czwartek, 27 listopada 2014

(153) Hop, na półeczkę czyli kompulsywna obsesja porządku.

     Nadeszła pora, żeby posegregować nagrody, które sypią się na me warkocze. Kiedyś miałam zwyczaj wrzucania tutaj opowiadań, które wygrały konkursy. Ostatnio jakoś przez nieśmiałość, czy przez coś o podobnym wydźwięku emocjonalnym, lecz trudnego do uchwycenia mentalnego, nie publikowałam nic. Powiedzmy prosto z dziury w moście - nie chwaliłam się! No to, kopnięta w zad, chwalę się.

     Albowiem niechcący machnęłyśmy (siostrz blogerska) z Wasiuczyńską Elizawiettą książeczkę dla dzieci. Ale możecie podciągnąć rajstopy. Moje tylko były poniższe podpisy, a i to jest tylko część epopei kosmicznej, całą robotę odwaliła Ela dużo wcześniej. No i nie jest to książeczka sensu stricto, bo powstała spontanicznie i osiadła na rafach bloga. Teraz dzieci Wasze mogą spać w cudnych pościelach z wytworami Eli oraz przeczytać o stworkach, które unieruchomiono na wieki w najdziwaczniejszych pozach, a nawet podczas wstydliwych niekiedy czynności. I to przez wiele blogerek, warto >>zajrzeć i zerwać bok!

Oto laury w kolejności odwrotnie chronologicznej:

1. Chcecie bajkę? Oto bajka:


NIE Z TEJ ZIEMI!


Drogie dzieci tu zebrane!
Każde dzisiaj coś dostanie!
(I nie będzie to mielone
chociaż bywa też zielone).

Nie, to nie dolary będą-
zapoznajcie się dziś z Mendą,
która nóżętami drobi
i zasysa żółć w wątrobie.

Dzięki tej z wytrzeszczem Mendzie
radość zapanuje wszędzie
i nie będzie żółć zalewać,
no bo Menda lubi śpiewać.


A ten z dwójką - Wielka Zmyła
Nie ogonem w boki kiwa!
To jest sprawa FBI!
On głowę w ogonie ma!


Po zielonych tych kosmitach
Toczak kula się w zachwytach
Jest to stworek z demobilu
i gra w golfa setką kijów.

(Toczak tylko grę udaje
nos z korali - całym ciałem -
gąsieniczka to zielona
na kwiatuszku położona!)


W zieloniutkich tych przestworzach
fruwa ptaszek Długonożak.
Jest roznosicielem poczty,
lubi słuchać dźwięków skocznych.


Dźwięki takie generuje
Tłum bałwanków zgodnym chórem
(Długonożak skacząc z chmury
Fotografię zrobił z góry).

 

Za krainą bałwankową
mieszka Rybka z Czarną Głową.
Puszcza z dzióbka ostre trele
pikowane jak piksele.


Z treli powstaje jajeczko,
a z jajeczka bracia Kleczko.
Zawsze przeciwnego zdania,
w nocy, za dnia oraz z rana.


Przyjacielem braci Kleczko
jest, lubiący w tubce mleczko,
Dinotulip - kwiatek żywy
skamielina, cud prawdziwy!

Dinokwiatek, pół-roślina
nie od dzisiaj mnie zadziwia-
jego wielki odcisk stopy
wygląda jak Muzomotyl:


Ma on linie regularne,
oczkiem mruga wciąż figlarnie,
ciało jego w pięciolinię.
To by było o nim tyle.

A nie! Jeszce najważniejsze!
Uwielbia on przecież wiersze!
Piszesz wierszyk w równym rządku,
Bęc! I wierszyk już w żołądku!

Muzomotyl wierszyk trawi
i ... piosenką wszystkich bawi!
(W brzuszku wierszyk z nutą mieli
w pieśń je łączy przy niedzieli.)


Teraz znane Ufoludki,
które mają rozum krótki-
krótkie fale produkują
i trzymają je oburącz.

Łatwo dowieść prawidłowość,
że zielony ten jegomość
fal sztuk trzy może wytworzyć,
kiedy sześć rąk w pracę włoży.


