piątek, 30 listopada 2012

(27) o trzech deszczach cz.1


rys.Magda Pawełkiewicz-Sakowska

 pierwszy
...

wracali
w jej oczach szmatka z nieba
w jego haust morskiej wody
ona boso on nie miał śmiałości
w zielonych spodniach przecież to kolor nadziei
w białych koszulach tak czystych jak ich dusze
przejrzystych
aż widać karmin ognistych serc
splecione ręce
i włosy
i życie

nad głowami pęka nabrzmiała lipcowa chmura
wylewa swe wnętrze

ona wspina się na palce by dosięgnąć ust
on schylony jak do modlitwy
w złożonych rekach jej twarz
na ofiarę

krople tańczą na rzęsach
jak pięknie wyglądasz w deszczu
spływają po włosach i twarzach wprost do ust
zmieniając się w wino
cud najprawdziwszy

szum deszczu w głowie
głośne oddechy
i żar pod warstwą mokrego płótna
świat skurczony do granic skóry

tonęli
utonęli

w objęciach i ulewie

...

a naokoło deszcz zmywał dokładnie wszystko
bardzo powoli i skutecznie
najpierw pozbawiał konturów
by wypłukać barwy
i grunt pod nogami na wiele lat

potem nie było już nic

tylko klakson samochodu
jak trąba Jerycha

oto rozwarło się niebo

ukoronowani dwoma MM


poniedziałek, 26 listopada 2012

(26) już mężczyzna

Nie wiem, czy dzieje się tak wszędzie, ale u nas kołdry są najcieplejsze w poniedziałkowe poranki. Efektem zalegania pod furą pierza jest nasz trucht do Alma Mater dziatek (notabene jakaż dewaluacja określenia Alma, które w dzisiejszych czasach kojarzy się najprędzej z Mekką nabywców artykułów spożywczych!)
 Trójca gna do szkoły. W imię matki i synów. Mat cwałuje z przodu, przygnieciony do ziemi stukilowym plecakiem i wyrzutami sumienia (po południu jego rodzicielka odkryje, że nie napisał wypracowania z polskiego), wlecze WF-owy worek po trotuarze i kuśtyka. Wczoraj umilił wszystkim niedzielny wieczór tnąc w powietrzu hołubca zakończonego efektownym szpagatem, do którego przyczynkiem była mokra łazienkowa podłoga. Brzęk tłuczonej szyby w drzwiach był tak donośny, że nie zdziwię się, gdy jutro zapukają do nas przedstawiciele Niebieskiej Linii. Muszę przyznać, że Anioł Stróż Mata ma pełne ręce roboty.
 Mim, co nie jest zaskoczeniem,  nie jest obładowany jak dromader, jego potwór uczepił się moich, nadwątlonych wiekiem i trudami dnia codziennego, pleców. Bez wątpienia Mim poradzi sobie w życiu. Drobi kroczki i przeczesuje teren wyimaginowanym detektorem metalu w poszukiwaniu kapsli. Kapsle to słabość Mima odziedziczona po Macie. Pamiętam jak lat kilka wstecz w czasie beztroskich wakacji wybraliśmy się w rejs stateczkiem po Świnie. Stateczek okrążał malowniczą wysepkę Karsibór, następnie Świna wypluwała go na chwilę w toń Bałtyku, po czym zasysała nas z powrotem. Na początku beztroskiego rejsu Mat wyniuchał na półce piwo, którego kapsla jeszcze nie spolował. Nieskrępowanie w te słowa zatem: "Mamo, kup sobie to piwo, musisz być dziś napita!". W około zrobiło się cicho, stałam samotnie smugach świateł reflektorów, z sekundy na sekundę stawałam się coraz cięższa od zawieszanych na mnie dziesiątek oczu.
Ad rem:
Mat momentalnie wtopił się w szkolną ciżbę i z gracją rozmył się w powietrzu. Mim i ja - za rączkę, podchodzimy do szafek. Rozbierantus, wrzucam potwora na barki syna, daję buziaka. Och...
-Poczekaj, wytrę Ci nos. 
Smarku-smarku, buzi, paaaa.
Patrzę, a w oczach Mimka łzy. 
Biedny Mim, łzy rozstania. Ach... Przytulam go w akcie matczynego oddania i solidarności rodzinnej.
Nad uchem słyszę głos cedzony bez ruchu warg:

- NIE RÓB MI OBCIACHU!

-Ach, że buzi i że tulę, no tak, przepraszam, masz już w końcu 6,5 roku.

-NIE, ŻE SMARKAM PRZY KOLEGACH!!!

