poniedziałek, 24 grudnia 2012

(37) B.N.


Podróż

A podobno jest gdzieś ulica
(lecz jak tam dojść? którędy?)
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolędy.
Na ulicy tej taki znajomy,
w kurzu z wegla, nie w rajskim ogrodzie,
stoi dom jak inne domy,
dom, w ktorymżeś się urodził.
Ten sam stróż stoi przy bramie.
Przed bramą ten sam kamień.
Pyta stróż: "gdzieś pan był tyle lat?"
"Wędrowałem przez głupi świat".
Więc na górę szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
że już wzeszła Gwiazdka na niebie,
że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
Blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata, płynie
kolęda na okarynie:

LULAJŻE, JEZUNIU,
MOJA PEREŁKO,
LULAJŻE, JEZUNIU
ME PIESCIDELKO......

Konstanty Ildefons Gałczyński

***

To ostatnie Święta w domu, w którym się wychowałam. Ostatnia Wigilia w miejscu mojego dzieciństwa, gdzie wszystko przypomina babcię Alę i dziadziusia Genia.

ten rok jest przedziwny...

Wszystkim życzę Pięknych Świąt! Bądźcie dla siebie dobrzy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz