sobota, 1 listopada 2014

(150) Pod i nad

     Październik mignął żółtym liściem jako sen jaki złoty. Ale, że podobny w składzie do listopada (40% deszczu, 20% wiatru, 20% zimnych nóg i 20% smarków), posłuchać można i teraz. Zatem pstryk i nasiąkajmy dźwiękami jak gąbka:


     W tle U2, kubas z herbatką w ręce, ciepła kołderka, to teraz pokażę Wam co me modre oczęta ostatnio wchłonęły, a główka przefiltrowała.

     Czasami jest wszystko na opak. Góra myli się z dołem, a siedząc na pomoście nie za bardzo wiemy, czy moczymy nogi w wodzie czy w niebie. Bo wyciągamy je tak czy siak sinoniebieskie. Po pewnym czasie zmysły się przyzwyczajają i akceptujemy sznur ptaków sunący pod wodą i wodorost na niebie. Nie dziwimy się, że szuwary rosną w przeciwną stronę, a krople deszczu wpadają w niebo. Korony drzew penetrują toń, a korzenie wrastają w chmury.







Ale wystarczy chwila, by światy powoli zaczęły się rozdzielać.


I to co pod staje się równie ważne z tym, co nad. Równoważne. Ważne.




     Pod i nad, a w tym wszystkim my. Czasem z tej strony, czasem z drugiej. Niekiedy myli nam się góra z dołem, ważne z nieważnym. Ale wewnętrzny, skalibrowany ster, zawsze w końcu kieruje nas w słuszną, wyznaczoną przez gwiazdy, stronę.* Nawet, gdy dookoła się wali i pali, mamy włączonego automatycznego pilota. I ciągle jeszcze tu jesteśmy. Jeszcze od nas zależy, czy jesteśmy pod, nad, w, czy pomiędzy.
     Mimo wszystko miło ciągle jeszcze być tu, na tej huśtawce, prawda?


PS.
Przed chwilą przypomniał mi się ten utwór: (chyba przeżyłam teledysk, co? A mówią, że nic dwa razy się nie zdarza ;) )



* teraz (3.11), po publikacji posta przez Diabła w Buraczkach, nie byłabym już tego taka pewna: