wtorek, 18 lutego 2014

(113) IN MEMORIAM Zanim złamie się kreska ułamkowa

     I przeraża mnie, że nie ocalę od zapomnienia. Kurz niepamięci przesłoni wszystko grubą warstwą. Następne pokolenia zdmuchną go wydechem astmatycznych płuc, ale pod spodem nie będzie już mojego świata, tylko kolejne piętra nowego Jerycha.

     Jak opowiedzieć wam, krew z krwi, jak pachniała jego kraciasta chusteczka do nosa, apteczka w domowym gabinecie, świeżo umyty parkiet, pierogi z mięsem z żeliwnej patelni? Jak budziła mnie dźwiękiem obrączki uderzającej o szkło, jak wyglądał mały nożyk, którym kroiła chleb w kostkę? Jak wyglądały ich grzebienie? Szylkretowe okulary? Jaki smak miała pasta do zębów, jak pachniał krem Jacek i Agatka? Pamiętam tembry ich głosów, których nigdy nie usłyszycie. Po śmiechu i kichnięciu powiem, kto kryje się za kredensem. Światy jak szpule turlają się w tę i wewtę po perskich dywanach.


     Tyle wierszy, ilustracji, książek, nie otwieranych od dziesięcioleci. Nie uwolnię wszystkich historii. Nie wezmę w ramki istnienia wszystkich myśli. Tak jak ja nie wiem nic o prababkach, tak wy nie będziecie nic wiedzieć o mnie. I nie wiem, czy to straszne, czy beznadziejnie normalne, że życie wymierzane jest trzema krokami pokoleń. Ostrzem kosy odcinane od wieczności na plastry grubości trzech generacji.
Szkoda mi tylko tych rzeczy imiennych, których wspólny mianownik niechybnie zgubicie. Dwie talie pasjansa z ptaszkiem i atomami z ruin Warszawy zamknięte w stalowej kasetce babci. Czy możliwe jest, by wciąż były na nich odciski jej palców?  Wyczuwam zapach perfum. List dziadka-stryjka, wywiezionego jako 12-letni chłopiec z rodzinnej Łodzi na przymusowe roboty do Niemiec. Gdzie są te buty babci, które pod fleczkiem mają fragment ciężarowej budy wiozącej ludzi z łapanki?

Halina Krauze
1913-1988
(Babcia Alusia)
Eugeniusz Krauze
1910-1983
(Dziadziuś Gienio)


     Idę korytarzem i muskam dłonie przodków spoczywające na oparciu fotela, na sukni w kwiaty. Czy kogoś jeszcze obchodzi to, że jeszcze ciepłe głaskały dziewczynkę po twarzy, podawały kaszkę i ocierały buzię? Kto dziś pamięta, że to właśnie ta sukienka była ulubioną sukienką babci, a na poręczy tego fotela siedziała pięciolatka, ogrywając dziadka, zamiast Niemców, w wojnę? Tego samego, któremu z uśmiechem i szacunkiem kłaniali się lekarze i pacjenci?
Moi synowie grają w kapsle u ich niewidzialnych stóp.

     Do talerzy zagląda nam dystyngowana rodzina, z błysku oka prababci Stefanii wyczytuję, że bije brawo małym palcem za smak makowca. Nastoletni dziadek Gienio za chwilę pobiegnie do kolegi na Piotrkowską. W tym samym czasie w Warszawie na Barcickiej moja babcia Alusia, patrząc na soczystą zieloność kapiącą z platana za oknem, odrabia lekcje.

 
 
 
Konstanty i Stefania Krauzowie
Łódź ok.1935r.(?)
Obok prababci - Stanisław, najstarszy syn
obok pradziadka - Romek - najmłodszy syn
Górny rząd od lewej Bolesław, Emund, Stefania
i na końcu mój Dziadziuś Eugeniusz.
Wydzieliłam w biblioteczce półkę Dziadziusia -
metalowa wizytówka z drzwi frontowych, rulon dyplomu doktorskiego,
Jego książki medyczne, książki napisane przez Jego najstarszego brata Stanisława.

Eugeniusz był dyrektorem Szpitala Miejskiego im. Józefa Strusia, na jego stronie internetowej czytamy:

W latach 1945-1973 funkcje dyrektora szpitala pełnili:
  • dr med. Ludwik Babiak,
  • dr med. Zygmunt Bartkowiak,
  • dr med. Józef Jagielski,
  • dr med. Eugeniusz Krauze,
  • dr med. Jarosław Śluzar,
  • dr med. Feliks Kamiński,
  • dr med. Jan Wiktorowicz,
  • dr med. Stanisław Andrzejewski.
Więcej [tutaj].



Dedykacja dla Eugeniusza:
Gieńkowi - dziękuję za trudy przy organizacji Zalesia Górnego.
11.8.48

Dedykacja dla Eugeniusza:
Kochanemu Bratu- aby wiedział jak siebie i swoich odżywiać.
21.II.47.

Stanisław Krauze, jak podaje encyklopedia PWN:

Krauze Stanisław, 1902–77, farmaceuta, badacz i analityk żywności; prof. Uniw. Warsz. i Akad. Med. w Warszawie; zał. i red. „Roczników PZH”; ekspert Świat. Organizacji Zdrowia WHO, wiceprezes Rady Eur. do spraw Kodeksu Żywnościowego FAO ; Bromatologia.




Całość slajdów o Stanisławie Krauzem [tutaj].


Stanisław Krauze był też założycielem Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego PTF, na jego stronie internetowej czytamy pierwsze zdanie:

Oddział Warszawski PTFarm istnieje od chwili powstania Towarzystwa w dniu 30 listopada 1947 r. Nie doszło wtedy do formalnego utworzenia Oddziału, jednak inicjator powstania Towarzystwa prof. dr Stanisław Krauze (...)

cd. tutaj: http://www.ptfarm.pl/?pid=462


Znalazłam bardzo ciekawy artykuł o stryjku Stanisławie z czasów wojny, z którego dowiedziałam się jak cudownym sposobem uniknął rozstrzelania przez SS:


PZH W CZASIE POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Na wypadek powstania w Warszawie doc. Jan Kostrzewski (pseud.Zarębski) podzielił stolicę na 12 okręgów sanitarnych. Każdy z nich miał mieć szpital, aptekę, punkty opatrunkowe, spalarnię śmieci, grupy dezynfekcyjne. Nie wszystko zdołano przygotować przed wybuchem powstania. Doc.Feliks Przesmycki został szefem sanitarnym okręgu Warszawa-
Południe. Grupa pracowników PZH z dr.Tadeuszem Sporzyńskim zorganizowała na miejscu punkt pierwszej pomocy dla rannych. Pierwszego sierpnia gmachy PZH zajęli powstańcy i komenda V obwodu pułku „Baszta”, pod dowództwem ppłk.”Przegoni” (Aleksandra Hrynkiewicza). Po wybuchu walk komenda został odcięta od powstańców mokotowskich przez policję niemiecką na ul.Willowej i Niemców z koszar na ul.Puławskiej. Trzeciego sierpnia ppłk „Przegonia” opuścił Mokotów i wycofał się ze swoim oddziałem do lasów chojnowskich (8). Prof. Aleksander Szczygieł w swoich wspomnieniach (9) opisał losy pracowników PZH, którzy nie opuścili Zakładu w czasie Powstania Warszawskiego. Oddziały SS prawie codziennie poszukiwały w PZH powstańców. Po wejściu na teren PZH oddział SS wyprowadzał wszystkich mężczyzn na ulicę Chocimską, aby ich rozstrzelać. Interwencja dowódcy przechodzącego oddziału armii niemieckiej przyczyniła się do tego, że odstąpiono od rozstrzelania, a spośród zebranych wzięto tylko trzech: dr.Tadeusza Sporzyńskiego, doc. Stanisława Krauzego i dr. Aleksandra Szczygła i zaprowadzono pod sąd polowy na ul.Puławskiej 2. Wydanie wyroku odłożono do następnego dnia. W tym czasie przybył do PZH szef sanitarny służby zdrowia IX armii niemieckiej, tłumiącej powstanie i oświadczył, że uzyskał od SS odłożenie egzekucji i ewakuację mienia PZH do Wrocławia, gdzie zamierzano urządzić placówkę usługową ds.epidemiologii i higieny dla ludności niemieckiej. Po zakończeniu ewakuacji gmachy PZH miały być spalone. 


W czasie okupacji w PZH prawie nie prowadzono badań naukowych. Zajmowano się badaniami organopreparatów, witamin, insuliny, hormonów. Pewna liczba pracowników zajmowała się produkcją sztucznych środków słodzących, np. dulcyny, produkcją mydła itp. Po utworzeniu getta w Warszawie, wszyscy pracownicy PZH żydowskiego pochodzenia wraz z prof.Ludwikiem Hirszfeldem zostali tam wysiedleni.
W czasie wojny w PZH w Warszawie znalazło się wielu ewakuowanych pracowników filii PZH: prof.Jan Adamski z Katowic, Jan Alkiewicz, Leon Padlewski z Poznania, wspominany wielokrotnie dr Jerzy Morzycki z Gdyni z całym personelem filii, dr Tomasz Michalak– po wojnie organizator Akademii Medycznej w Gdańsku. W kadrach pracowała jako młoda dziewczyna córka prof. J. Adamskiego –Krystyna Adamska , po wojnie prof. Krystyna Pietkiewicz, Kierownik Zakładu Mikrobiologii Akademii Medycznej w Poznaniu.
W Dziale Badania Żywności pracowali w czasie wojny dr ZdzisławMacierewicz i dr Maksym Nikonorow . Przetrwał też wojnę Dionizy Smoleński późniejszy rektor Politechniki Wrocławskiej i sekretarz naukowy PAN. Kierownik Działu Badania Żywności doc.Stanisław Krauze potrafił eliminować z rynku małej wartości produkty żywnościowe, sprowadzane przez Niemców, wykazując ich szkodliwość. 

Fragmenty pochodzą z Przeglądu Epidemiologicznego, artykuł Marty Gromulskiej pt.:PAŃSTWOWY ZAKŁAD HIGIENY W CZASIE WOJNY W LATACH 1939-1944

link do artykułu [tutaj].

***

Jak wielkogabarytowe są wspomnienia i historie rodzinne. Jak dźwigać tyle miast i domów? Stworzyć wieżowce dla czarno-białych papierowych ludzi w kapeluszach i śmiesznych butach. Umieć ich powiązać w pęczki i posortowanych odłożyć na półkę. Przeniknąć od Odessy po Cieszyn, zahaczyć o Łódź i Warszawę i zupełnie przez przypadek urodzić się w Poznaniu.
Jak ocalić te strzępy wspomnień o ludziach, których byłam ostatnim świadkiem?

     Jestem ostatnim ogniwem spajającym przeszłość z przyszłością, kreską ułamkową. Wraz z pęknięciem kreski wszystkie obrazy, książki, imienne dedykacje, haftowane chusteczki, pościele z mereżką, stary fotel, obrusy, zdjęcia, z hukiem spadną z drzewa genealogicznego, rozsypią się i przestaną mieć wspólny mianownik.

***

     A może trzeba było o nich mówić, odkurzać przy każdej okazji? Wykrzyczeć wtedy w szpitalu, że umiera zięć dyrektora szpitala, że ordynator oddziału był jego uczniem? Może zajęli by się nim? Że wtedy, w podłódzkim Głownie ocalił kilka żydowkich rodzin, być może twoją babcię?  Że dzięki stryjkowi urodziła się bromatologia? Że dziadek nie brał pieniędzy za wizyty od uboższych a sam dawał odzież i pieniądze, także wykształcenie. Że obcego człowieka, który złamał nogę na nartach i któremu groziła amputacja, odwiózł taksówką do poznańskiego szpitala. Z Zakopanego. Że bywała u nas Feldman, Bogusławski, aktorzy i malarze. Że fryzjer przychodził do domu strzyc, że gońcy przynosili zakupione słodkości z Hortexu. Że wspólnie spletli sobie życiorysy w warkocz.

Kto o tym wiedział? Nikomu się nie mówiło. Po co.
Nauczeni, że po co się chwalić, że każdy ma jakiegoś ojca i wujka. Żyć jak każdy inny człowiek... W kolejce na szarym końcu, dom, praca, szkoła. Tak samo smakowały wystane banany na święta. 

Lata, dziesiątki lat minęły. A ja chcę ich ocalić od zapomnienia! I czuję, że muszę, że jestem to winna moim dzieciom. Póki istnieję.

Dupa w troki. Ani chybi.