sobota, 25 listopada 2017

(249) Odgrzewane kluchy i Skorpion w TV

    Cztery lata tamu napisałam dobry tekst. Mam kilka takich, które uważam za dobre i cenne. Jeden mi się tak spodobał, że przemyciłam go w całości do Bazanka.
    
     W zeszłym tygodniu miałam urodziny, moje włosy zamieniają się barwą z oślim mlekiem, pszenica za grykę, miód za kredę. Młodość to echo życia, obija się o ściany poczekalni.
       Dzisiaj obudziłam się z myślą o poniższej notce, zaskoczona tym, jak jest kompatybilna z moją sytuacją życiową, mimo że minęło już sporo czasu. Wklejam ją tutaj, ale odsyłam do ----> źródła, bo tam są komentarze, które w świetle bieżących wydarzeń brzmią jeszcze silniej. 



poniedziałek, 29 lipca 2013


(79) podróż w czasie

   Sto lat temu beztrosko cięłam krajobraz, bryzgając kolorami na słoneczne pola rzepaku po prawej i fiolety ogórecznika po lewej. Moje dłonie odkładały skiby puszystych szmaragdowych zarośli i rozchylały kłujące gałęzie strzelistym sosnom. Przesypywałam przez palce miliardy ziaren piasku z dzikich plaż, nabierałam w płuca ciemne, pachnące jeziorem powietrze, a jedyny świadek nocnych kąpieli bezwstydnie wpatrywał się we mnie opalizująca tarczą. Wpychałam w oczy zachody słońca, spadające gwiazdy, polne drogi inkrustowane migoczącymi kałużami i kocimi łbami. Wcierałam w skórę zapach miodu i morskich wodorostów. Biegłam łapczywie na wprost, szybko, upojnie, a  wyciągniętymi do góry rękami orałam niebo i darłam paski błękitu. Biegłam przez pagórki, z młodzieńczą ciekawością co dalej, co za horyzontem. Jak gdzie indziej pachnie ziemia, jak słychać szelest leśnych cieni i jak smakuje nieznane. Tajemnica czaiła się za każdym zakrętem,  po skórze skakało to, co niecodzienne i niezwykłe, muskając ją każdą ze stu łaskoczących łapek. Lecznicza akupunktura małych niespodzianek. Wszystko zależało od losu, on rozdawał karty - gdzie i kiedy się obudzę, co zjem na kolację, jakie widoki zobaczę. Która stacja przytuli mnie na 3 godziny albo 3 dni.
Sto lat temu pod puchową poduszkę i przez dziurki w skrzynce wpływały strużki wierszy: Siedząc na małej stacyjce czekam na pociąg, trzymając głowę na udach ukochanej kobiety. Marzę tylko o tym, by ten pociąg nigdy nie nadjechał.

   Kalendarze zafurkotały i przerzuciły mnie o dziesiątki lat świetlnych naprzód. W XXI wieku nie jeżdżę już koleją. W szoferce cichutko szumi klimatyzacja, a śliskie podmuchy przefiltrowanego chłodnego powietrza omywają opalone ramiona. Zmęczona nieustannym brzękiem ciągniętych za sobą kotwic, zakładam kosmyk włosów za ucho niezmiennym od lat, płynnym ruchem i wyciągam strudzone stopy z pedantycznie pomalowanymi paznokciami. Cel podróży - wiadomy. Zaplanowane posiłki 3 razy dziennie, a ściany hotelu nie pachną brezentem i dymem z pizzerii.

Za oknami auta wieczór tasuje migające w pędzie krajobrazy. Już nie kantuje i nie przechowuje asów w rękawie. Do środka wpada miarowy pomruk silnika kabestanu zwijającego liny kotwiczne, które wciągają mnie do doku.

Po wycieczce na tylna kanapę rzucam podejrzanie lekko pytanie: i jak, podobało się Wam?

 

- Super! - woła uradowany Mim

- Noo.- mruczy do szyby Mat. - A mały, obleśny rachmistrz siedzący w mojej metryce, śliniąc wskazujący palec, skrzypiącym piórem dodaje w słupku kolejne 10 lat.

Bo nagle świat objawił mi z rozbrajającą szczerością swoją prawdę - Mat jeszcze tylko kilka razy spędzi z nami wakacje. Potem będą ważniejsi koledzy, dziewczyna. Teraz jego kolej fastrygować ścieżki swoimi krokami, i wysiadywać jajka niespodzianki na małych polanach.
 Tymczasem wydaje mi się, że mój patchwork jest gotowy.

