środa, 2 sierpnia 2017

(241) Trzeba Ż czyli Skorpion odkrywa karty

Priwiet riebjata, że tak zagaję z francuska!

     Szalenie podoba mi się reklama pewnego płynu bogów, która nakłania do tego, by Ż, bo jest już później niż myślimy, a żona bez Ż to tylko ona. Ach, ekwilibrystyka słowna, tak prosta, a jakże fascynująca! I ja, wyobraźcie sobie, powinnam opływać w dostatek i złocistą ciecz (nono!) począwszy od dzisiaj, aż po kres dni moich, albowiem wyłapałam i bezbłędnie wypełniłam ten przekaz niemal podprogowy w stu procentach, stając się tym samym znakomitym targetem dla owej kompanii, zwłaszcza podczas piekielnych upałów. Kompanię tę, gdyby nie mur i roślinność wysokopienna, nieomal widzę z okna, więc winszowałabym sobie, by w nieodległej przyszłości kompania rozpieszczała mnie dostawą ciągłą czasowo. I to nie kroplówką, ale - powiem posługując się językiem z wyżyn marketingu, że coś jak door to door. Ż nie umierać, co?

     I ja właśnie już jakiś czas temu postanowiłam Ż. Pełną piersią, a nawet dwoma, którymi w końcu mogę nabrać powietrza tak głęboko, że falują mi troczki w szortach i falbany pod nimi.

     Oto biorę moje Ż we własne ręce. Obracam w dłoni i patrzę że, kurczę, tu się wyklepie, tu podmaluje, tu polakieruje i będzie jeszcze prawie jak nówka! Jako Żona zabieram więc całe swoje Ż i zostawiam tylko oną. I pewnie w tym momencie skórę potylicy drąży Wam myśl jak świerzbowiec i nie wiecie, czy się podrapać, czy od razu walić młotkiem. Podrapcie się ze spokojem, przygładźcie przedziałki, bo i tak wieść ta Was ogłuszy. Czy to oznacza to, co myślicie? Tak. Wystąpiłam o rozwód. Nie da się dłużej grać wyłącznie niebieskimi kartami. Ktoś musi powiedzieć: atu!

A to jeszcze nie koniec rewelacji!

     Najpierw jednak pozwólcie, że skondensuję tę moją drogę po kocich łbach do wielkości stwierdzenia, że warto było po nich jechać, choćby po to, żeby po 20 latach wrócić do siebie, tej prawdziwej. Błysnę zatem diamentową myślą, która krystalizowała się w warunkach podwyższonej temperatury i ponadnormatywnie wysokiego ciśnienia przez tyle lat, a zmieniła się w brylant kiedy to odpoczywałam sobie na ganku i patrząc w niebo słuchałam bicia własnego serca. Zadałam sobie tylko jedno pytanie: Skorpionie, czy chcesz się zestarzeć z tym człowiekiem? W tym momencie świat z wielkim zgrzytem giętych w swym jądrze blach z niklu i żelaza stanął w miejscu, bo odpowiedź była jednoznaczna: NIE. Świat z ulgą odetchnął wiatrem i poturlał się dalej.

     A mówię o tym wszystkim nie bez celu. Otóż okazuje się, że jestem tą osobą, dzięki której będziecie mogli zrealizować swą fantazję, by móc demotywator wcielić w czyn, zwłaszcza, że bardzo pomaga w tym wujek Alzheimer. Wejdziecie do księgarni i bez pardonu zapytacie o niebieską książkę. Człowiek nigdy nie wie kiedy, co i kogo spotka, prawda?



A skoro spotyka się Newę, która po mistrzowsku włada niebową kredką, zakochuje się bez pamięci, to nie mogło być inaczej!


Tadaaam!


Przedstawiam Wam nasze dziecko, które już we wrześniu ukaże się w księgarniach całego kraju nakładem wydawnictwa Akapit Press, czyli wydawnictwa, w którym rodzi się dla świata Jeżycjada Małgorzaty Musierowicz. Należy kliknąć Bazanka w pępek, by przenieść się w nieodległą co prawda, ale jednak - przyszłość.


Kłaniamy się nisko! 

ilustracje:
Ewa Newska czyli -------> Newa!


tekst:
Monika Krauze, choć jeszcze Dyrlica (stąd na początku notki dygresje), czyli ja - Skorpion pandeMonia (co bardziej spostrzegawczy zauważyli pewnie zmianę szyldu w prawym górnym rogu. Wraz ze zmianą nazwiska zmieniło się logo firmy i sukcesywnie zmieniać się będą dekoracje na stronie -----> USŁUG LITERACKICH, także na fb. Jeśli komuś się zachce opowiadania dla połowicy, bajki dla wnuka sąsiadki, biografii albo innych wiązanek słownych, zapraszam :) ).



     Tym, którzy będą tęsknić do Dyrlicy, przypominam, że ciągle w księgarniach jest dostępna książka, którą popełniłyśmy z Kaczką, wygrywając w cuglach konkurs na dokończenie powieści Leopolda Tyrmanda. Tym, którzy boją się powieści historycznych powiem, że ani Kaczka, ani tym bardziej ja nie znamy się na historii. Tak więc wszystkie fakty zostały wyssane z wydatnej piersi weny.



    To może teraz wyartykułuję podziękowania, a kiedy książka się ukaże, po prostu je skopiuję, co? :)

Bardzo dziękuję tym, którzy pomagali mi zawodowo i prywatnie, wiele Wam zawdzięczam: przetwory w słojach, miody, imbir, sery, książki, rysunki, maile, prawdziwe listy, porady wszelkiej maści, liczenie cyfr w słupku, mądre rozmowy, także znad Tamizy, odwiedziny w realu i wirtualne, naprawy psujących się urządzeń, naprawę kolan, zakupy, sprawdzanie literówek, wiarę we mnie, ocieranie nosa, gdy było ciężko i kopanie w tyłek, kiedy było jeszcze ciężej. Nie dałabym rady bez Was ♥

Bazanek ma dwie matki chrzestne, które namawiały mnie na książkę od wielu lat. --->Katachreza uzmysłowiła mi, że młodzieżówki to jest to, w czym czuję się najlepiej, a bohaterów i tematy mam w domu postaci Mata i Mima, --->Bebe od zawsze równolegle mówiła to samo.

Ojcem Bazanka jest Kaczka. Akuszerkami Ela Wasiuczyńska, Jarecka i Alcydło Kr.

Podziękowania dla Kaszmirowej, Kaliny, Diabła w buraczkach, Izabelki, mRufy, Kanionka, Momarty, Dorotki, mojej Madzi PS, Magdy G., Ani, Kingi, Marcina, Mariusza.

A największe podziękowania wkładam do maczanego w słonecznej herbacie dzioba kosa i wysyłam w podniebną drogę na południe. ♥ DZIĘKUJĘ ♥



Wieprzu - dziękuję. Odrzucamy człony rakiety!

3... 2....1....0.... 

START!!!!!!!!!!





Tym, którzy nie lubią młodzieżówek (chociaż chyba tu nie ma takich?), powiem na ucho, że jesienią* ukaże się też mój zbiór opowiadań dla dorosłych :) Chyba jeszcze nikt nie zrobił czegoś podobnego, bo partner jest zacny i szacowny!

*a może wiosną