narządu słuchu. Z drugiej strony, kto wie, może emituję ultradźwięki? To tłumaczyłoby okresowe naloty stad nietoperzy nad naszym domostwem.