niedziela, 13 stycznia 2013

(41) poświąteczności

Okres świąteczny mamy już za sobą. Duch Świąt właśnie ulatnia się przez komin i to dosłownie, Małż bowiem zdekapitował dziś choinkę i grzejemy się przy generowanym przez nią ogniu. Patrzę w trzaskające płomienie, pociągam herbatkę z cytryną i z każdym kolejnym łykiem zdaję sobie sprawę, że Duch Bożego Narodzenia będzie się od tej pory materializował w inny sposób. Mat bowiem w wieku lat 10 (!) w kwestii Gwiazdora stał się agnostykiem. (Jak wiadomo, w Wielkopolsce saniami obwozi się Gwiazdor, nie Mikołaj.) Ostatnimi czasy wpatrywał się w wieczorny mrok, chodził zamyślony, wzdychał, już prawie byliśmy pewni, że ogłosi miastu i światu swe zaręczyny, aż wreszcie przy kolacji pękł, oznajmiając wszem wobec:

-Mam dowód, że Gwiazdor jednak istnieje!- zamarliśmy ze zwisającym z ust spagetti - Pamiętacie tę kolejkę, którą przyniósł mi Gwiazdor kilka lat temu? No przecież, znając was, żyły, nie kupilibyście mi prezentu za 2 stówki! Pff!

Ha, fakt. Umysł żywy, przenikliwy, filozof i Poirrot w jednej osobie. Zaiste. Toż to niepodważalny dowód. Musielibyśmy chyba być pijani, żeby kupić mu tak drogą zabawkę, nieprawdaż?

Mat kończy, Mim zaczyna.

- A tata zgodził się zrealizować moje marzenie życia! Pójdziemy na wysypisko śmieci i złomowisko!- Mim uśmiecha się od ucha do ucha, promienieje radioaktywną radością.

Ufff drodzy Państwo, przecież to normalne pragnienie sześciolatka, prawda? Uspokójcie mnie. Nie? Jak to nie?! Mim, zbiera części do machiny czasu, którą niebawem zbuduje, by swobodnie cofać się w czasie lub zaglądać w przyszłość. Brakuje mu jedynie kilku części. Paliwem dla machiny będzie Czas. Zaplanował też, że w podróżach będzie mu towarzyszył Pies-Robot. Piesek zostanie zbudowany z metalu i grawitacji(!). Sterować można nim za pomocą grawitu (niestety, Mim jest jedynym człowiekiem na tej planecie, który potrafi uzyskać grawit, jednakże receptura ta jest obwarowana setką zabezpieczeń, przy których trójoki pies wielkości słonia to kaszka z mlekiem). Grawit będzie wysyłał sygnał do pieska, piesek dostanie ów sygnał w postaci zapisanej kartki i wtedy będzie wiedział jak zareagować w danym momencie. Proste.

Wykres mojego EEG mózgu przy takich rewelacjach pikuje znacząco ponad normatyw dla mojego wieku, zupełnie, jak wtedy, gdy pociechy odrabiają prace domowe. Jak symbionty. Mim mańkut z lewej strony, lampka pośrodku biurka, praworęczny Mat z prawej strony. Pełna symbioza. Każdy pochylony nad swoimi zeszytami, każdy pogrążony we własnych myślach. Mim macha nogami, podryguje, przechyla głowę, wywala język i oczy na wierzch, aż dziwne, że jeszcze nie wyschły mu na wiór.

Mat pozwijany jak serpentyna, podpiera głowę wygiętą pod niefizjologicznymi kątami ręką, wylewa się i spływa z krzesła na biurko, zeszyt i podłogę.

- ...odcinki przewodu pokarmowego to jama gębowa, przełyk, żołądek, jelito cienkie, jelito grube i ten yyyyyy...

- UTWÓR MOCZOWY!- wali Mim, nie przerywając kaligrafii.

- A ja dla odmiany, Kochanie, kupiłem ziemniaki, tylko nie wiem co dalej? Co mam z nimi zrobić? Gdzie je mam włożyć? Do magazynku?- drąży Małż z kuchni

- Tak! Załaduj sześć i zastrzel mnie.

Zdaję sobie coraz bardziej sprawę z tego, że patrząc z zewnątrz można by pomyśleć, że jesteśmy deszyfratorami KGB.