Ostatnimi czasy w wolnej chwili przechadzałam się po rynku pracy. Rynek na pierwszy rzut oka zdawał się być wielkogabarytowy i oferujący bogatą gamę płodów ludzkich, od elastycznego młodego koperku po stukilogramowe spasłe dynie. Wszędzie praca, praca, praca, człowieku nie opędzisz się, musisz podjąć pięć równoległych etatów, taka klęska urodzaju.
Niemniej po wnikliwych oględzinach rynek zaczął się niepokojąco kurczyć, a na straganach, jak się okazało, leżała przeważnie cebula, buraki i marchewka. I to w rozkroku. Pożądana jest sama nać, to znaczy brać studencka. Studentki za ladę pubu, sklepu, do tacy, do masażu. Studentki na hostessy i na barykady. Na infolinię i do e-commerce. Teraz to się wszystko tak ładnie nazywa. Sprzedawca to doradca klienta, albo zastępca kierownika sklepu, albo i sam kierownik. Chcąc pracować jako rejestratorka - wymagamy dyplomu ukończenia kursu, prowadzić biuro notarialne może owszem, studentka, ale już tylko prawa. Kurs wymagany niemal do każdej profesji, nic, tylko prowadzić takie kursy, pomyślałam. Obsługi kserokopiarki dla kopistki, ekspresu do kawy na sekretarkę, jednego programu komputerowego na recepcjonistkę. Żałuję, że nie jestem wieczną studentką. Bo po studiach być to już też nie, bo na pewno taka zaraz zajdzie w ciążę i to bliźniaczą.
No i teraz pracuje się głównie na zlecenie, więc w zasadzie popracować można trzy miesiące i zacząć zwiedzanie rynku od nowa. Aż się zwiędnie i zostanie rynkową starą panną, babulinką straganową lat 29.
Ale, hola, hola! Co me modre oczęta wypatrzyły na rynku! Leży sobie soczysty i jędrny anonsik - osobista asystentka. Nie chcą studentki (to znaczy chcą, ale nie jest to warunek konieczny), praca na pełen etat (etat!), umowa o pracę, wysoka, kilkutysięczna pensja, a praca nie wymagająca wydzierania sobie rękawów - prócz prowadzenia biura, organizowanie spotkań biznesowych, delegacje itede itepe. Na razie ładnie. Cofam się jednak trzy wersy wyżej, bo wzrok mój ukłuły słowa "dyskrecja" oraz "bliska współpraca ze mną" tudzież "obowiązki pozabiurowe".
No i tu cię mam, bratku. Ale sprawdzę, mówię sobie, może moje myśli robaczywe zagalopowały się na tym koniku zbyt daleko, zbyt śmiało i może ja źle oceniam człowieka? Bo przecież firma ma piękną stronę internetową, wszystko ładnie i cacy, więc nic nie budzi podejrzeń. No, prawie nic. Zwłaszcza, że znajduję drugie, bardzo podobne ogłoszenie, pensja już wyższa - 7 tysięcy.
Z głupia frant pytam nobliwie o wachlarz obowiązków pozabiurowych. I nadchodzi odpowiedź, cytuję:
" (...)Natomiast zakres jest dość szeroki. Począwszy od seksu oralnego, klapsach, ciągnięcia za włosy, kończąc na seksie analnym jeśli obie strony go preferują".
Odpowiedź od drugiego "prezesa" (jeden lat 32, drugi 42 - moja dociekliwość socjologiczna kazała mi wybadać, w jakim wieku człowiek staje się tak zdesperowany i znudzony (?) i poszukuje płatnych osobistych asystentek), była jeszcze dokładniejsza. Tu już w "obowiązkach pozabiurowych" było wymienione wszystko, równiutko, w wielu podpunktach, tak do 3/4 długości alfabetu.
O, mamuniu. Dobrze, że leżałam, bo bym upadła.
O, mamuniu. Dobrze, że leżałam, bo bym upadła.
