środa, 19 września 2012

(15) Obłoczek Aniel(s)ki cz.4



        Nadeszło lato. Pajączka dorosła i stała się Lady Pajęczycą. Mimo, że miała mnóstwo obowiązków, to zawsze znalazła chwilę, by przyjść do dębu, przytulić się do jego kory, w miejscu, gdzie po raz ostatni widziała Obłoczka i porozmyślać o nim.

 Tak było i tego pamiętnego dnia. Po drodze do dębu jaj zwykle nazbierała pęk fioletowych dzwoneczków, które dzwoniły przy najmniejszym ruchu każdej z jej ośmiu nóg. Dzyń! Dzyń! Dzyń!- pięknie zabrzmiały, gdy położyła je u stóp dębu. 

Takie dzwoneczki istnieją naprawdę!  Dostałam kilka od Pajączki :)



Wolno podnosiła się z kolan, a gdy uniosła wzrok, oniemiała z wrażenia. Na brązowym wybrzuszeniu, które owiewała codziennie swym ciepłym oddechem stał motyl tak piękny, że Pajęczycy zaparło dech w piersi. Jego lazurowe wielkie skrzydła mieniły się w promieniach słońca wszystkimi odcieniami błękitów. Wydawało się jej, że w niebieskich oczach motyla jest coś bardzo znajomego. Gdy zajrzał w cztery pary jej czarnych oczu, przeczucie jakie miała, potwierdziło się.
Motyl odezwał się i wszystko stało się jasne:
-Witaj Pajączko! To ja- Obłoczek. Właśnie przestałem być nieruchomą poczwarką przytwierdzoną do kory dębu. Dziękuję Ci, że nie zapomniałaś o mnie. Twoja wiara we mnie, nadzieja, że się spotkamy i miłość były tym, co utrzymywało mnie przy życiu i pomagało mi się rozwijać i przeobrażać. Pozwól, że teraz ja zrobię coś specjalnie dla ciebie. Trzymaj!- Obłoczek rzucił do nóg Pajączki czapeczkę od żołędzia- wskakuj do środka!
Ledwo Pajęczyca weszła do łupinki, Obłoczek lekko jak piórko oderwał się od ziemi i wzbił się w powietrze. Szybował wysoko, wysoko nad łąką, którą tak dobrze razem poznali…
Pajączka poczuła, że oto spełniają się jej największe dwa marzenia jednocześnie- aby mieć przyjaciela i by latać jak ptaki i owady, którym zawsze tak lubiła się przyglądać.
……..
        -O, nasi synkowie już zasnęli- szepnął Obłoczek, wysunąwszy się cicho zza liścia łopianu, za którym od dłuższej chwili przysłuchiwał się opowieści. Pogłaskał po głowie swą Żonę- Pajęczycę Anielkę- chodź, Pajączko, popatrzymy sobie razem na migoczące nad naszą łąką gwiazdy… :*   

..............

Koniec :)

wtorek, 18 września 2012

(14) Obłoczek Aniel(s)ki cz.3



    Pajączka postanowiła zabrać kuleczkę do domu. Jako, że nie miała przyjaciół, a bardzo pragnęła mieć choćby jednego, tak właśnie zaczęła traktować kuleczkę.
-Nazwę cię Obłoczek- szepnęła Pajączka.
Każdego dnia Pajączka mówiła do Obłoczka, woziła go po okolicy wózkiem, który specjalnie dla niego utkała z łodyżek turzyc i ptasiego puchu.

Pewnego razu, gdy zajmowała się cerowaniem swojej pajęczyny, a Obłoczek leżał w swym wózku… No właśnie! Gdzie jest Obłoczek?! Wózek był pusty! Pajączka gorączkowo zaczęła przeszukiwać wszystkie miejsca, które wspólnie odwiedzili. Zajrzała do mysiej nory i do gniazda os, szukała pod korzeniami rosochatego dębu i na brzegu strumyka…Nigdzie go nie znalazła… Usiadła zrozpaczona pod fioletowym polnym dzwoneczkiem. Dzyń! Dzyń! Dzyń!- rozległ się cudowny srebrzysty dźwięk. Pajączka zerknęła jednym oczkiem na kwiatek. Siedziała na nim piękna błękitna gąsienica pokryta aksamitnym, lazurowym futerkiem.

