wtorek, 26 lipca 2016

(221) Uroda życia

     Dawno nie chodziłam po plaży w kostiumie kąpielowym. No, nie żebym siedziała na plaży w dżinsach i koszuli zapiętej na ostatni guzik, nie. Ale dawno nie szłam plażą swobodnie z jednej miejscowości do drugiej ubrana li i jedynie w bikini.
Bardzo lubię to uczucie, kiedy woda zabiera mi piasek spod stóp, jest zimna i orzeźwiająca. Wiatr plącze mi włosy, a ja muszę ciągle wkładać te niesforne kosmyki za ucho. W zasadzie dlaczego muszę? Nie muszę właśnie, niech spadają mi na twarz. Niech jaśnieją na słońcu, niech słońce i wiatr pospołu z woda morską robią mi naturalny balejaż. Jakoś wiosną bowiem zauważyłam początek tego fryzjerskiego procesu, całe pasma siwych włosów. Spojrzałam sobie w niebieskie oko i pomyślałam, że to już. Powoli, skrada się, zbliża koniec pewnej epoki. Nie wyglądam jednak na swój wiek. Wiem. Ostatnio wprawiłam w konsternację ginekologa, niestety nie tym, co mam między nogami, lecz metryką. Dobre i to!

     Wracałam, wiatr łaskotał mnie w plecy, bawił się sznureczkiem związanym pod łopatkami w symetryczną kokardkę. A oczom mym ukazał się piękny widok. Czterech panów bez psa. Dwóch rosłych brunetów, w pełni mocy przerobowych, skanowało płyciznę w poszukiwaniu syren, pan starszy, przyprószony bardziej niż ja szedł po linii demarkacyjnej wody i lądu, a wokół nich jak elektron dreptał brzdąc płci męskiej lat na oko trzy. Szli sobie, czterej wspaniali, nic nie mówiąc, wprawiali w zamęt ziarna piasku i cząsteczki wody, a ja patrzyłam jak na film w iluzjonie. Piękny obrazek, zaprawdę powiadam Wam. 
Czasem człowiekowi zahaczy się w sercu coś tak pięknego i poruszającego, coś, czego inni nie zauważają, a które może w przyszłości wyda jakiś owoc. Kto wie, może czterej panowie bez łódki i psa pojawią się znienacka w jakiejś bajce i zostaną przesłani w kapsule czasu kolejnym pokoleniom.

Czasem udaje mi się zatrzymać coś pięknego w kadrze. Mam w głowie taką przegródkę wyściełaną niebieskim welurem, gdzie składuję ładunek z plusem. To jest takie ogniwo galwaniczne, kiedy sama jestem jednym minusem, działa jak bateria na wspomnienia. Muszę pamiętać o cyklicznym doładowywaniu :) Macie przegródkę na coś pięknego i dobrego? Co tam chowacie? :)











Szkoda, że nie słyszeliście. Kos siadał przed naszym oknem o świcie i wieczorem. Śpiewał tak cudnie, że powietrze zamieniało się w kryształ.