poniedziałek, 14 lipca 2014

(133) Wasiuczyńska przechodzi samą siebie, a już na pewno wszelkie pojęcie!

     Niedawno Ela Wasiuczyńska, matka Pana Kuleczki poprosiła o nasze, czyli czytelników, złote myśli, którymi zostaliśmy obsypani przez mentorów. Zapytała tutaj o "rady, które wracają do Was jak memento w dorosłym, zawodowym życiu. Paradoksalne, ale słuszne aż do bólu".

     Zachęcona licznymi komentarzami, ale onieśmielona ich treścią, zebrałam się w sobie i postanowiłam w końcu podzielić się czymś, o czym wiedzieli tylko nieliczni bliscy, a co stało się moją latarnią, cytuję:

"Och, Wy Artyści! Uwielbiam Was!
To teraz ja, prosty, ścisły mgr inż:
Jakoś wykładowcy nie zahaczyli się w mój mózg haczykami wysublimowanych sentencji.
Mam kilka, które mi przyświecają, trzymam się tego, co mówił mi tata. Że miłość zwycięża, że zło dobrem zwalczaj i coś najprostszego, do czego musiałam dojrzeć - żyj i pozwól żyć innym.

I coś, co pojawiło się jakoś czas temu, a wtapia się gładko w lukier słów Kaczki.

Otóż.
Jakiś czas temu rozmawiałam z Musierowicz. Nie twarzą w twarz, bo nigdy nie miałam śmiałości. Raz stałam za nią kilkanaście minut w punkcie ksero i dreptałam z nogi na nogę, aż w końcu skserowała jakieś plany i poszłaaaaaaaaaa. Kolejny raz wlazłam na Jej klatkę schodową, na Słowackiego, pooglądałam poręcze, wycieraczkę, drzwi i ...poszłaaaaaaaaam...
Uwielbiam Jej książki, zaczęłam je czytać w późnym liceum. W wiadomościach prywatnych czasem dostaję sygnały, że piszę "jak Musierowicz". Napisałam do pisarki, przytoczę tu naszą rozmowę, esencję z kilku elektronicznej wymiany zdań, najważniejsze jest jak zwykle na końcu i na dnie :) Ale cała rozmowa jest skarbnicą wiedzy.

"Moniko, (...) jeśli chodzi o doradzanie w tej materii - powstrzymuję się do niego z jeszcze innych względów: autor, zwłaszcza początkujący, powinien polegać przede wszystkim na sobie.
I oto rada, jakiej udzielę Ci na odległość: skoro zarzucają Ci, że piszesz "jak Musierowicz", postaraj się tym zarzutem przejąć. Nie należy pisać "jak" ktoś, nawet "jak Dostojewski". Pisz "jak Monika". To o to przecież chodzi w tej całej zabawie: masz stworzyć własny świat I przedstawić go w jedyny, Tobie właściwy sposób.
Twórczość, która tylko naśladuje, zemrze na anemię.
Do dzieła!
I nie pytaj nikogo "czy to coś warte". Dopóki samej siebie nie zadziwisz I nie zachwycisz, dopóki sama nie uznasz, że to "już"- nikt Ci nie pomoże.
Przepraszam, ale taka jest prawda.
...
O, świetnie, że to rozumiesz, Moniko.
Ale w jednym się mylisz: to nie jest tak, że dziś nie potrzeba nikomu radosnych, słonecznych opowieści. Chyba zawsze są takie potrzebne. A im trudniejsze czasy, tym bardziej.
Nie poddawaj się, pisz, szukaj własnej drogi I własnych środków wyrazu! Warto!

