środa, 25 września 2013

(91) ...a na deser klucz

   Los tak chciał, że kilka dni przed urodzinami Mata wygrałam konkurs fotograficzny pt.:"Moje Muzeum" organizowany przez Fundację Fiedlerów. W komisji zasiadał znany fotografik Jacek Gulczyński i Krystyna Fiedler, więc wygrana, z racji wysokiego stopnia profesjonalności jury i tego, że nie była to nagroda za lajki, co tu kryć, smakuje wybornie.

I miejsce- Skorpion w rosole.
"Przeszłość i przyszłość"
Mat na tle zdjęcia Arkadego Fiedlera.


II miejsce Renata Krzyżaniak



III Klaudia Ruszyńska



Wyróżnienie - Jędrzej Godlewski



Wyróżnienie - Maja Basińska



Wyróżnienie - Anna Kołeczek Berczyńska



Wyróżnienie - Dorota Kłos



   Zostaliśmy uhonorowani nagrodą pieniężną. Zazwyczaj, jeśli dostajemy lub wygrywamy gotówkę, a wygrywamy ewentualnie w zdrapkach z LOTTO, rozchodzi się ona niezauważenie i płynnie na tzw. życie. Tu chleb, tam miód, tu domek z basenem, czekolada - i po kasce zostają tylko drobnoustroje w portmonetce.
Uradziliśmy rodzinnie, że strumień wygranej uderzy w dzieci ze szczególnym uwzględnieniem Mata, który szczęśliwie osiągnął wiek 11 wiosen. 
Mat stał się więc nieoczekiwanie posiadaczem technicznego cudu wykrystalizowanego pod postacią tabletu, który wyzwolił z niego strumienie radości i zachwytu. Staliśmy tak sobie nad tortem i ociekaliśmy wspólnie radością z nowego grata. Ja umiarkowanie. Do czasu znalezienia funkcji, dzięki której porozumienie z płaskaczem odbywa się na drodze werbalnej. 

- Zobacz, mamo, jakie to świetne! Nie muszę nic pisać w wyszukiwarce, mogę tylko powiedzieć hasło, tablet zapisuje je i wyszukuje! 

Łał. Czary, pomyślalam, pora mi lecieć w kosmos, a nie obsługiwać z ledwością ekspres do kawy i kserokopiarkę.
I tu następowała długa lista żądanych haseł: najwyższe drzewo w Aurtralii (pominął, że w Australii, hm), pupa niemowlaka- tu bezbłędnie, kot, stolica Urugwaju itede.
Jako, że akurat z urodzinową wizytą wpadł wujek z ciocią, zabawa trwała w najlepsze.
Muszę napisac, że wujostwo w wieku daleko emerytalnym. Wujek właśnie po wyjściu ze szpitala, gdzie wydobywali go za szponów zapalenia płuc. Wujek chodzi o kuli, z racji wszczepionej stali chirurgicznej w staw biodrowy, i żeby było po równo, w kolanowy. Wujcio jest typem hipochondrycznym, chorował już na wszystko, od wścieklizny po zespoły zaczynające się od każdej litery alfabetu.
Ciocia natomiast jest po wylewie, chodzi również o kuli, lewej. Wujcio o prawej, więc idąc wspólnie tworzą dwugłowego kiwajacego się smoka na czterech łapach z dwoma symetrycznie ułożonymi kulami i dwoma kompletami sztucznych szczęk.
Ciocia ma prawostronny niedowład, a co za tym idzie szynę stabilizującą prawą nogę oraz na wpół władną rękę. Psychicznie jest bez zarzutu, no z wyjątkiem nadnaturalnej pamięci do dat. Ma drobny defekt w postaci afazji i niedokładnego wymawiania słów.
Zabawa z tabletem trwa nadal, każdy mówi po kolei. Propozycja dla rozweselonej cioci to powiedzenie krótkiego słowa: TAK.
Ciocia pochyla się nad tabletem i rzecze do niego z namaszczeniem:

- TAK TAK TAK.

A tablet grzecznie na to:

-FUCK FUCK FUCK.

 ***

   Późnym wieczorem, gdy wszyscy spali, wyszłam na powietrze. Wplątał się w nie zapach wilgotnej nocy zakrapianej rosą srebrzącą zieleń ogrodu, a ono samo prześlizgiwało się po moim ciele w wijących się zimnych splotach. Im bliżej ziemi, tym powietrze było cięższe, ciemniejsze i gęstsze. Im wyżej - tym jaśniej i bardziej przezroczyście. Stałam na dnie atramentowych ciemności, w których nie widziałam nic na wyciągnięcie ręki. Zadarłam głowę do góry. Wysoko, na powierzchnią nieba w kolorze szafiru, wisiały żarzące się gwiazdy, a tuż pod nimi, na podświetlanej punktowo tafli  nieba, płynął na zachód ogromny, ogromny równy klucz jasnych, niemal fosforyzujących żurawi.

Zasuszę to złapane wspomnienie.