Z tyłu głowy matka Nieuchronność ciągnie za cieniutkie żyłki i zaciska na mej twarzy siatkę zmarszczek.

***

A z innej beczki, to w październiku zostałam zaproszona jako 


do programu profesora Jana Miodka "Słownik polsko@polski", który będzie transmitowany  na falach TV Polonii dzisiaj o godz.17.00. Można go będzie oglądać w wersji nonstopicznej tutaj: ----> https://vod.tvp.pl/video/slownik-polskopolski,25112017-1700,34693147

W bibliotece Instytutu Geografii Uniwersytetu Wrocławskiego było mniej więcej tak:



Ja obejrzę post factum, bo nie mam TV Polonii i skończyła mi się waleriana. Dajcie znak jak było, czy nie poodpadały Wam guziki od koszul i nie pękły odbiorniki. Si ju! ♥

piątek, 10 listopada 2017

(248) Wózek inwalidzki i nalewka czyli jak to smutek z radością się przeplata

     Dom wariatów! Jak pragnę zdrowia, dom wariatów. Chciałam się tylko podzielić tą refleksją, która zakwitła kwiatem dorodnym i czerwonym, kiedy patrzyłam na naszą uszczuploną rodzinę, że w zasadzie nic się nie zmieniło w tym zakresie. Norma. Nawet po napisaniu tytułu, czytam: jak to sutek z radością się przeplata. W sumie niby prawda.
     
     Ad rem. Otóż staliśmy się szczęśliwymi, acz tymczasowymi posiadaczami dwóch wózków inwalidzkich. Jeden pojechał do ---> Michała, czerwony jak bolid Ferrari, drugi, niebieski jak niebo w południe, został u nas na przezimowanie. Nie wiedziałam, że brakuje nam wózka, dopóki nie przybył. Od tej chwili okazało się, że to sprzęt pierwszej potrzeby i rzadko stoi bezczynnie. Dzieci skorpiońskie oszczędzają nogi i ujeżdżają po Skorpiolandzie zamiennie. Czasem chcą popchać swą matkę, czyli mnie. Matka, jak to matka, zgadza się prawie na wszystko. W sumie bardzo słusznie, bo kto wie, co człowieka czeka, niech się młodzież przyzwyczaja. Chcą pchać, tym lepiej. Jak nie stara rodzicielka, to i tak czeka ich wózek-gondola z oseskiem. Siadam więc i jestem pchana, to zupełnie jak taksówka w skali mikro. Mim spożywa na nim także posiłki, a krótkie momenty, kiedy wózek stoi bezczynnie, wykorzystuje kot i zasypia na nim z lubością. Ale śpi tylko chwilę, bo zaraz wózek zaczyna jeździć z tym biednym zwierzęciem po domu, pchany troskliwie przez Mata i Mima. Faktycznie, kot jeżdżący na wózku inwalidzkim budzi nad wyraz opiekuńcze instynkty. Proszę poruszyć kołowrotkiem wyobraźni i rozczulić się.

     Sprzęt pomocniczy traktujemy jako sprzęt i tyle. Nie ma potrzeby się go bać. Zauważam bowiem, że społeczeństwo jest zabobonne, a jednocześnie traktuje zaopatrzenie ortopedyczne jak relikwie. Nie dotykaj! Nie siadaj! Dlaczego? Bo zachoruję? Bo dosięgnie mnie palec losu i utrąci kręgosłup za karę? Nie sądzę. Laska, kula, wózek, o ile nie służą jako rekwizyty do szykan, wyśmiewania się, poniżania drugiego człowieka, są zwykłym sprzętem. Ot i cała sprawa. 

      
     W domu siedzę niemalże na walizkach. Nie wiem w którym momencie będziemy musieli opuścić to miejsce, które tak kochamy. Żegnać się z kolegami dzieci, zmieniać szkoły, okolicę. W tym roku nie zasadziłam kwiatów w donicach przed domem, nie miałam surfinii jak co roku. Na stole trzymam dokumenty, których używam, bo sprawy urzędowe mnożą się w postępie geometrycznym. Śpię jak zając.

    Wczoraj dopadło mnie dziwne uczucie. Coś podobnego do końca żałoby, kiedy ma się już siłę przerzucać rzeczy po zmarłym. Wkładając wyprane i wyprasowane pościele na górną półkę szafy, wzrok mój padł na półki, gdzie były ubrania męża. Do tej pory zionęły pustką. Minęło już pół roku. Wczoraj postanowiłam, że położę na niej swoje ubrania. Dziwne uczucie. Jeszcze tego nie zrobiłam, ale chyba już mogę. Chyba schowam dokumenty. Może nawet zasadzę kwiatki w donicy... Ostatni raz.

http://poznan.wyborcza.pl/poznan/1,105531,19511602,murale-z-poezja-w-poznaniu-rozewicz-szymborska-herbert-jak.html
Znamienne, że ten mural jest obok biura mojego adwokata.

Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Stanisław Barańczak


      Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
      Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
      Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
      Nie było przykro podnieść się i odejść;
      Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
      Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
      Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
      gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
      na inna ulicę, kontynent, etap dziejowy
      lub świat
      Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
      Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
      Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
      w świecie
      czuł się jak u siebie w domu?


***

    Z rzeczy fajnych i przyjemnych mam ogłoszenie! Nie wiem, czy Wam w ogóle o tym mówić, bo zrobicie mi nie lada konkurencję, ale co tam, zawsze miałam dobre serce. Tak mówią ci, co zjedli je po wysmażeniu i doprawieniu kurdemolem. 

Izabelka zaprasza na 



Do wygrania dwa zestawy utensyliów (ja się ustawiam po nalewki). Idźcie tłumnie, zapisujcie się i pamiętajcie kto Wam o tym powiedział! No. Powodzenia, druzja. I niech szczęscie sprzyja potrzebującym! Asasasa!



środa, 1 listopada 2017

(247) Kierunek - południe!


Druzja!
Jako, że w moim życiu dzieje się tak dużo, że nienadanżam, jak mawia klasyk, a większość zdarzeń nie nadaje się na bloga, gdyż jest tak śmieszna, że można by skonać natychmiast w męczarniach, a ja nie chcę nikogo narażać na uszczerbek, tako coś rzeknę, ale dopiero na końcu, byście nie pobiegli nie doczytując do końca tego króciutkiego, aczkolwiek najeżonego najeżkami posta. W ogóle jak człowiek się rozwodzi, to dowiaduje się rzeczy niesamowitych, przeżywa coś na wzór spływu kajakowego Amazonką i to wśród rozlicznych stad uzębionych, zielonych czających się w wodzie aligatorów, jadowitych pająków w gęstwinach, ślicznych, gumiastych drzewołazów, które można wziąć za żelki Haribo, ale tylko raz.  To samo z satynowym boa owijającym się rozkosznie wokół szyi. 
Na plecach ma się bazukę, która mu trochę ciąży jednak, ale nie na tyle, by ją wyrzucić do wody, w zębach zgrzyta muł i piasek rzeczny, wiatr i cebula wyciskają łzy z oczu. Idzie się, idzie, nie wiadomo kiedy koniec tej wędrówki, ale wiadomo, że za lasem czekają ciepłe gatki i pularda pod beszamelem.
No i wędrówka ta będzie trwała i trwała jeszcze jakiś czas, więc aby Czytelnika, który jest na wagę złota i towarem deficytowym nie zamordować (nakręcono film o owcach, który trwa chyba siedem godzin, co na początku jest bardzo śmieszne i zajmujące, ale później, tak po godzinie, film traci gwałtownie na atrakcyjności), tako na razie może przekieruję tłum PT Skorpiofanów, na ----> Kręgosłup Oralny, gdzie będę napomykać o intymnych kontaktach ze Służbą Zdrowia, co? Wczoraj nadałam odcinek 3 i ostatni o ZUSie, za chwilę barwne i umajone wspomnienia z sanatorium.

   A teraz zapodam kawałek wstrząsającego dzieła - opery-baletu barokowego mistrza Rameau, w której jeszcze nikt nie ma ciepłych gatek, ani beszamelu, ale chyba pulardę widziałam. I jabłko. Tam jest wycinek Skorpioniego Raju, no, taka komórka. I Skorpion tam występuje, bardzo by chciał tak wystąpić w epizodzie życia z 3.14-3.40, bo jest to esencja prawdziwej Skorpioniej, wewnętrznej natury. Skorpion może i wygląda trochę na hippiskę, ale jest bardzo mono i analog.


--> FILMIK