...
Bardzo mądre to zdanie o zachwycaniu samego siebie, ale to przecież bardzo trudna rzecz! (...) Tylko, czy to nie takie uczucie, które przychodzi powoli, z mozołem?
...
To akurat jest oczywiste. Bez pracy nie ma kołaczy, że tak powiem. Namozolić się trzeba.
Bez mozołu piszą grafomani. No I oni właśnie łatwo siebie zachwycają.
Mozół nie wynika z tego, że się człowiekowi trudno pisze, lecz z tego, że tekst łatwo napisany trzeba jeszcze uczynić bardzo dobrym.
Bo kto nam niby obiecywał, że będzie łatwo?
Łatwo nie jest.
I nie ma być.
Wśród trudności zdobywamy siły I doświadczenie.

Pozdrawiam serdecznie!

....

Pani Małgorzato, no właśnie, ale jak odróżnić co grafomańskie a co nie? Jaka jest granica, kto ją ustala? Oceniają czytelnicy? A może krytycy? Koledzy Po piórze? Jak to jest?
Ciśnie MI się wręcz na usta głosem Ireny Kwiatkowskiej: "kto ptak, a kto nie ptak"?
:)

Moniu, ustalasz to sama.
To jest Po prostu zawód dla solistów.

A kolegów Po piórze NIGDY nie pytaj.
Każą Ci pisać tak, jak piszą oni, bowiem przyłożą do Twojego pisania swoją miarę.

A miara ma być Twoja.

Dlatego uważam, że najważniejszą osobą w życiu pisarza jest jego szkolny polonista. To do niego zależy (w ogromnym stopniu) Twoje poczucie miary I Twój literacki smak.
Całej reszty musisz nauczyć się sama (czytając I pisząc). I na nikogo nie liczyć."

O! :)


     Wyobraźcie sobie, że Ela wybrała mnie na prawną opiekunkę Kaczki Katastrofy! Powyższa złota myśl okazała się prawdziwie złota! Spostrzegawczy Czytelnicy Skorpiona z pewnością zauważyli nowe trofeum na półeczce z prawej strony ;)
Adopcja nastąpiła dzisiaj, w dzień zburzenia Bastylii! Mam ogromne szczęście, że to, co piszę, chwyta Was za serca i, że chcecie to czytać! To dla mnie bardzo ważne, bo tylko tym chciałabym się zajmować. Czy tak będzie? Chciałabym! Chciała! Trochę wiary mi trzeba i odwagi.

A teraz - stoliczku, nakryj się!

W życiu jak na sankach-
raz w górę, raz w dół.
Chcecie bajkę? Oto bajka!
zajmuje cały stół!


Tak grubaśna koperta wyglądała z przodu.
Zwróćcie uwagę na ten piękny charakter pisma,
na zróżnicowanie odcieni szarości w adresie!

Z tyłu Pan Kuleczka informował o stopniu ważności przesyłki.


W środku... kolejna koperta. Znak zapytania podwaja mą ciekawość.

Z tyłu stado znaków podziesiąciaja ją!

Lak na kopercie o ręcznie zaokrąglonych rogach wypłynął z serca.

A ze środka wypłynęło morze pocztówkowych ilustracji!
Matulu! Wszystkie znam z książeczek chłopaków!
Niesamowite uczucie!

Moja ulubiona ilustracja, którą oglądałam z zachwytem... 9 lat temu!

Ilustracja z Bajki o rybaku i złotej rybce i fragment Jasia i Małgosi.
Piękne, co? Wytatuuję sobie na plecach!

Nie zgadniecie co jeszcze kryło się w kopercie głównej!
Kolejna koperta poboczna!

A w niej.... skarby i jeszcze jedna!
List miłosny w błękitach! Z kwietnym znaczkiem!

Kopertka z tyłu zdradzała Nadawcę!

W środku... co to może być? Ręcznie wyprodukowane znaki na ziemi i niebie!

A z tyłu...

W żółtej kopercie kryła się krewetka dla Mima!

A Mat gna na koniku!

No i clou przesyłki! Wygrana Kaczka Katastrofa! Z dedykacją na odwyrtce!

