niedziela, 29 grudnia 2013

(107) Finka z kominka cz.1


***
     Oparła głowę o brzeg wanny i przymknęła oczy. Rozrzuciła na bok ręce, powoli przesuwając dłońmi po ruchomej mapie wód i przemieszczając dryfujące chmury pianowych i pachnących migdałami wysp. Przez  uchylone drzwi powolnie przesączał się >> utwór Matthews'a. W łazience było gorąco, ogromne lustro pokryło się parą, oddzielając to, co realne od tego, co wymyślone.
Jasna smuga z małego łazienkowego okienka punktowo rozświetlała wieczorny wycinek krajobrazu. W snopie ciepłego światła tańczyły wielkie płatki śniegu, opadając spiralnie na białe zaspy, z każdą chwilą zwiększając ich objętość. W oddali było słychać huk pojedynczych fajerwerków, które wybuchały ciepłą czerwienią pod jej zamkniętymi powiekami. Leniwe fale na powierzchni wody z cichym chlupaniem, powolnie mieszały się i łączyły z płynnymi riffami wpływającymi do jej uszu. Pomyślała, jak bardzo kochała kiedyś dźwięki gitary i jego ostry profil pochylający się nad gryfem, w który wkładał ręcznie nabijany czerwoną Amphorą papieros. Jak on pachniał? Słodko. Tyle pamiętała teraz, na tę chwilę, ale gdyby poczuła ten zapach, rozpoznałaby go nieomylnie. Przypomniała sobie jego telefon sprzed lat i ciepły głos w słuchawce:

- Jeśli dożyjemy, spotkajmy się za 15 lat, w Sylwestra 2013. Będę czekał w naszym parku. - Wariat, pieprzony, ckliwy marzyciel - pomyślała.

Nagle otworzyła szeroko oczy. Wir przeciwnych uczuć szarpnął jej wnętrzem. Przecież to dzisiaj! Dziś wszystko jest możliwe! Raz kozie śmierć! Nie wahała się już ani sekundy dłużej. Zerwała się na równe nogi, jednym ruchem zatapiając piętnaście wysp Wielkanocnych i Bożego Narodzenia. Zerknęła w bok, może przez chwilę mignęła jej w lustrze zaskoczona Wenus Botticelliego, a może jej się tylko wydawało.
Wybiegła pospiesznie przed dom i kocim ruchem wskoczyła do samochodu. Mijała nieznajomych roześmianych ludzi, śnieg migotał na szybach tysiącem barw, nocne autobusy ciągnęły za sobą po dwie czerwone wstęgi świateł, a radosne krzyki nastolatków pękały kwieciście na każdym skrzyżowaniu, przez które przejeżdżała. Ciągle zielone - wzięła przychylność świateł za dobrą monetę. W pośpiechu trochę krzywo zaparkowała  w pobliżu uniwersytetu. Wysiadła z samochodu wprost w śnieżną dziewiczą zaspę przy rosłej wierzbie. Wychyliła głowę zza grubego pnia i zobaczyła go już z daleka. Ugięły się pod nią nogi, gdy rozpoznała jego sylwetkę. Nic się nie zmienił. Wysoka postać nerwowo fastrygowała stopami parkową alejkę. Wyraźnie widziała jego ostry profil i niebieską strużkę, łagodnie rozpływającego się w mroźnym powietrzu, dymu. Zamknęła oczy i nieznacznie poruszywszy skrzydełkami nozdrzy, wciągnęła do płuc znajomy słodki zapach. Z prędkością światła rozkodowała go bezbłędnie. Rzeczywistość przelewała się łagodnie do szklanki, ukazując ją jednak do połowy pełną, a nie pustą. A więc jednak. Warto wierzyć, warto mieć nadzieję.
Wysunęła się zza drzewa. Skierowała swe kroki ku tak dobrze znanej postaci. Szła powoli, delikatnie brodząc w dziewiczej bieli, ale po chwili zaczęła iść coraz prędzej, narzucając sobie coraz większe metrum kroków. Wreszcie zaczęła biec, coraz szybciej i szybciej, tnąc mroźne powietrze własnym oddechem. W momencie, gdy płuca paliły ją żywym ogniem, a skrzypienie śniegu pod butami wydawało się głośniejsze od wybuchów fajerwerków, odwrócił się zaskoczony. Zdążył tylko rozewrzeć ramiona, gdy z impetem komety wpadła w jego objęcia.

- Boże, masz całkiem mokre włosy - szeptał, scałowując z jej twarzy słone krople o zapachu migdałów.

Przylgnęła do niego całym ciałem i poczuła jak za jej plecami zatrzaskuje się brama jego płaszcza, zamykając ich w ciepłym wnętrzu prywatnej dziupli.

- Jak strasznie głęboko Cię przez te lata ukryłem- wyszeptał wprost do jej ucha...




***
ile razy można umrzeć z miłości
pierwszy raz to był gorzki smak ziemi
gorzki smak
cierpki kwiat
goździk czerwony palący

drugi raz — tylko smak przestrzeni
biały smak
chłodny wiatr
odzew kół głucho dudniący

trzeci raz czwarty raz piąty raz
umierałam z rutyną mniej wzniośle
cztery ściany pokoju na wznak
a nade mną twój profil ostry

***

Opowiadanie bierze udział w literackiej zabawie "Finka z kominka" u Fidrygauki.
Wszystkie opowiadania pt. "Szklanka, moneta, telefon" tutaj


niedziela, 15 grudnia 2013

(106) Kim są Rubra i Lividus?

Kochany pamiętniczku!

     Zobaczyłam, że śmierć laptopa i plików jest straszna. Odbijała się się po wielokroć w każdym z wirtualnych światów, ale moje wycie i upiorne zawodzenie nie zdołały się przebić do Was przez sieć ciekłych kryształów monitora. Ostatnie sześć lat mojego życia być może tli się w podziemiach lapowego truchła. Nie wiadomo, czy nastąpi zmartwychwstanie.  Biegam w nim z synkami po nieistniejących, zawieszonych w próżni łąkach i zdmuchuję czupryny dmuchawców. Wzbijam się w powietrze, leżę na ławce, pluskam się w jeziorze. Stoję na Placu Św. Marka, śmiesznie kiwam nogami na na garbatym wielbłądzie; raz jestem młoda, raz stara, chuda i gruba, opalona, blada, w sukience i bez, nago i w swetrze. Lato, zima, wieczór z rankiem wirują w niebycie, zapomniane twarze sprzed lat toną w wirze dziesiątek czasoprzestrzeni. Płomień Kairu i biała Wigilia mieszają się w róż policzków. Maluję się do wyjścia. Zakładam uśmiech. Nic się nie stało. To tylko zera i jedynki...

     Piszę protezą i nijak się tu nie mogę odnaleźć. Jak to człowiek przyzwyczaja się do swojej jednej szklanej ściany, wygładzonych własnymi palcami schodów klawiszy, których balsamiczne klikanie zalewa kanały słuchowe poczciwą i przewidywalną codziennością.

Rozjeżdżają mi się palce na lodzie, na którym zostałam, ale czas spiąć pośladki i pływać. Z trzydniowym opóźnieniem omówimy sobie kto przejmuje pałeczkę w dalszym dryfie Skorpiona w/po rosole. 
W poprzednim poście pytałam co autorka miał na myśli. W swojej naiwności myślałam, że to trudne, a tu bęc. Czytelnicy nie zawiedli, rozwalając konkursik na poczekaniu. 

 Prawidłowa odpowiedź brzmi:

Rubra- z łac. czerwona, to erytrocyt
Lividus - z łac. granatowy, to tlen
Dom Tajemnic- to organizm

Rubra spotkała się z Lividusem w płucach ;) 

W zabawie brały udział, w kolejności składania komentarzy na kupkę: e., Izabelka i Emma Ernst.

e. - odgadła kim jest Rubra i czym jest dom tajemnic, ale błędnie określiła Lividusa jako serce.

Izabelka - odgadła kim są Rubra i Lividus. Błędnie określiła dom tajemnic jako krwioobieg. Dodatkowym plusem jest nawiązanie do kości, gdzie produkowane są erytrocyty.

Emma Ernst - odgadła kim są Rubra i Lividus, dom tajemnic określiła błednie jako krwioobieg.


Osobą, która najtrafniej określiła składowe opowiadanka jest:

Izabelka!


Izabelka wymyśla temat następnego posta i może się czuć motorem akcji :)

Czekam na wiadomość :)

Brawo dla wszystkich Pań! Dziękuję :)

czwartek, 5 grudnia 2013

(105) KONKURS i blogerskie zabawy literackie :)

     Od maleńkości uwielbiałam szarady, labirynty, zagadki i wszelkie zabawy umysłowe. Moimi ulubionymi są krzyżówki, głównie Jolki oraz homonimy. Pamiętam jak bardzo lubiłam chorować! Okładałam się książkami i stertami krzyżówek. Lubiłam tez pisać. I to na dowolny temat. Moja próbna matura miała wiele, wiele stron, maturę z biologii (!) napisałam w sposób literacki, kończąc fraszkami Kochanowskiego. Znana byłam z tego, że nie znając odpowiedzi na dane pytanie gładko pływałam w akwenie tematu.  

Mój Tata często ze mną rozmawiał. jedna z tych rozmów dotyczyła zagadnienia wypowiadania się.