Teraz nie wiem, czy podołałabym tym całodobowym powinnościom :P No i w przeliczeniu na roboczogodzinę to chyba nie za bardzo się opłaca, co? Zwłaszcza, że złotówka ( tfu! pięciozłotówka), jak się okazało, to taka słaba waluta! Wystarczy, by sięgnęła bruku z wysokości metra i, o, co się robi.
PS
A na mój --->Kręgosłup Oralny wchodzicie? Opisuję tam właśnie swój gorący romans z ZUSem. Proszę się zapisywać w poczet rencistów, pókim żywa! I nie trzeba być studentką!
Monia, wchodzę i na Skorpiona i na Kręgosłup, jakkolwiek by to nie brzmiało :) I powiem Ci, że sie nie nudzisz. Socjologicznie żywot masz urozmaicony, a wręcz taplasz sie w tej socjologii po czubki uszu. Cóż rzec... I byłoby to wszystko śmieszne gdyby jednak nie było.
OdpowiedzUsuńOdhaczam Cię, Psie, na liście obecności!
UsuńStaram się nie nudzić, chłopaki siedzą w górach, a ja jestem słomiana wdową i matką. Ale rekreacyjne nawet studiowanie szpalt z anonsami powoli, acz skutecznie wzbudza we mnie chęci zasztyletowania się nożykiem do papieru i strzelenia sobie w czoło zszywaczem. I wcale nie jest mi do śmichu, fakt.
Wiadomo, że wchodzimy na kręgosłup! I to niejeden! ;)
UsuńYhyhy ;P
UsuńOdhaczam i daję piątkę kwadrat!
Moniś, spadłam z krzesła i tak leżę.
OdpowiedzUsuńWkręciłaś mnie? To żart? Nie było takiego menu stosunków służbowych?
Całe menu z wisienką otrzymałam na maila, zaraz po zgłoszeniu "chęci" wzięcia udziału w procesie, nazwijmy to rekrutacji i prośbą o naszkicowanie zakresu obowiązków. Nie wysłałam jednak żadnych dokumentów, węsząc pismo nochem. A jednak menu dostałam.
UsuńJa już wstałam spod krzesła, Kalino, dobrych kilka dób, za przeproszeniem, minęło od tej traumy :)
Również się zaśmiałam, takim tembrem, com go wcześniej nie wiedziała, że mam.
UsuńNachodzi mnie refleksja, iżby ci takimi dziurawymi pięciozłotówkami płacili najpewniej, hehe... hy.
Tysiąc czterysta pięciozłotówek to ile kilo kruszcu? Nie uniosę tego bogactwa!
UsuńZ drugiej strony spójrz na to optymistycznie. Już nie studentka, matka dwojga, żona ze stażem, pesel (spuśćmy zasłonę miłosierdzia - no w każdym razie nie studentka) i kręgosłup nadwyrężony, a tu Ci przesyłają propozycję całej gamy fikołków! Desperat, czy nie desperat, traktuj to jako oryginalny komplement ;)))
UsuńNie mogę. Albowiem nie wiedział z kim rozmawia. Równie dobrze mogłabym być piękną, długonoga blondynką lub wręcz przeciwnie - bezzębnym staruszkiem erotomanem gawędziarzem. I oni też dostaliby menu.
UsuńJa bym chciała, żeby mi oferowali fiołki w momencie gdy znają moje wady i ułomności, o to by było dopiero cenne. No i stopniowo, choćby po kolacji. :)
Ależ to dobry tekst jest!
OdpowiedzUsuńChciałabym nspisać coś mądrego i nasączonego sarkazmem jak gąbka, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Dlatego westchnę tylko z ulgą, że jeszcze są takie miejsca na ziemi, są jeszcze takie infolinie, gdzie studenckość pracodawcy zwisa, gdzie nawet ilość dzieci nikogo nie interesuje. Ocieram pot z czoła i moszczę się wygodnie. To pisałam ja, pani od słuchawek :)
PS. Niestety moja pensja jest daleka od siedmiu tysięcy :)
Dzięki, Krusz :*
UsuńChyba rzadko w dzisiejszych czasach można pogodzić wszystko - umowę o pracę, a nie zlecenie, rzetelność pracodawcy, wiek, spokój, że się nie poleci po trzech miesiącach próbnych, czy rozmnożeniu itede.