Ale to nie wszystko! Moja ulubiona książeczka, w wersji maxi i germańskiej!

A to wszystko tak po prostu - z serca do serca ♥

 DZIĘKUJEMY, ELU!

Moje piersi eksplodowały z radości! :)
Dzieciaki oszalały ze szczęścia! Obrazki zawisną w pokoju!
Mat rzekł, że wyprodukuje niebawem post na swoim blogu,
prosił przekazać Wszystkim wieść, która się niesie tymi słowy:
Proszę, odwiedźcie i skomentujcie moje
(klik!) "Fikoły na macie", co? ;)

Co niniejszym czynię.
(Co te dzieci robią z rodzicami, porządnymi blogerami! ;))
  

19 komentarzy:

  1. Jesteś sławna.
    Korespondentujesz z Musierowicz i Wasiuczyńską.
    Idę do kąta, gdzie moje miejsce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja?! To One!
      Ale uwierz, Waterloo, gdybym stanęła z nimi oko w oko, miałabym drastyczny spadek cukru i IQ.

      Usuń
  2. No tośmy sobie nawzajem niespodzianki porobiły aż miło. Musimy natychmiast przestać, bo towarzystwo zemdli!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Dla dobra ogółu!
      Ale mogę Cię nadal całować w stopę?

      Usuń
    2. Ależ możemy sobie całować odnóża i masować narządy,ale DYSKRETNIE!

      Usuń
    3. Jejku, o takie narządy biorcy będą się bić na OIOMach!

      Usuń
  3. Omdlalam z zawisci!
    Strach stawac z toba w szranki w konkursach, bo w recytatorskim wyciagniesz zapewne z rekawa maszynopis Fausta z dedykacja autora, a w plastycznym bedziesz sie chwalic, ze ci Picasso ugniatal plasteline, w biblijnym wyjmiesz Ksiege Rodzaju z autografem autora.
    Foch, foch!
    Poszlabym za Waterloo do tego kata, ale wyszlo mi, ze teraz KACZKA juz zawsze bedzie miala cie na oku!
    Strzez sie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaczko, cucę Cię! Chlast! Chlast! W dziób.
      Żebyś wiedziała, że mam wyrzuty sumienia! Zawsze, gdy wygrywam, to pierwsze, co mi przychodzi na myśl, żeby przeprosić wszystkich.
      Tak więc: Ludzkości, ja Cię bardzo przepraszam! Ale zawsze mi się coś tak omsknie, wymsknie, że o.
      Daj cynka, kiedy i gdzie ktoś coś organizuje, stajemy w szranki na klawiatury!
      I wiedz, że szczerze się, ostrzeżona i ostrzyżona, strzegę, Ty strzygo!

      Usuń
    2. Weź Monia, miej litość i zlikwiduj te wygrane z bocznego paska, bo w zawistnych sercach draska ;)

      Usuń
    3. Przepraszam po stokroć! O, ja biedna!

      Usuń
  4. O ja Cię! Jesteś niezła. Ja poprzestałam tylko na deptaniu po piętach Mariuszowi Szczygłowi (dawno, dawno temu). No ale o czymże bym miała z nim korespondować?
    Nie o reportażach przecie :)
    Najbardziej ujęło mni zamiłowanie do szczególików i tych wszystkich mini drobiażdżków dodających urody całości (co jako namiętna kolekcjonerka listów papierowych doceniam niezmiernie).
    Rady odnośnie kształtowania stylu też cudne.

    Natomiast co mnie dobiło zupełnie, to zdanie o polonistkach. No cóż, moje ani za wiele mni nie nauczyły, ani nie miały zbyt wysokiego mniemania o moich zdolnościach.
    No trudno. Kariera pisarki mi - nomen omen - nie pisana.
    Trzymam kciuki za Twoje autodoskonalenie!
    Mwah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fidrygauko, jako rzekłam to One! To Ich wina!
      Zastanawiam się, czy jestem drobiazgowa. POmyślę o tym wieczorem, bo stałam 3h nad deską do prasowania w 35C, za mną gotowały się ziemniaki, kalafior i smażyła się ryba. Mam w głowie serek topiony.

