środa, 10 grudnia 2014

(154) Podróż transludzka.



     Pamiętacie ten utwór? To motyw przewodni mojego zimowego opowiadania o odnajdywaniu miłości sprzed lat. >>Pamiętacie? U mnie niezmiennie wywołuje on dreszcze i odnajduje tę jedyną strunę, po której idę do nieba.
Przeczytajcie to opowiadanie sprzed dokładnie roku. Włączcie sobie poczciwego Matthewsa i powoli ruszamy! Ja pod kocem (te dreszcze!) i z kubkiem pachnącej mięty.

     Paluch w górę, kto z Was lubi leżeć i gapić się w sufit? Pozwolić myślom wydobywać się przez mieszki włosowe, patrzeć jak łączą się nad głową w puchate chmury i puszczać je na sznurku do nieba? Luuuuuubię je rozsupływać, łączyć i wiązać w nowy sposób. Zanurzać się i pławić w ich migoczącej puchatości bez poczucia czasu i rzeczywistości. Uwielbiam tak pływać z przekrzywioną na bakier czapką z morskiej piany. Po przepłynięciu trzech długości horyzontu, wracam napompowana gwiazdkami.

    Niektórzy uważają to za stratę czasu. Są tacy, podobno ich niemało, którzy tankują siły przez korzenie, nie z chmur. Na pewno takich widzieliście. Idąc, patrzą pod obute stopy, spod których sterczą brody białych kłączy i korzeni. Mają smutne, wciśnięte w kołnierze twarze i nie wierzą kompletnie w nic. A gdy spojrzą czasem w górę i przypadkiem spadnie na nich kropla z chmury, można kątem oka zaobserwować, jak drapią się po lewej stronie torsu, gdzie pewnie łaskocze ich obijający się o kości kamyk.

     I dokąd płynę na swej chmurze, zapytacie. Ach! Najchętniej pływam nad kołem podbiegunowym! Nad grudniową Norwegią! Nad Finlandią! Uwierzycie, że są takie zakątki na świecie? Przymknęłabym nawet oko, że wkoło byłyby inne domki!




   Uchylam drzwi, mocno odpychając świeży, puchaty śnieg. Staję pośród chwiejących się cieni, gdy na świat wylewa się micha niebieskości. Indygo miesza się lepko ze złotem światła sączącego się leniwie z latarenek. Ich mariaż budzi migoczące, drżące drobinki, siedzące na każdym z sekstylionów płatków.  Wybiegam przed szklane igloo w grubym, szarym swetrze i białych spodniach. Na dworze mróz szczypie odkrytą skórę. Chrup-chrup-chrup, ach uwielbiam jak śnieg gada do mnie i dotrzymuje mi równiutko kroku! Zapada zmrok, w ciszy słychać tylko mój oddech i - pac! - odgłos rzuconej śnieżki. Podczas jednego mrugnięcia okiem, wydaje mi się, że widzę, jak za pniem starej sosny mignęła czerwona czapka. Wracam do ciepłego domku, na stole kubek z gorrrrrącą herbatą z imbirem. Gaszę światło i zapatulona w puchate szarości wpatruję się w rozpostarty nade mną ekran Natury. Mistrz ceremonii okryty w najwyższej dziupli, przeciągle, głośnym szeptem nawołuje:

- A teraz przed Pańsweeeeeeeeeeem... Auuuuuroraaaaaa Borealisssssss! Huu-huuuu!- głos wtapia się w kontury lasu.

      A gdybym mogła mieć na wyciągnięcie ręki coś, czego pragnę? Dajmy na to, coś materialnego. Co by to było? Wiadomo, że nie nowy samochód, nie torebka, czy robot kuchenny. Bez wahania wiem, że pozakładałabym takie gniazda w różnych zakątkach Ziemi. Na pewno w Grecji. Na Korfu. W Ameryce Południowej. Na Mauritusie. Barkę na Sekwanie. Chatkę w Bieszczadach. Siedlisko na Mazurach. I czarodziejski proszek ziuuuu, który przenosiłby mnie do gniazd, wedle życzenia.

    A gdybym miała nieograniczoną moc sprawczą i mogła komuś pomóc! Co bym zrobiła? Spełniałabym życzenia każdemu, jak leci? Eeeee, nie. Nie można mieć wszystkiego, trzeba na coś czekać, delektować się czekaniem, stopniować napięcie. Nauczyć się cieszyć z drogi, a nie z celu.
Więc co? Każdemu zdrowie? Chciałabym. Bogactwo? Nie każdy chce. Szczęście? Życie w wiecznym szczęściu przestaje mieć znamiona szczęścia, a staje się codziennością. Więc co?
     Myślę, że chciałabym, żeby każdy człowiek był w o l n y. Ale nie w anarchistyczny sposób. Nie. Wolny bez brawury, bez wyrządzania krzywd. To jedno słowo mogłoby zdziałać cuda.  W najbardziej podstawowej formie- nie byłoby niewolnictwa. Współcześnie niewolnictwo wygląda inaczej - więźniowie wyzyskiwani są przed korporacje, zmuszane są do pracy dzieci, dorośli pracują bez wytchnienia w skandalicznych, szkodliwych warunkach za dolara dziennie. Więzi się kobiety i handluje żywym towarem. Narkotyki robią z wolnych ludzi więźniów.
 Dalej - wolni od cierpienia. Kobiety wolne od bicia. Dzieci uwolnione od strachu. Zwykły człowiek wolny od obawy o jutro. Od strachu przed chorobą. Strach zjada żywcem, hamuje, odbiera siły i wiarę. Zastraszanie - więzi. Strach - zamyka. Wolność, mądra wolność pozwala rozwijać skrzydła i talenty, pokonywać przeciwności losu, ograniczenia, nawet własne. Pozwala uwierzyć w siebie i wykorzystać swój potencjał.

***

To są moje odpowiedzi na pytania, które zadała mi Mama Ammara  >>tutaj. Cenię Ją za siłę, konsekwencję i determinację. Za to ukryte za abają piękno i dobro. Cieszę się, że unosi skrzydełko nietoperza i pokazuje nam czubek swojego kalosza w gwiazdki ;)
A pytania brzmiały tak:

1) Gdybyś mogła gdzieś pojechać, teraz, zaraz, gdy koszty, ograniczenia, zobowiązania zawodowe i rodzinne na chwilę przestałyby istnieć, to gdzie?
2) Gdybyś mogła coś kupić, teraz, zaraz - reszta jw. - to co?
3) Gdybyś mogła komuś pomóc - teraz, zaraz, reszta jw. - to komu i jak?

Przekazując pałeczkę, a właściwie płonący znicz, dalej, z chęcią usłyszałabym odpowiedzi od Ciebie, Elu i od Ciebie, Mirabelko



A Wy, moi mili co byście zrobili? W jak dalekie kraje pojechalibyście? Co chcielibyście sobie kupić? Komu pomóc? Jakie macie marzenia? :)