- Moniczko, pamiętaj - po pierwsze, nie musisz, wiedzieć wszystkiego. Nie ma ludzi omnipotentnych. Dobrze by było, gdybyś się we wszystkim orientowała, co jest trudne, wręcz niemożliwe, ale musisz wiedzieć, gdzie trzeba szukać informacji. Po drugie, jeśli czegoś bys jednak o czymś nie wiedziała, a to rzecz pewna,  musisz podpierac się wiedzą, którą dysponujesz. Ktoś cię zapyta o słonia. Ty nie wiesz zbyt wiele o słoniu, ale swietnie orientujesz sie w świecie skąposzczetów. Mów zatem: Słoń jest wspaniałym, majestatycznym zwierzęciem, którego trąba jest podobna do wielkiej dżdżownicy. A dalej- już wiesz ;)

Ta wypowiedź Taty uświadomiła mi, że nie muszę odpowiadac na pytania w sposób ścisły i przewidywalny, jak uczono w szkole. Można żonglowac slowem, bawić się nim, uprawiać ekwilibrystykę zdań wielokrotnie złożonych i gimnastykę umysłu. 
 
 Teraz co prawda czasu jakby mniej, a i gdy człowiek chory, to i tak musi się zwlec i ogarnąć życie. Poza tym starość w oczy zagląda i zżera demencyjny mózg. Jednakże ochota na umysłowe swawole została. A chciec, to podobno móc.

Teraz uwielbiam zadanka literackie, z chęcią biorę w nich udział. Wcześniej udzielałam się w Książkach Zbójeckich, teraz spodobało mi się w dwóch miejscach:

     Jeśli ktoś lubi zabawy słowem, zapraszam na nowy cykl do Fidrygauki. Będziemy bawić się w cyrk słowny, szermierkę na frazy, porzucamy sobie kulistymi metaforami, po arenie będą biegać upersonifikowane psy, a tancerki będą tańczyć na linie wersów.

szczegóły po kliknięciu:

http://szeptywmetrze.blogspot.com/2013/12/pisze-sie-piszesz-sie.html

        Drugie miejsce, które często odwiedzam to Książkówka. Lubię u Niej poczytać recenzje książek, po które nie będę miała pewnie czasu sięgnąć ;) Ewa Książkówka co miesiąc ze swojego kuferka rozdaje książki plus bon do zrealizowania w sklepie z herbatami, kawami i przyprawami, wiedzieliście?
Obecnie u Ewy trwa Konkurs, w którym biorę udział i do którego zachęcam:

http://www.ksiazkowka.pl/2013/11/konkurs-u-ksiazkowki-wygraj-dom.html

Poniżej zamieszczam moją odpowiedź na pytanie konkursowe, która płynnie, jak słoń z dżdżownicą, łączy się z moim pytaniem do Was. Pytanie ma naturę konkursową i brzmi:

Co autor (czyli ja) miał na myśli?
Kim są bohaterzy opowiadanka i czym jest Dom Tajemnic?

 Osoba, która odgadnie, zostanie uhonorowana POSTEM DEDYKOWANYM i ku czci. Będzie mogła wybrać temat postu- a ja będę musiała go wyprodukować w wybranej przez laureata formie- wiersza, rymowanki, opowiadania. Oddaję się na chwilę w Wasze ręce. ;)

Rozstrzygnięcie nastąpi 12.12. :)

Odpowiedzi proszę zamieszczać pod dzisiejszym postem.

A oto rzeczone opowiadanko:


