środa, 10 lipca 2013

(75) w komórce pod schodami serca

   Zamieszkuje małą, wydzieloną z korytarza komórkę pod schodami. Mimo, iż jest tu ciągle ciemno, a komórka jest wielkości pięści, nie potyka się o zgromadzone licznie sprzęty. Ich rozkład nie zmienia się od lat.

 Na ścianach własnoręcznie zrobione rzędy sosnowych półek zastawionych pedantycznie poukładanymi, wspólnie przeczytanymi książkami, ustawionymi w bibliofilskim porządku. Obok pieczołowicie zwinięte w tutkę bilety na pociąg, który, mimo, że odjechał kilkanaście lat temu, odjeżdża co dzień z peronu 4a. Dalej- złożone w kostkę przykrótkie dżinsy, błękitna koszula, czarny garnitur, grzebień. Wędka, papierosy, sznurowane buty, rzemyk. Mereżkowa biała pościel, szczoteczka do zębów, fotografie, kasety. Pióro, koszula w gwiazdki, woda po goleniu, maszynka na najprawdziwsze na świecie żyletki. Plik kart w wyświechtaną damą i waletem kier. Oprawione w ramki odciski palców zebrane delikatnie, dwoma palcami ze szklanki z ulubioną niedopitą herbatą z plasterkiem cytryny, taką, co to można ją wypić tylko w jednym miejscu na świecie - i tylko tam, gdzie ciągle podają ją wiecznie gorącą, w tym samym miejscu, którego już nie ma od lat.

  Na najniższej półce wypinają przezroczyste brzuchy pękate karafki. W pierwszej garść bałtyckiego piasku z wojskowej plaży zawiniętego w czerwoną bandankę. W następnej- zdjęcie małego domku na skraju lasu, dalej: powietrze z ostatnim oddechem, które jeszcze było wspólnym. W kolejnej karafce żywa woda, zaprzeczenie praw fizyki. Krystalicznie czyste krople nie zlewają się w jedno, nie przyjmują kształtu naczynia. Każda jest osobnym bytem. Każda cicho szepcze, przemieszcza się i puka w ścianki. Łzy. Trzy pełne karafki, czwarta zapełniona w ćwierci. Do śmierci, ha!, do śmierci. Taaak, do śmierci będzie pełna.

Obok regału stoi zaadaptowana na potrzeby kuchni, komoda, nad którą wisi makatka. Zwinna ręka wyhaftowała sielski obrazek przedstawiający domowników z podpisem MADE SALAD NOT WAR. Komodę szczelnie wypełniają puste słoje. Gdyby je wziąć do ręki, nie ważą prawie nic, tyle co nalepki na ściankach:  Zapach Jajecznicy z Grubo Krojoną Cebulą, Woń Pieczonych Nadziewanych Papryk, Zapach Kapusty z Kminkiem, Aromat Szaszłyków z Grilla w Ziołowym Sosie. Zapach Spaghetti, Przed Którego Geniuszem Klękano.

Honorową część górnej półeczki zajmują przyprawy: Papryka Ostra Jak Słowo. Pieprz Mielony Jęzorem, Kminek Do Rozkminiania, Cebula Do Płaczu. Gorzka Gorczyca Kłótni. Mięta Do Czucia. Pokrzywa Do Parzenia. Szałwia Do Szału. Rumianek By Się Rumienić. Lubczyk Do Kochania. 

Wszystko poukładane, wszystko dopowiedziane. Wypełniło się. Wypreparowane lancetem z przeszłości, oddzielone chirurgicznie od przyszłości. Przyszyte do korpusu innej teraźniejszości.

Mieszkaniec komórki pod schodami za dnia zazwyczaj jest spokojny. Leży na czerwonej pluszowej kanapie, czasem spaceruje. Słychać miarowe kroki bosych stóp: bum-bum, bum-bum, bum-bum. Czasem jednak, wystarczy, że wyda mu się, że usłyszał znajomy głos, że owiał go znajomy zapach perfum, o, ta piosenka, ten wiersz. Obraca w dłoniach któryś słoik, jakąś karafkę. Wertuje książkę. Wtedy kroki przyspieszają, mieszkaniec obija się o pulsujące ściany. By nie upaść, przysiada na podłodze i opierając łokcie o kolana długo siedzi z głową w dłoniach chroniąc się od ogłuszającego bum-bum! bum-bum! bum-bum! Po policzkach płyną szkarłatne krople łez. Wypełniają cały pokoik pod schodami, strumienie wylewają się oknami, płyną tętnicami do najdalszych zakątków mikroświata,  w którym żyje.

W nocy zaczyna żyć intensywniej i wychodzi ze swojej klatki. Kieruje się schodami na strych, wprost do kulistego pokoju z puchatym, szarym dywanem i miariadami drobnych gwiazdek pod sklepieniem. W ścianie widoczne są dwa okna z zamykanymi okiennicami i szybami w delikatnym odcieniu akwamarynu. Mężczyzna siada przy stole pod oknami, opiera łokcie o parapet i godzinami patrzy...

***

Rankiem powoli budzi mnie szczebiot ptaków i gorące powietrze. Jeszcze przez sen czuję zmęczenie, kłuje mnie serce. Wstaję i biegnę boso pod prysznic. Coś miałam zrobić? O czymś zapomniałam? E, niemożliwe, wszystko gra. Lekcje odrobione. Rozczesuję palcami mokre włosy, które nieposłusznie zwijają się przy zetknięciu z wodą. Unoszę powieki i spoglądam w lustro. Przez milisekundę wydaje mi się, że w głębi tęczówki oka w kolorze akwamarynu widzę zarys męskiej sylwetki...