Grzebałam sobie ostatnimi czasy patykiem w głowie i zasobach dysku C. O ile w głowie strasznie huczało echo i wyły mroźne wichry, tak w substancji twardej znalazłam wiele kiełkujących rozdziałów, opowiastek i szkieletów, które niekiedy oblepiłam ciałem i wrzuciłam Skorpionowi do rosołu.
Gmerając tak sobie, od niechcenia, napatoczyłam się na wstęp do jakiejś hipotetycznej książki. Mojej ksiązki, dodajmy. Hahaha. Haha. Ha. Albo to zakończenie, kto wie. Zapomniane, spędziło w elektronicznej szufladzie przeszło półtora roku.
Pojęcia nie mam, dlaczego w dzień urodzin Małża nie dmuchałam z nim świeczek (ma już tyle, że dechu nie starcza dla jednej osoby. Ja, oczywizda, nie dodmuchuję dokładnie, bo jeszcze by mu się marzenia spełniły i co. A tak, to sprawa jasna - nie masz, bo źle dmuchnąłeś). Niemniej plik faktycznie pochodzi z dnia 26 kwietnia 2014 roku. I brzmi następująco:
"Ależ
mam nadmuchane! W żagle! Bebe mówi, że nieważna jest kolejność rozdziałów,
więc zacznę od końca. I to dość
hipotetycznego. I że ma być z gębą i
zadziorem. Gęba jest, co tu kryć, sprawdziłam w lustrze. Zadziora nie mam, bo
zrobiłam właśnie manicure, cóż za nierozważny krok, moje plany mogą zostać poważnie zaburzone
przez brak zadziora.
A Katachreza do pazura chce codzienności! Normalnej codzienności! Że ta normalność, mówi,
jest teraz towarem deficytowym i ludzie chcą chleba z glutenem i igrzysk, a nie
jednorożców i elfów. Ja tam myślałam, że jednorożców właśnie, bo jakoś nigdy
żadnego nie widziałam, ale może właśnie w tej chwili byłam przywalona stertami
prania, albo schylałam się do szafki z garami i coś mi umknęło. A z chęcią bym zaprzęgnęła takiego do powozu
i hajda po buły różowym rydwanem! I ziu na oklep po włoszczyznę, szał! A
tymczasem ludzie, przepychając się przez parking z białymi końmi i
księżniczkami w karocach ponoć wołają, że szukają człowieka. Hm. Cóż tu więcej mówić...
Here I am!!!! Ecce homo! To sem ja!
A tak, a’konto przyszłości. Jeżeli kiedykolwiek dojdzie do naszego spotkania w
matrasach czy empikach i zostaniecie zasypani przez lawinę woluminów z moją
nadmuchaną, jako rzekłam, facjatą na tylnej obwolucie, to musicie wiedzieć
jedno. Otóż, na podstawie obserwacji osobistych, a także informacji
przekazywanych drogą werbalną, objawię tu prawdę dizajnersko-bon-tonową: miarą
szacunku człowieka dla człowieka nie jest miejsce na którym siedzi człowiek – tu
chwilowo autor. Boję się, że
przytargacie dla mnie fotel, taki puchaty i mięciutki jak dla księżniczek i
wiekowych beneficjentów. Za zapadnę się i już nie wstanę. Dlatego, zaprawdę
powiadam Wam: dajcie mi krzesło! Porządne krzesło z oparciem dla całych pleców.
Nie takie, które kończy się w okolicach krzyża i zawija się tam pokornie jak
atroficzny ogon. Zwykłe krzesło z wysokim oparciem poproszę. Może być
wyściełane, skoro chcecie mnie uraczyć.
I stół. Musi być stół. Nie ława, błagam nie ława. Ja jestem starej daty,
u mnie życie kula się między stołowymi nogami. I nie toczy mnie jeszcze
lumbago, bym składała autografy w pozycji kucznej neandertalskiej. Bądźmy wszak
ludźmi w każdej sytuacji!
Acha,
uspokoję Was - używam długopisu. Chociaż jako podlotek zrobiłam sobie prawdziwe
pióro! Włożyłam wkład w dudkę pióra jastrzębia! Ależ mi
się zamaszyście odrabiało prace domowe! Z polotem! Pióra tego używałam w domu,
bałam się bowiem, że mi się zniszczy w torbie. W szkole pisałam wiecznym piórem.
Z pompką. Czarnym atramentem, wyłącznie. Ach, jakże pismo nabierało charakteru!
Ale o tym może później.
Więc
skoro mamy omówione to, co najważniejsze dla pisarskiego ego i zadka, możemy
sobie pogawędzić i poszyć ten patchwork. Zobaczymy co tam wyhaftujemy".
I tak oto słowo ciałem się stało. Powstały dwie książki. Siedziałam z Kaczką (i to nie szpitalną) w puchatym fotelu. "Wędrówki i myśli porucznika Stukułki" wyjdą na papierze w maju. Będziemy (chyba) pieczętować je płetwą i kolcem.
Dziękuję Bebe i Katachrezo, że mnie kopałyście z zadek.
Później do wierzgających dołączyły Wasiuczyńska, Jarecka i Alcydło Kr. No i Kaczka, ofkors. ♥
A kto nie słyszał, niechaj zrobi sobie kawusię i słucha :) :
Proszę nie regulować odbiorników. Tragiczny tembr mojego głosu jest smutnym faktem. Kaczka jeszcze nie miała odwagi posłuchać swojego.