Pamiętacie konkursik dotyczący "Rubry i Lividusa"? Wygrywańczynią została Izabelka, która zgarnęła główną nagrodę - wymyślenie tematu posta na Skorpiona, któremu będę musiała się całkowicie i bezwolnie poddać. Izabelka uwinęła się jeszcze przed świętami BN, ale ogólny przedświąteczny rozgardiasz, podniosły nastrój wigilijno-noworoczny, no i leitmotiv - brak laptopa, przesunął odbiór nagrody. Do dziś.
A oto pytanie, nierozerwanie zrośnięte z obszernymi fragmentami listu od Izabelki:
"Drogi Skorpionie w Rosole,
A oto pytanie, nierozerwanie zrośnięte z obszernymi fragmentami listu od Izabelki:
"Drogi Skorpionie w Rosole,
Zaprawdy, trudne zadanie przypadło mi w udziale - wymyśleć temat
dla następnego wpisu... Od kilku dni myślę i na zmianę modlę się o oświecenie. (...) Jednakowoż ponieważ chyba właśnie spadło na mnie owo zagadkowe
oświecenie, piszę do Ciebie. Ciekawa jestem jak będzie, gdy zaczniemy już znikać... Twoja wrażliwość i wyobraźnia pozwala mi przypuszczać, że jesteś w
stanie zrobić taką projekcję...
Zajrzałam jeszcze raz do treści posta z wynikami i widzę, że sama
nawet ten temat poniekąd poruszasz... śmierć wirtualna. Mnie interesuje powolne odchodzenie, które zacznie się za jakiś
czas... Oby jak najdalszy. (...)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Tylko nie płacz.
Izabelka
PS piszę na e-maila ponieważ nie mogę dodać komentarza, a po drugie niech to będzie niespodzianka ;)
PS2 wcześniej myślałam, żeby Ci zadać zadanie pt. "Dostała Pani
pracę felietonistki w czasopiśmie "Zwierciadło" - proszę napisać swój
pierwszy artykuł".
PS3 masz wybór - wybierz ten temat który, chcesz..."
***
Unosisz się, pływasz, wirujesz, porywają cię fluktuacje bezkresnej przestrzeni, w której nie ma dołu, góry, punktu odniesienia. Trwasz bezczasowo, bezcieleśnie, jesteś wolny. Jesteś świadomością bytu. Dookoła miriady podobnych do ciebie drobin. Przyjacielskich i dobrych, podobnych, ale całkowicie odrębnych i wyjątkowych. Jesteś pewien, że znasz je wszystkie z imienia. Jedne pulsują słabym białym światłem, inne migają kolorami, jeszcze inne zasysają się wzajemnie, wygaszając się i wyrzucając je z samych siebie, modyfikują ich barwę i sposób ruchu. Poruszają się ze zmienną prędkością i po różnych drogach. Niespodziewanie przyspieszają i zderzając się wzbudzają fontanny iskier. Błogie uczucie miłości, dobra i wiedzy jest rzeką która je obmywa, przenika i żywi. Stada bengalskich ogni pasą się szczęściem na bezkresnej łące...
enra "Pleiades"
I tak trwałoby wiecznie, gdyby nie...
Z prędkością tak ogromną, że aż nieodczuwalną, szczypta losowo dobranych drobin zostaje lekko wdmuchnięta pod kobiece serce do ciasnego, ciemnego i obcego świata oddalonego o bezkres, w którym zaczyna zlepiać się i rosnąć, replikować się i tworzyć odmienne i złożone tkanki. Tamte - bezkresne czas i przestrzeń, zamieniają się miejscami z obecnymi - określonymi przez granice i możliwość pomiaru - im stajesz się większy, tym bardziej tracisz pamięć o znanym ci do tej pory świecie... Im bardziej rośniesz, tym bardziej twój poprzedni świat staje się dla ciebie obcy, a coraz ciaśniejszą ciemność zaczynasz uważasz za swój dom. A gdy stajesz się wreszcie doskonałą i skończoną całością, twój ciepły i bezpieczny dom pęka jak bańka ukazując ciebie nowego. Oto z krzykiem pojawiasz się nagi i słaby, z brzemieniem grawitacji, zimna, bólu, jeszcze nieświadomy swojej małej wielkości.
Ecce homo.
W momencie narodzenia dla ludzi, już zaczynasz rozpadać się na drobne i homogennie wpadać w każdego napotkanego człowieka. Odtąd, czego byś nie zrobił, zostawiasz swój namacalny ślad we wszystkich ludziach, których spotkasz. Zapisujesz się w postaci szlaków neuronów w pamięci każdego z nich. W każdym zostawiasz część siebie i każdy z nich odbija cię na swojej sztancy siatkówek i zwija w rulon własnych zwojów. Pływasz w nich, drepczesz po ich ścieżkach, wydeptujesz czasem szerokie szosy, które nigdy nie zarosną, a czasem tylko małe, ledwo widoczne, wijące się dróżki. Żyjesz tutaj póty, póki inni cię przechowują. Czasem niosą ciebie i to co zrobiłeś, przez wiele pokoleń, czasem nie. Bo może krótko żyłeś, bo może zbyt mało zrobiłeś, a może zbyt mało ludzi miałeś dokoła siebie.
Jeśli masz szczęście, spotkasz bratnią duszę. Skąd będziesz wiedział, że to ona? Poczujesz. Drżą z tą samą amplitudą. Grunt, by nie ranić, bo pulsująca ogniem blizna po amputacji bratniej duszy bardzo boli. Biegnie z boku przez całe ciało - od stopy, przez łydkę, udo, bok korpusu i wnika w mózg. Nie goi się nigdy.
Okres, w którym czas jest jeszcze wielkością odmierzalną i ponoć ważną, a przy dużym szczęściu, zamknięty w klamrze kilkudziesięciu lat, uznajesz za jedyny i najważniejszy. Granice wyznaczone przez twoją skórę sa bastionem, którego bronisz zaciekle- przed drobnoustrojami, ponurym nastrojem, myślami. Wszystkim, co robisz kieruje strach- o zdrowie, o życie, swoje, innych. Zapominasz, że rozsypując się w proch, przeżywasz. Każdy z nas. Jeszcze tego nie wiesz, ale stado ogników za weneckim lustrem nieba pasie się i czeka, aż ci się przypomną. Zaraz tyko, gdy czas i przestrzeń ponownie zmienią się miejscami, odzyskasz pamięć i zaczniesz żyć. Wrócisz. Przestaniesz się bać.
We wszechświecie jest skończona liczba atomów, więc w twoich żyłach krążą drobiny gwiazd, kałamarnic i neandertalczyków. Oddychasz atomami, które były w płucach Hammurabiego, Farinelliego i doktora Mengele. Twoje kości znaczone są tą samą matrycą pierwiastków, co liść czy smog.
To, które się skleją w całość, jest wypadkową przypadku i kierunku Pierwotnego Oddechu, który popycha cię, każe ci kochać i tworzyć.
Non omnis moriar.
***
O śmierci wiem niewiele. Więcej o umieraniu. Widziałam je kilkukrotnie z bliska. Czułam jego zapach.
Ludzie boją się umierania, a nie - nie żyć. Ja również.
Ludzie boją się umierania, a nie - nie żyć. Ja również.
Boją się rwącego bólu klatki piersiowej, gdy nie mogą nabrać oddechu, trzaskających w mózgu tętnic, paniki, gdy woda zalewa im płuca. Boją się o dzieci, o ich los. Boją się, że za weneckim lustrem nie ma nikogo.
Ja jednak jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że jestem przekonana, że oni tam są :) A im dłużej żyję tym chyba mniej się boję.
Niewykluczone jednak, że mi się tylko wydaje.
Niewykluczone jednak, że mi się tylko wydaje.
Paradoksalnie, odkad urodzilam corki mam wrazenie, ze sie mniej boje. Niebycia i niezycia. Pieknie i mocnie to napisalas. Dzieki.
OdpowiedzUsuńSię właśnie zastanawiam nad tym wszystkim...
UsuńDziękuję Ci, Kaczko!
Wiedziałam, że napiszesz przejmująco.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci. Jesteś moim aniołem poezji pisanej prozą. Cieszę się, że udało mi się wygrać i wybrać temat...
Stukrotne dzięki!
P.S. Oni tam są i przychodzą...
Ja tez się cieszę, że wybrałaś taki temat, bardzo mi bliski. Pomysł wykrystalizował się w wannie. Wiesz, te ponadnormatywne temperatury, tropikalna wilgotność i brak tlenu ;)
UsuńGębę mam rozdziawioną.
OdpowiedzUsuńI pierwszy raz przyszło mi cieszyć się z zimy, bo choćby z tego powodu, że komary mi między zęby nie powpadają ;).
Izabelka napisała "...Jesteś moim aniołem poezji pisanej prozą..."
Aniele! masz więcej podopiecznych. :*
Lecę skonstruować ołtarzyk i zagnać Małża do składania hojnych darów!
UsuńpandeMonia,
OdpowiedzUsuńnie masz pojęcia, jak mi dobrze robisz!
Jak ja lubię patrzeć na życie z perspektywy śmierci. To pozwala więcej ogarniać spojrzeniem mrówki, która tkwi w korytarzu własnego mrowiska,
Czasem jednak wychodzi na jego szczyt, a stamtąd widoki....ho ho!
Emmo, no pacz, nie wiedziałam ,że Ci tak dobrze. Tu zachodzą tak różni czytacze, o tak wysublimowanych preferencjach, że wspinam się na szczyty, nomen omen. Możliwości mych ;)
UsuńMyślę, że największe szczyty jeszcze przed nami - taka cały czas mam nadzieję :)
Usuńwypełniam luki w lekturze bloga twego - ten post chyba miał być przeczytany dziś :), żeby tak się nie bać !
OdpowiedzUsuńskopiuję, wydrukuję i nosić będę przy sobie by móc zawsze zajrzeć - dzięki
Jak miło Cię widzieć!
UsuńNie bój się! To tylko życie :)