Student to taki wół roboczy XXI wieku. By nie rzec niewolnik. Jeszcze studiuje, a już pracuje, potem pracuje za darmo na stażach, a potem pracuje na zleceniu. Takie czasy. Etat to chyba jakaś mitologia.
Etat, no cóż, w Kręgosłupie Skorpionim przeczytaliśmy, kto i gdzie ma etat. Strach się bać. Czy to etat tak deformuje jednostkę, czy też jednostka odpowiednio zdeformowana dostaje etat? Hamlecie, pomóż...
UsuńPozdrawiam wiejsko. Bom ze wsi.
Cześć Agniecha!
UsuńNo nie wiem, etat wichruje kręgosłupy, a brak etatu wichruje moralne? Albo korelacji nie ma. A ma się jednostki chorobowe. Zawołajmy Hamleta, fakt. Albo od razu Szekspira, może dopisze coś optymistycznego.
Pozdrawiam równie wiejsko, bo wszyscy pochodzimy ze wsi, jakby nie patrzeć :) A z Twoimi konikami było mi zawodowo po drodze, bo mam wsiowy zawód ;)
Och, ja też się kilka razy nacięłam. Poszukiwania pracy są niezwykle kształcące i obfitują w zabawne sytuacje :)
OdpowiedzUsuńO, tak, tragizm z biegiem czasu nabiera znamion komizmu, fakt. W sumie mi lżej, Moniko, że nie tylko mnie to spotyka ;)
Usuń(Ależ u Ciebie fajnie!)
Uśmiałem się dziękuję:) Lista obowiązków służbowych zapewne zawierała ewolucje niemal cyrkowe:)
OdpowiedzUsuńA proszę, przyjemność leży rozwalona też po mojej stronie :)
UsuńTak, niektóre pozycje, eee, propozycje, to salta mortale i piruety na tafli prześcieradła.
Osz fak! Oferta nie do odrzucenia. Gdyby nie ten kregoslup, co nie.
OdpowiedzUsuńAle ta szczerosc i precyzyjny zakres obowiazków to mnie doprawdy wzruszyly ;) Chyby tylko w tej branzy tak jest.
Diable, kurczę, wzbudzasz we mnie żal za grzech zaniechania. Mogłabym być w sumie stroną pasywną i dać się wciągnąć za włosy do jaskini. A za słuszną wypłatę kupowałabym peruki. I perełki na szyję. I złote zęby.
UsuńMyślisz, że tylko w tej branży jest taka szczerość? Hmmm, czyli miałam szansę, to na pewno bardzo otwarci ludzie :)
Bożenka mówiła, jak kiedyś szukała roboty? W urzędzie kazano jej dać ogłoszenie, że szuka i czego szuka, bo inaczej fora ze dwora.
OdpowiedzUsuńTo dała. Że taka szkoła i siaka, że do biura, że tego.
Odebrała z miljjjion telefonów, łącznie z tańcem na rurze, a z biurowych to tylko seks-telefon.
W urzędzie, na Bożenki skargę, że taki jest skutek spełniania wymogów na bezrobotna bez prawa do zasiłku, na co pani jej rzekła ŻE JAK KTOŚ NADWRAŻLIWY, TO NIECH PRACY NIE SZUKA TYLKO MĘŻA BOGATEGO. tabumtsss.
Seks telefon to biurowa praca, bo akurat telefon stał na biurku?
UsuńAle nad tym tańcem na rurze to ja bym się zastanowiła na Twoim miejscu. Sama bym Cię chciała zobaczyć! A potem rurkę rachu-ciachu i wiesz ile można w skupie złomu zarobić?
Bogaty mąż... Że też na to nie wpadłam. HALO! JEST TU JAKIŚ?! HELOOOOOOOŁ! Wołam Cię, ja, Sosna!
Super wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń