sobota, 19 grudnia 2015

(194) Zielona sukienka

     Widziałem ją. Stała. Tak po prostu. Wyglądała na zadowoloną, ale nie pamiętam, jaki miała wyraz twarzy. Zmierzchało wtedy, więc trochę się wystraszyłem, kiedy ją spostrzegłem. Nie zastanowiło mnie nawet to, że może być jej już zimno, w końcu to październik. Co prawda dużo mówi się o ociepleniu klimatu, ale chyba nie jest na tyle ciepło, by chodzić w samej sukience. Nie powiedziała nic, chociaż czułem, że bardzo chce. Może nie jestem na tyle silny, by móc ją wysłuchać. Wystarczy mi sam widok. Patrzyliśmy na siebie. Trwało to dobrą chwilę, a potem odeszła. Jej zielona sukienka pomachała Ci na pożegnanie. Poznałem od razu, że to machnięcie jest do ciebie, bo w jej fałdach była prośba, żeby ci to przekazać. No, to przekazuję.

***

fot. Tommy Eliassen/Barcroft Media
   
     Kiedy lekarze orzekli, że to potrwa tylko kilka dni, wzięły ją do domu. Gdyby liczne wylewy nie spowodowały utraty mowy, pewnie usłyszałyby, że chce umrzeć we własnym łóżku.
Były cztery, więc każda miała opiekować się mamą przez ćwiartkę doby. Tak byłoby sprawiedliwie i symetrycznie, ale siedziały wokół niej wszystkie, jak ośmioręka rozgwiazda. Rak wyjadł jej ciało do dna, pozostały tylko resztki płuc. Im ich mniej, tym, paradoksalnie, głośniej pracują. W końcu stanęły, utrudzone, na siedemdziesiątym trzecim przystanku i z wydechem ulgi wysadziły na nim duszę.
   
     Podczas pogrzebu pięknie świeciło słońce. Trumna nie była ciężka, ważyła nie więcej niż serce, więc czterech chłopa dało radę z łatwością. Dużo ludzi, bardzo dużo. Miłe, ale w smutny sposób.
Stypa, zupa, kotlet, przecież to miejsce mamy, zostaw wolne. Noce kończą się w południe, popołudnie już czy rano? Dzieci w szkole? Ach, śpią. Niech śnią. Jak to już grudzień? Kiedy?

***

- Przyjdź proszę do mnie do gabinetu, gdy będziesz wolniejsza.

- Dobrze, doktorze.

-Wiesz, wahałem się, czy Ci powiedzieć, bo nie mówi się w świetle jarzeniówek takich rzeczy. -Kolejka pacjentów, na stole recepty, przed oknem tramwaj. Rozmowy i szuranie.- Teraz wydaje mi się to dziwne, ale mam ci do przekazania wiadomość, nie wiem od kogo i nie wiem dokładnie jaką, poza tym tylko, że jest i to ponad wszelką wątpliwość. Chyba sensem jej jest to, że jest i tyle. Skądś wiem, że to wiadomość dla ciebie. Od kobiety, która została pochowana w zielonej sukience. Nie martw się i zostaw miejsce wolne. Potem pozmywaj i żyj.