sobota, 30 stycznia 2016

(198) Ikar w fotelu

     Niby nie powinno mnie zaskakiwać, że Ikar musi spaść. Ilekroć zastanawiam się nad jego losem, daję mu kredyt zaufania, by tym razem tak się nie stało. Ciągle mam nadzieję, że, lekkoduch, zamiast wosku użył super glue. Ale co zrobić, gdy ktoś nie potrafi latać...
    
    Rolnik orze pole, Ikar tonie, a pszenica szumi głośniej niż jego łabędzi krzyk. Znowu nikt nie zauważa tragedii. A ten, kto ją widzi kątem oka, odwraca wzrok, bo tak żyje się łatwiej i lżej.
Niepodejmowanie decyzji jest bardzo łatwe, usypia na wiele lat. Między krótkimi lotami Ikar zapada się w swoim wysiedzianym fotelu, przyjmuje jego kolor i fakturę, i zaczyna się w niego wtapiać. Jest już jak sprzęt i jak sprzęt jest traktowany, bo jak inaczej? Niby chce coś zmienić, ale najlepiej tak, by nie wzbić kurzu, który zdążył osiąść na jego filiżance. Żadnej kawy, wyłącznie herbata. Przyzwyczajeń się nie zmienia. Świat cały jest tylko błękitną wklęsłością chińskiej filiżanki...

     Co prawda ma jeszcze w zapasie kilka lat na półce - jakieś trzydzieści pustych słojów. Przez ścianki pięćdziesięciu trzech innych, widać gitarową strunę, zdjęcie dziewczyny, której włosów nigdy nie pogłaskał,  bucik syna, róż do policzków, odciski ust dziewczyny, która całowała tak bosko, że traciło się poczucie rzeczywistości. Tę śmieszna kość serdecznego palca prawej ręki, relikwię przeszłości. Piach z klepsydry prywatnej wyspy, gdzie nie ma zegarów, okruch marmuru z domu na niby, diamentową żabę, która nocą stawała się księciem. Zagubiony kolczyk ze szklanym paciorkiem. Kamień z serca. Tysiąc listów. Świąteczne Dzieciątko Gałczyńskiego przykryte śnieżnym obrusem. Cisza dwóch dni w roku, w której słychać tylko szczekanie psów w oddali. Para z szyby. GIF okna, za którym migają pory roku. Wrzątek i malinove love w zielonych dzbankach. W sumie - niewiele tego. A wszystko razem waży tyle co cały świat, który można kupić dziś rano. Za jedno serce cały świat. Dobra cena.




     Co włoży do pozostałych? Nie wie. Może tę błękitną koszulę, na której nie leżała, gdy czytał jej książkę? Może ten kwiat, który jeszcze nie urósł nad jeziorem. Albo zapach bzu, którym się nie skropiła. Zamglony wzrok, z którym było im tak do twarzy. Miód do słodzenia życia.

   A może nic, bo przecież najprzyjemniej jest tylko pomyśleć, że mogłoby się to wszystko mieć, gdyby tylko się chciało. I jeszcze raz tyle na dokładkę.