Szkic do ilustracji: Magdalena Pawełkiewicz-Sakowska

-Co się stało Pajączko?
-Ach, straciłam przyjaciela! Nie wiem, jak to się mogło stać, tylko na chwilkę spuściłam go z oczu!-chlipnęła.
-Przecież jestem, Pajączko! To ja, Obłoczek! Biegasz tak szybko, że nie nadążam za tobą!
-To Ty Obłoczku? Ale…jak to się stało? Wyglądasz zupełni inaczej! No i potrafisz mówić!
-Nie wiem, Pajączko, jak to się mogło stać. Przez wiele dni byłem w jajeczku, które znalazłaś. Rosłem i rosłem, aż wreszcie skorupka pękła i mogłem wyjść na świat. Nareszcie mogę z tobą rozmawiać i chodzić na własnych nogach! Teraz mam ich nawet więcej niż ty. Dziękuję ci moja droga za troskliwą opiekę, którą mnie otoczyłaś, gdy byłem bezradny w jajku.
Pajączka i Obłoczek byli najszczęśliwszą parą pod słońcem. Chodzili wspólnie na długie spacery, podczas których bez końca rozmawiali, co chwila wybuchając radosnym śmiechem.
Bardzo lubili bawić się przy rosochatym dębie. Jego kora była brązowa, spękana, pełna nierówności, szczelin i wybrzuszeń. Obłoczek bardzo lubił zwijać się w kłębuszek i turlać pomiędzy nimi z góry na dół.
Pewnego razu podczas jednej z takich zabaw Obłoczek przepadł…Pajączka szukała go cały dzień i całą noc, bezskutecznie… Już go nie odnalazła… Od tej pory na dowód, że ciągle pamięta o Obłoczku, w miejsce, w którym widziała go po raz ostatni, codziennie przynosiła bukiet świeżych polnych dzwoneczków. Nawet dąb zdawał się płakać nad Obłoczkiem i Pajączką, bo na jego korze pojawiło się nowe błyszczące zgrubienie.

cdn...

poniedziałek, 17 września 2012

(13) Obłoczek Aniel(s)ki cz.2



Usta Anielki rozchyliły się w lekkim uśmiechu i popłynął z nich jej cichy i aksamitny głos:
Pewnego jesiennego dnia na łące przy rosochatym dębie pojawiła się mała dziewczynka Pajączek. Ciepły powiew wiatru zupełnie przez przypadek przywiał właśnie tutaj jej pajęczą niteczkę, którą kurczowo trzymała wszystkimi ośmioma łapkami. To był bowiem niezwykle ekscytujący lot. Okolica okazała się na tyle piękna i gościnna, że Pajączka postanowiła tu się osiedlić. Utkała sobie hamak pod rozłożystym liściem łopianu i często wpatrywała się w niebo w poszukiwaniu ptaków, much, ważek i os.
-Jak cudnie jest tam, w górze- myślała co wieczór.-Ach, jak bardzo chciałabym mieć skrzydła i jeszcze raz wzbić się w przestworza!- często nawet śniła, że u ramion wyrosły jej piękne, czarne skrzydełka.

   Mijały miesiące i nastała pachnąca wiosna… Mimo, że Pajączce doskwierała samotność, jednak była zawsze bardzo pogodna, wesoła i pomysłowa. Niełatwo jest bowiem bawić się samemu.
 Jak zwykła to czynić każdego ranka, skakała sobie właśnie po kamykach obmywanych przez strumyk, śpiewając pod nosem piosenkę-wyliczankę. Wymyśliła ją sama, ale muzykę do niej skomponował jej ukochany Dziadek - Chrząszcz Zibi. Piosenka brzmiała mniej więcej tak:

Hop! Hop! Robię krok!
Tralala zrobię dwa!
Strach mnie nie obleci
skoczę też  na trzeci.
To już nie są żarty
Skoczyłam na czwarty.
Piąty mi się tak podoba!
Dookoła niego woda,
A ja w wodę- bęc!
Teraz już ostrożniej chodzę.
Szósty kamień mam po drodze.
Na siódmy nie wskoczę chyba-
Widzę, że tam pływa ryba
Nie wystraszę jej!
Ósmego kamienia szukam
Palcem siebie w czoło pukam
Bo to dziwna rzecz się stała:
Ja- pajączka taka mała
Dałam radę jak ten topik
Cały strumyk w mig przeskoczyć!

Nagle-stanęła jak wryta. Nieopodal norki trzmiela coś leżało. W pierwszej chwili myślała, że to kamyk. Ale „coś” nie było ani tak zimne, ani tak gładkie i twarde jak on.
-Co to może być?-pomyślała Pajączka. Nigdy przedtem nie widziała czegoś tak dziwnego. Kuleczka miała lekko przejrzystą ściankę i przez ułamek sekundy Pajączce wydawało się, że coś przesunęło się wewnątrz kuleczki wolno i płynnie jak obłok po niebie.


cdn......

niedziela, 16 września 2012

(12) Obłoczek Aniel(s)ki cz.1



Nad łąką zmierzchało…
Między liśćmi tańczyły już ostatnie promienie słońca, rzucając gdzieniegdzie filuterne cienie, ziemia zaczęła uwalniać swój subtelny zapach wilgoci, a źdźbła traw i polnych kwiatów pokryły się drobnymi diamentami wieczornej rosy.
        Pajęczyca Anielka rozkoszowała się ciszą i ciepłem wieczoru rozciągnięta wygodnie na srebrzystej pajęczynie. Leżąc na plecach, kiwała sobie od niechcenia trzema nogami do rytmu jaki narzucała kukułka. Anielka tęsknym wzrokiem otuliła przelatującego nad nią skowronka, uśmiechnęła się do pszczoły spieszącej się do ula, puściła oczko do grubego trzmiela wchodzącego do swej ziemnej norki.
No, już najwyższa pora ich wołać- otrząsnęła się. 
- Chłopaaaaaaaaaaaaaki!- powietrze przeciął jej dźwięczny głos- do dooooooomu!
Anielka co wieczór wołała swoich trzech synków, którzy całe popołudnia bawili się na łące.
-Ach, mamo, było cudownie! Graliśmy w piłkę, ścigaliśmy się od rosochatego dębu rosnącego przy strumyku, aż do skraju łąki i z powrotem, bawiliśmy się w chowanego!
Pajęczyca bardzo lubiła takie wieczory. Ten radosny zgiełk, wspólne kolacje, przepychanki przy wieczornej toalecie.
-Chłopcy, wykąpcie się, póki rosa jeszcze jest ciepła i nie zapomnijcie umyć kądziołków!
Mycie kądziołków jest dla małych pajączków tym, czym mycie zębów dla ludzkich dzieci. Bez tego, ani rusz!
Małe pajączki strącały z liści kropelki wody i wskakiwały pod nie, ciesząc się, że rozpryskują się o ich ciałka na tysiące migoczących drobinek. Po kąpieli wskoczyły do utkanych ze źdźbeł trawy łóżeczek stojących pod pochylonym w łuk wielkim liściem łopianu.
-Jesteście gotowi?-spytała mama Pajęczyca poprawiając niesfornie opadające kołderki. (Uszyła je szczypawka z delikatnych nitek zakupionych u zaprzyjaźnionej rodziny jedwabników.)
Małe pajączki zaczęły mrużyć do snu wszystkie 24 oczka. Uwielbiały ten magiczny moment, kiedy mama zasiadała w swym bujanym fotelu z muszli ślimaków, zamykała trzy pary oczu, a jedną tylko ukradkiem spoglądała na nich spod półprzymkniętych powiek i zaczynała swą wieczorną baśń…

Ilustracja: Magdalena Pawełkiewicz-Sakowska

cdn...

poniedziałek, 10 września 2012

(11) disco-patka

    No i stało się. Brzdęk! Kręgosłup znowu rozsypał się  jak wieża z kostek lodu. Czeka mnie kolejna podróż wgłąb siebie, szukanie i mozolne sklejanie.  Mogłabym sobie teraz wyrzucać- ech, niepotrzebnie myłam okna, niepotrzebnie zmieniałam pościele, niepotrzebnie rozjeżdżałam żelazem zagniotki na ubraniach... Nie bolałoby wtedy, nie byłoby szpryc w poopkę, nie musiałabym zawracać głowy wszystkim dokoła...
Z drugiej strony było warto, było to po coś- mogę teraz leżeć w pachnącym morzu czystej pościeli,  patrząc przez kryształowe okna na błękit nieba. Spędzę tu jakis czas, więc było warto :) Gościłam moją przemiłą Panią Doktor, z którą fajnie pogadać. Jutro przyjdzie pielęgniarka Iza. Pobiadolimy troszkę, pośmiejemy się. A za jakiś czas minie ból przy każdym oddechu, wszystko mija.
Życie jest piękne :)


Niech nikt nie zwątpi w odwieczne, zdawałoby się- trywialne- prawdy:

Nie ma tego złego...!
Jutro też jest dzień!
Po burzy zawsze świeci słońce!

Mam tylko prośbę do Słońca - poczekaj na mnie!

Frida Kahlo. Moja opoka w zmaganiach z klatką ciała.
Jeszcze do niej wrócę. Do Fridy :)


sobota, 8 września 2012

(10) ot, lipcowy pogaduch


    Obrazek: rodzina przy stole, wokół którego swobodnie kołuje stado mniej i bardziej wysublimowanych tematów, lekko przerzucanych z ust do ust prawie równocześnie z kawałkami brojlera rasy Leghorn. Szczątki ptaka leżą rumieniąc się na półmisku, jego kołowanie bowiem zakończyło się dużo wcześniej w naszej zamrażarce. Niezobowiązująca pogawędka nad talerzami, przerwana została rzuconym od niechcenia pytaniem Mata:

- Mamo, a kiedy urodził się tata?

- W 1972, Synu.

- O, to podczas rozbiorów?

- ?!

Krew w żyłach Małża i moich zmieniła konsystencję i przeistoczyła się w gęste wapno. Wokół nas wystrzeliły skrzypy i paprocie drzewiaste, krzyk pterodaktyla przeszył niezręczną ciszę. 

-Chodź Małżowino- zdołałam usłyszeć pomruk Małża- złożymy nasze cielska w grocie sypialnianej i obsypiemy nasze głowy popiołem.

-Jestem ogromnie ciekawa co w takim razie będziemy robić za 30 lat?

-Ja będę leżał i wył..-z przekonaniem rzekł Ślubny.
........
Przysięgłabym, że torując sobie drogę pośród mchów i zwałów węgla kamiennego, zauważyłam kątem oka ślady naszych trójpalczastych łap...

Tymczasem takie odciski zostawiali chłopcy na plaży.