Słowo daję, że podczas drogi do klasy Mim zdążył urosnąć o co najmniej pół metra, przejść mutację i zapuścić zarost.

czwartek, 15 listopada 2012

(25) wąż

Mim odrabia pańszczyznę. Dzisiaj rozmowy edukacyjne na temat zwierząt domowych i opieki nad nimi.
Zadanie nr ileśtam- połącz w pary cienie zwierząt. Opowiedz o zwierzęciu, które zostanie bez pary. Jadymy z koksem..  Pies do psa, kot do kota, papuga do papugi, chomik do chomika (tu były dywagacje czy to aby nie szczur po amputacji ogona). Stanęło na chomiku. Tadam, kto zostaje sam? Wąż. Mim włącza hydraulikę ocząt, wypuszczając je na 10 centymetrowych sprężynach i zawiesza je nad kartką.

-Jak to wąż? Wąż w domu?!

-Ano tak. I węże trzymają po domach.

Opowiadam o różnicach między akwarium a terrarium, najpopularniejszych gadach które są trzymane w mieszkaniach. No, pole zaorane, trza teraz siać.

-Mimku, teraz Ty opowiedz jak trzeba się opiekować wężem w domu?

-Trzeba mu codziennie robić masaż stóp.

środa, 14 listopada 2012

(24) 100 lat

Dziś obchodzę urodziny. Szerokim łukiem. I głównie na drutach i w eterze. Nie było wielkiego tortu z pęczkiem świec. Był mały serniczek ze świeczką sztuk jeden wybraną przez konesera Mima. Była laurka od potomstwa, oryginalny kwiatek doniczkowy pod tytułem zygokaktus i 5 drożdżówek nabytych drogą kupna osobiście przez Mata za jego osobiste zaskórniaki. Mim, jak to Mim- podpiął się pod brata. O moje dziatki, chwała Wam i dziękczynienie! Mim indywidualista poświęcił dzień na pisanie listu do Świętego Mikołaja. Co z tego, że 3 tygodnie za wcześnie. Taki  miał feel dzisiaj.


Ale, ale- od początku.

Miałam barrrrrdzo napięty plan na dziś: ubrać się szałowo, wymalować również w ten deseń. Wykąpać tudzież pachnieć. Machina poszła w ruch. Start.
Dryyyyyyyyyyyyyyyń. Telefon, na drutach z Madzią 10 minut, po czym na drugich łaczach dryyyyyyyyyyyyyyń sister Maminy. Po króciutkiej, 20 minutowej wymianie zdań i uczuć, dryyyyyyyyyyyyń dokończyłam przerwaną rozmowę z psiapsiółą. Niestety, już po 70 minutach musiałyśmy kończyć konwersację, gdyż zbliżała się pora zwrotu potomstwa przez placówkę oświatową. A ich mać wciąż bez makijażu, zapachu i ogarnięcia. W miedzyczasie jeszcze dyyyyyyyyyyyyń ciotki dwie, dryyyyyyyyyń ciotka z wujciem, dryyyyyyyyyyyyyyń kuzynka i kilka mejlowych życzeń. Między dryyyyyyyyyyyń a dryyyyyyyyyyyń wrzuciłam obiad na stół no i bach, niepostrzezenie Małż wiernułsja z pracy, banku plus cukierni. Po "coś" z cukierni ja zrobiłam ku niemu dryyyyyyyyń, oszywysta, bo przeca czasu nie mam ni grama. Usiedliśmy nad sernikiem i kawką, gdy wtem dryyyyyyyyyyyń. Ha! nienienie telefon. Do drzwi wejściowych dryndanie. Patrzę zza firanki- bezdomny. Trapery na nogach, spodnie dresowe nad kostkę, powyżej wyziera blada włochata łydka, na przeciwległym krańcu zwieńczenie z wełnianej góralskiej czapeczki, wszystko zakutane w tweedową jupkę sprzed 4 dekad, w ręce koszyk wiklinowy. Elegancki nawet. Damski. Dryyyyyyyyyń. Choleraż, jaki namolny. No dzisiaj nie otworzę, kaski brak. Dryyyyyyń. No dobra, niech będzie, mam 2 zyla.

-A co tak długo teścia nie wpuszczasz, hę?

wtorek, 13 listopada 2012

(23) 1,2 list/opadł

Mój Dzień Zmarłych w tym roku zaskoczył mnie. Zaczął się 29.10 i trwa. Intensywnie. Ewoluuje i czyni dobro. 
W tym roku jest to dla mnie mimo wszystko święto żywych.
Śmierć i jej świadomość zbliża nas do siebie.
Każdego dnia cierpliwie szlifuje moje kanciaste komórki i układa w całość.
Wpasowuje mnie w teraźniejszość.
Teraźniejszość łagodnieje, by przelać się miodowym leniwym strumieniem w przyszłość.
Czuję, że pasuję i przybieram kształt naczynia.

Jestem szczęśliwa

Nie boję się.

Dziękuję Chustko.

Nie myślę, że to koniec.
Myślę, że to nie koniec.