- DOM TAJEMNIC? To taki, w którym...
  ...właśnie się znalazłaś. - Rubra była zaskoczona, że usłyszała odpowiedź na swoje pytanie, zanim właściwie jeszcze pomyślała o nim. Pytania i odpowiedzi, które przepływały przez nią  były oczywiste, chociaż pojawiały się mgliście znikąd jak dejavu, zakwitając od razu wewnątrz jej głowy i oczarowując ją swą wielopłaszczyznową głębią. Nie była już pewna niczego.. ani gdzie się znalazła, ani, tym bardziej jak i skąd się tu wzięła. Nieoczekiwanie pojawiła się zupełnie w nowym i obcym miejscu. Oszołomiona cofnęła się parę kroków i oparła plecami o karminową ścianę, która, ku jej zaskoczeniu nie była ani twarda, ani zimna, lecz przyjemnie ciepła i elastyczna. Przesunęła po jej śliskiej powierzchni otwartym wnętrzem dłoni i skojarzyła jej gładkość ze znajomym aksamitnym dotykiem gołej kości. Dookoła niej panował tak lepki mrok, że czerwona sukienka, którą miała na sobie, była namacalnie w nim skąpana i oblepiała jej uda. Rubra czuła podskórnie, że dzielą ją jedynie dwa kroki od czegoś co zmieni jej życie... Wewnętrzna siła kazała jej działać. Zaparła się mocno stopami i odbiła gwałtownie od sprężystej ściany. Skuliła się i pochyliła nieco głowę, by zminimalizować ewentualne obrażenia. Ale zamiast uderzenia poczuła, jakby napierała na ciepła membranę, która pod wpływem ucisku zanikła na moment i gładko przepuściła ją na drugą stronę. Przenikając przez nią, odniosła nieodparte wrażenie, że jej ciało muska setka oślizłych rąk. Nie było to odczucie obrzydliwe, wręcz przeciwnie, zaskakująco przyjemne. Pierwszym wrażeniem, jakie dotarło do niej, gdy jeszcze miała zamknięte oczy, był głośny szum. Rubra powoli otworzyła powieki i zauważyła, że znalazła się na długim korytarzu, który rytmicznie falował i pulsował jednocześnie. Dookoła było ciepło i mokro, a jej nogi brodziły w rwącej rzece przyjemnie ciepłej cieczy. Czuła się tak lekka, jakby unosiła się nad ziemią. Stała przez chwilę oszołomiona, nie mogąc zdecydować się, co zrobić, ale wewnętrzny głosy do którego obecności już przywykła, kazał jej... być sobą i słuchać serca. Podkasała zatem sukienkę i dała się porwać szalonemu nurtowi, wrzeszcząc radośnie ze wszystkich sił i próbując przekrzyczeć huk wodospadów - tych, małych i tych dużych, łączących się w zaskakujących miejscach, tworzących kaskady, akwedukty i kanały. Rubra czuła wielkie podekscytowanie, gdy z prądem bystrych rzek niespodziewanie wpływała do cichych zatok, w których unosiła się leniwie na powierzchni, mogąc na chwilę odpocząć od huku fal. Po chwili fluktuacje znowu porywały jej drobne ciało i z impetem wgniatały w coraz to nowe, fascynujące krajobrazy, które, rzecz dziwna, oglądała od strony ich wnętrza. Pokonując rwące strumienie, wpadała do coraz to nowych wąskich kanałów, które miejscami były tak małe, że przeciskając się przez nie, dotykała stopami i dłońmi ich sklepień.
Wędrówka była wyczerpująca. Rubra czuła, że oddała podróży samą siebie. Brakowało jej tchu, a żywioł miotał jej ciałem jak patyczkiem na wodzie i uderzał o elastyczne ściany. Jej sukienka pociemniała, a twarz zszarzała. Płuca rozrywał szybki, bezproduktywny oddech. Przeczuwała, że za moment jej klatka piersiowa rozpruje się i z trzaskiem uwolni jej wszystkie atomy. Dokładnie w tym momencie, gdy stała się niemalże pewna, ze rozsypie się na drobinki, a jej umysł był o krok od oddzielenia się od ciała, wpadła do ogromnej szafirowej komnaty. Płuca łapczywie zassały życiodajny błękit, a rozgrzane policzki owiała ożywcza kryształowa bryza. Rubra poczuła, że nie jest sama. Czuła obecność czegoś ważnego, jej wewnętrzny głos dochodził do niej z niej samej, a jednocześnie ze wszystkich stron jednocześnie, odbijając się zwielokrotnionym echem od sklepień komnaty. Jej zmysły przenikał nieokreślony żywy byt. Stanęła przy nim tak blisko, że mogła wyczuć całą sobą miękkie i rozmyte krawędzie jego postaci. Lividus zdawał się otaczać ją z każdej strony. W tej chwili czas przestał istnieć, liczyły się tylko odczucia płynące z okalających ją niebiesko opalizujących plazmatycznych fluidów. Momentalnie poczuła, że jednocześnie ogarnia ją  ogromny spokój, a siły generują się w jej wnętrzu do niebotycznych rozmiarów i granicy eksplozji. Wtulona w niego, nabrała całą sobą tyle powietrza, że wydawało jej się, że Lividus wlał się w nią całkowicie. Doznała poczucia spełnienia i zlania się w jedność tak mistycznego, że wszystko straciło przy nim blask, a Rubra poczuła się niebiańsko szczęśliwa.
Gdy ich splecione ciała rozluźniły się, Lividus rozłożył swe efemeryczne ramiona i wypuścił z nich Rubrę. Nim zniknęła za purpurowym zakrętem, zdążyła jeszcze usłyszeć:
- Rubro, będziesz żyła tylko 120 dni. Ale nie martw się, w zamian za krótkie życie, dane ci będzie ponowne zanurzanie się w jego źródle. Będziesz mogła delektować się tą najcudowniejsza tajemnicą po wielokroć, za każdym razem, gdy się spotkamy. Będziesz do mnie wracać co kilka minut, bo tylko na tyle starczy ci oddechu, Jestem twoim życiem, jestem twoim sensem, jestem częścią Ciebie. A ty będziesz tym życiem karmić wszystko dookoła. Będziesz do mnie wracać po tysiąckroć i za każdym razem staniemy się jednością. Pędź!