Na obrazku jedenastym
widzicie muchę w potrzasku.
Omyłkowo czarną dziurę
wzięła za wlot w długą rurę.

Zaraz, chwila, to nie mucha!
To jest Panna Wielkobrzucha!
Troje oczu, nozdrza krągłe
trochę przypomina bździągwę.

Niezbyt pachnie nam ta panna -
rzadko gości pannę wanna.
Będąc zatem gdzieś w kosmosie
zatykajcie sobie nosek.


Kiedy szok nosowy minie
przypatrzcie się Małej Krztynie,
która z setką na liczniku
goni w piętkę po ręczniku.

Krztyna rozkłada ręczniki
organizując pikniki.
W każdy weekend to się zdarza
i cyklicznie się powtarza.

Wszystkie ludki z tej krainy
członkami są kosm-rodziny,
chociaż wszyscy z innych domów-
z tych samych cząstek - atomów.


Nawet Bąblowiec Powierzy,
chociaż trudno w to uwierzyć
oraz jego Żwawik - Piesek,
którego głos w kosmos niesie.


A >> TUTAJ można podejrzeć, jak Ela robiła, tfu! rodziła kosmiczne dzieci. Niesamowite.

***

2. W >>tym konkursie Eli de Wu można było wygrać kalendarz z Panem Kuleczką. Zadanie polegało na wymyśleniu sentencji pod poniższą kartą (ach, okazało się, że listopadową, skorpionową!):


 Z woli szanownego Jury - Eli Wasiuczyńskiej i Wojciecha Widłaka
wygrały dwie sentencje ex aequo:

Kaczki:

Dobra książka nigdy nie ma końca

i moja:

Zabujałam się w czytaniu!

Zachęcam do poczytania komentarzy, bo umierałam za śmiechu zawinięta wokół kaloryfera, gryząc wykładzinę dywanową. W komentarzach wykluł się pomysł na adwentowy kalendarz! Niedługo więc znowu zlecimy się hurtem do Wasiukowa i złupimy doszczętnie Gospodynię!

Przy okazji chwalę się ołtarzykiem, który, z racji spływających darów, założyłam. Tak wygląda w porze prawie nocnej i dlatego zdjęcie jest niecnej jakości. Trudno. Widzicie jak ja siedząc przy biurku. Ja też widzę coraz mniej wyraźnie z racji kolejnych jednostek chorobowych, a i wzrok też poleciał o kolejną dioptrię, co opiszę za chwilę na >>Kręgosłupie Oralnym. Jest przynajmniej gotycko - strzeliście, mrocznie i poważnie. Wasiuczyńska zawisła w prawej nawie. Zaraz będę wieszać wokół wota.



***

 3. Kaczkę Katastrofę wygrałam w >>zacnym towarzystwie u boku Jareckiej, u której nie udało mi się wygrać  >>koziołka! W grach losowych nie mam szczęścia!


 Pytanie konkursowe miało za zadanie wywlec na światło dzienne >>rady, które wracają do Was jak memento w dorosłym, zawodowym życiu.


No i wyzewnętrzniłam się:

"Och, Wy Artyści! Uwielbiam Was!
To teraz ja, prosty, ścisły mgr inż:
Jakoś wykładowcy nie zahaczyli się w mój mózg haczykami wysublimowanych sentencji.
Mam kilka, które mi przyświecają, trzymam się tego, co mówił mi tata. Że miłość zwycięża, że zło dobrem zwalczaj i coś najprostszego, do czego musiałam dojrzeć - żyj i pozwól żyć innym.

I coś, co pojawiło się jakoś czas temu, a wtapia się gładko w lukier słów Kaczki.

