wtorek, 31 maja 2016

(214) Czarne serce Jana

Przepis na chwilę przyjemności z olejem rzepakowym

     Z chwilą naciśnięcia spustu Caddy wiedział, że kula nie chybi i utknie w brzuchu Johna robiąc z jego jelit carbonarę. Jeszcze gdy z lufy dobywała się smużka dymu, podszedł do bezwładnego ciała i trącił je stopą, upewniając się, czy aby na pewno znowu nie rzuci się na niego z maczetą. Nie. John zamienił się w jednym momencie w kupę końskiego łajna. Tak przynajmniej określił go Caddy, spluwając na powiększająca się czerwoną plamę na koszuli i odszedł w stronę zachodzącego słońca.

- No, koniec i bomba kto nie oglądał, ten trąba! - Jan Kornelski poklepał się z plaskiem po wydatnym brzuchu obleczonym w trykotowy tiszert w kolorze dojrzałej pomarańczy i wprawnym ruchem wskazującego palca nacisnął przycisk OFF na pilocie. - Co tam na kolację? - rzucił zadowolony w przestrzeń.

Przestrzeń z prędkością komety odrzuciła mu damskim głosem centralnie w twarz:

- To co sobie zrobisz!

- Hm, czyli nic. - zasępił się Kornelski - Zatem efekt motyla murowany. Znowu pójdę spać głodny, a tego bardzo nie lubię, bo budzę się o drugiej w nocy i zjadam wtedy kolację łączoną ze śniadaniem. Rano jem drugie śniadanie w czasie, gdy powinienem jeść pierwsze, obiad muszę już zjeść o jedenastej, a kolację na obiad. A potem kończy się arsenał posiłków i dojadam, bo z niczym nie mogę zdążyć, wszystko wypada z utartych kolein, zaburza się kolejność wszechrzeczy i świat chwieje mi się w posadach.

- Tobie nie od tego się świat chwieje! - Maryla wysunęła zza kuchennej framugi swą twarz z lekka tylko podobną do koziej. Poruszała żuchwą, trzeba przyznać, nawet dosyć miarowo, wlepiwszy spojrzenie w dłoń męża, która wężowym ruchem wpełzła za jego plecy. 
- Wypijesz mi całą nalewkę od mamusi - wysyczała koza przez diastemę.


 - No, co? Wiesz, że uwielbiam mamusię co najmniej tak samo jak jej nalewkę! Albo i bardziej! - maleńki damski kieliszeczek z karminowym płynem wyglądał w wielkich łapskach Kornelskiego dość osobliwie i krucho. - Ubóstwiam je obie - szeroki uśmiech wylał się na jego rumiane lico czyniąc z jego ust coś na kształt dwóch wygiętych w łuk dżdżownic.

- Ty obłudniku! - roześmiała się Maryla i rzuciła w niego ściereczką do naczyń. Twoja kolej na wycieranie - dorzuciła i chcąc wyminąć stojącego w kuchennym progu Jana, poklepała go po umięśnionym ramieniu.

Kornelski złapał żonę w pasie i pocałował ją w czoło, a oblepione aroniówką dżdżownice przykleiły się do powierzchni skóry. Przyciągnął ją mocno do siebie.

- Mhmm... Janku, no co Ty, goście będą za dwie godziny - westchnęła mu wprost do ucha i przechyliła głowę tak, jak najbardziej lubił.

- Masz tak długą szyję jak stąd do Władywostoku - mruknął, nie przestając całować tej trasy.

- Ale goście nie jadą aż z Władywostoku - dodała już szeptem, całkowicie poddając się jego pieszczotom. Poczekaj sekundę - mrugnęła filuternie - włożę chociaż schab do pieca.

            Maryla zwinnie wymknęła się z jego objęć, pochyliła się nad piekarnikiem, a Kornelski ze smakiem obserwował dwa prężne uda wystające spod krótkiej spódniczki, a między nimi znikającą w gardzieli piekarnika pieczeń.
Idealne danie do kochania - pomyślał - nie pilnuje się go, robi się samo. Trzeba jedynie osolić mięso i włożyć do gara, obok niego położyć dwie całe cebule i nalać na dno olej rzepakowy. Wystarczy, że zainteresujemy się nim po półtorej godziny, podczas których interesujemy się wyłącznie swoją kobitą. I co? I mamy gotowe danie. Mmmm, a jeszcze śliweczka w środku... Mięsko jest kruche i soczyste (Kornelski nie przestawał wpatrywać się w pośladki Maryli), a olej samoistnie miesza się z sokami tworząc wyborny sos (jego dżinsy w rejonie bioder stały się nagle bardzo opięte). Pragnąc poluzować napiętą atmosferę, dżinsy i pasek Maryli jednocześnie, zaciągnął ją do sypialni. To, co się tam działo, pozostawię wyobraźni Czytelnika. W głowie mi się bowiem nie mieści, jak giętkie mogą być ciała pięćdziesięciolatków obdarzonych słusznymi gabarytami i otoczonych niecienką warstewką izolacji podskórnej. Może właśnie główną rolę odgrywa tu ta sprężystość materii, pozwalając dwóm ciałom tak zgodnie falować i buforować napierające siły. Tymczasem Jan sapiąc,  padł na pościel bez sił. Zamknął oczy z błogością.

            Nos Kornelskiego usilnie próbował odnaleźć i powiadomić mózg o jakimś ważkim fakcie. Impulsy nerwowe, trzymając rozkalibrowany kompas z wirująca igłą, brnęły przez synapsy jak w ruchomych piaskach. Minęły długie minuty, zanim Jan podniósł głowę. Ślina ciekła mu cienką strużką z kącika ust wprost na pomarańczowy tiszert, a wzrok zawisł na ekranie telewizora, na którym zabójca znikał za napisami końcowymi i tarczą zachodzącego słońca.
           
            Co to było? Goście? Maryla? Kornelski wstał i przygładził siwe włosy. Ach, Maryla... Ile to już lat... Gdyby żyła, nie przypalałby notorycznie schabu. Chwile przyjemności z nią trwały bowiem zawsze półtorej godziny... :)

***

Pieczeń "Czarne serce Jana" czyli coś, co potrafi kawaler i wdowiec



Składniki:

- schab bez kości o długości równej średnicy garnka
- 1- 2 cebule (bez łupiny)
- sól
- opcjonalnie suszone śliwki lub morele
- i creme de la creme przepisu, element kluczowy - pół szklanki oleju rzepakowego ♥


Wykonanie:

Pomijając świniobicie, wszystko potem idzie gładko: Nalewamy do garnka olej, wkładamy osolony schab i cebule, wpędzamy wieprzka do piekarnika nagrzanego do granic wytrzymałości, czyli 200C na ok.1,5h. Voila! Kto chce, może naciąć schab i w ranę wrazić owoce. Potem wystarczy założyć szwy lub spiąć szpikulcami do zrazów (dla wrażliwców informacja - nie, to nie boli. No chyba, że nie ucelujemy i władujemy sobie szpikulec pod paznokieć. Ale od czego są naparstki!)

***

No i mój przepis (z fotografią!) miał to szczęście i znalazł się wśród pięciu nagrodzonych - wygrał kosz piknikowy w >> konkursie Dzieciowo mi! Dziękuję! ♥
Teraz mogę jeździć na czerwcówki :)



konkurs_zdjecie2



A tu wszystkie zwycięskie przepisy, smacznego! KLIK!