      Moi poloniści byli faktycznie na medal. Ci za szkoły podstawowej, Pierwszy, Jacek Opieszyński, po kartkówce, kazał zwinąć kartki w kulki i wrzucać do kosza. Czytał nam księgi dziwne, np.Legendy o diabłach, mówił po francusku, używał trudnych słów (pierwsze to było NOTORYCZNIE), był kompletnie pod prąd. W tym czasie należałam do kółka recytatorskiego (należałam do większości, łącznie z chórem i kółkiem węgierskim).
      Druga - Janina Szenrok, zakochała mnie w Herbercie i Różewiczu. Stwierdziła po latach, kiedy w czasie studiów miałam praktyki pedagogiczne w swojej podstawówce (poznała mnie po głosie, a ziemia okrążyła słońce wielokrotnie!), że lektur nie czytałam, ale pisałam na ich temat elaboraty!
      W średniej szkole miałam dwie fatalne nauczycielki, tylko przez litość nie wymienię ich z nazwiska, obie cięte, bez serca, tępiły mnie za wygląd (nastroszone włosy tylko na czubku głowy, boki wygolone, rozciągnięte swetry i spódnice do ziemi), za to ostatnia, Sołyga, czytała to, co napisałam, z zainteresowaniem, ale nie wiem, czy mnie pamięta.
      Maturę z biologii w połowie napisałam o Kochanowskim, kończąc fraszką.

      Ale to zaczęło się dużo szybciej, czytałam od zawsze. Należałam do biblioteki, filii Biblioteki Raczyńskich, uwielbiałam! Teraz jest tam weterynarz.
      W moim domu było pełno książek, jak tu nie czytać? Od 4 lasy podstawówki czytałam Grzesiuka i wszystko o obozach koncentracyjnych. wcześniej - książki podróżnicze, które do tej pory uwielbiam. No i poezję - głównie Bursę, Stachurę, Herberta.
      Ale z polskiego jestem cienka, kompletnie nie znam gramatyki, nie wiem, czy podjęłabym się rozbioru logicznego zdania.
      Generalnie, to miałam zostać lekarzem!

      Usuń
    2. Dodam, że pobiłąm rekord wszechświata w długości serfowania na desce do prasowania. 6 zaległych wsadów i pościele dla 5 osób pokonałam w jakieś 6 godzin. Rozprasowałam sobie też zwoje mózgowe i czekam na rachunek za prąd.

      Usuń
    3. Ależ mi się melancholijnie na sercu zrobiło.
      Mimo, ze pamiętasz więcej ode mnie.
      Ach.

      Usuń
    4. Jestem starsza, to i wspomnień dużo ;)

      Usuń
  5. Fiu fiu
    Zazdraszczam no, tej Katastrofy zwłaszcza zazdraszczam :)
    O dedykowanych ilustracjach nie wspomnę
    MS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Sama sobie zazdraszczam! Jestem o włos od napadu rabunkowego na samą siebie!

      Usuń
  6. O na bogów! Bożena padła z wrażenia i leży!
    A duża baba jest, ciężko ją teraz podnieść ;)
    Gratulacje i zazdraszczacje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sekretarko Bożeny!
      Grzebałam w koszu na spamy i tam Cię znalazłam! Wyciągnęłam Cię, otrzepałam i wpis sprzed dwóch tygodni jak nowy :)
      Dziękuję, dziękuję, kłaniam się!
      Ja i tak od początku się domyślam kim jesteś SB! MUHAHAHAH!
      I czytam, czytam Twoje stenotypy, ale do komentowania to muszę konto na bloxie założyć czy jakoś tak?

      Usuń