Otóż.
Jakiś czas temu rozmawiałam z Musierowicz. Nie twarzą w twarz, bo nigdy nie miałam śmiałości. Raz stałam za nią kilkanaście minut w punkcie ksero i dreptałam z nogi na nogę, aż w końcu skserowała jakieś plany i poszłaaaaaaaaaa. Kolejny raz wlazłam na Jej klatkę schodową, na Słowackiego, pooglądałam poręcze, wycieraczkę, drzwi i ...poszłam...
Uwielbiam Jej książki, zaczęłam je czytać w późnym liceum. W wiadomościach prywatnych czasem dostaję sygnały, że piszę "jak Musierowicz". Napisałam do pisarki, przytoczę tu naszą rozmowę, esencję z kilku elektronicznej wymiany zdań, najważniejsze jest jak zwykle na końcu i na dnie :) Ale cała rozmowa jest skarbnicą wiedzy.

"Moniko, (...) jeśli chodzi o doradzanie w tej materii - powstrzymuję się do niego z jeszcze innych względów: autor, zwłaszcza początkujący, powinien polegać przede wszystkim na sobie.
I oto rada, jakiej udzielę Ci na odległość: skoro zarzucają Ci, że piszesz "jak Musierowicz", postaraj się tym zarzutem przejąć. Nie należy pisać "jak" ktoś, nawet "jak Dostojewski". Pisz "jak Monika". To o to przecież chodzi w tej całej zabawie: masz stworzyć własny świat I przedstawić go w jedyny, Tobie właściwy sposób.
Twórczość, która tylko naśladuje, zemrze na anemię.
Do dzieła!
I nie pytaj nikogo "czy to coś warte". Dopóki samej siebie nie zadziwisz I nie zachwycisz, dopóki sama nie uznasz, że to "już"- nikt Ci nie pomoże.
Przepraszam, ale taka jest prawda.
...
O, świetnie, że to rozumiesz, Moniko.
Ale w jednym się mylisz: to nie jest tak, że dziś nie potrzeba nikomu radosnych, słonecznych opowieści. Chyba zawsze są takie potrzebne. A im trudniejsze czasy, tym bardziej.
Nie poddawaj się, pisz, szukaj własnej drogi I własnych środków wyrazu! Warto!

...
Bardzo mądre to zdanie o zachwycaniu samego siebie, ale to przecież bardzo trudna rzecz! (...) Tylko, czy to nie takie uczucie, które przychodzi powoli, z mozołem?
...
To akurat jest oczywiste. Bez pracy nie ma kołaczy, że tak powiem. Namozolić się trzeba.
Bez mozołu piszą grafomani. No I oni właśnie łatwo siebie zachwycają.
Mozół nie wynika z tego, że się człowiekowi trudno pisze, lecz z tego, że tekst łatwo napisany trzeba jeszcze uczynić bardzo dobrym.
Bo kto nam niby obiecywał, że będzie łatwo?
Łatwo nie jest.
I nie ma być.
Wśród trudności zdobywamy siły I doświadczenie.

Pozdrawiam serdecznie!

....

Pani Małgorzato, no właśnie, ale jak odróżnić co grafomańskie a co nie? Jaka jest granica, kto ją ustala? Oceniają czytelnicy? A może krytycy? Koledzy Po piórze? Jak to jest?
Ciśnie MI się wręcz na usta głosem Ireny Kwiatkowskiej: "kto ptak, a kto nie ptak"?
:)

Moniu, ustalasz to sama.
To jest Po prostu zawód dla solistów.

A kolegów Po piórze NIGDY nie pytaj.
Każą Ci pisać tak, jak piszą oni, bowiem przyłożą do Twojego pisania swoją miarę.

A miara ma być Twoja.

Dlatego uważam, że najważniejszą osobą w życiu pisarza jest jego szkolny polonista. To do niego zależy (w ogromnym stopniu) Twoje poczucie miary I Twój literacki smak.
Całej reszty musisz nauczyć się sama (czytając I pisząc). I na nikogo nie liczyć."

O! :)"


Koniec cytatu! 
 
   I powiem Wam w sekrecie ćśśśśśśś!, że zakupiłam wielki, 280-stronicowy zeszyt w twardej oprawie. Myślę, że byłby fajny do podparcia kiwającego się łóżka, ale chyba wezmę go do niego i będę skrobać długopisem za uchem, co?