piątek, 28 lutego 2014

(114) Share Week 2014 i Święto Bezrobocia czyli raport spod mostu.

     Wchodzących tu w związku z Share Week 2014 Andrzeja Tucholskiego odsyłam ku końcowi posta, lojalnie uprzedzając, że przedzieranie się dziś przez mój zgorzkniały tekst grozi zaburzeniem elektryki neuronów. Ale jak już wpadliście, kliknijcie tutaj, by oddać głos na moje paraliterackie opowiadanie konkursowe.

***

     Jako, że do tradycji blogerskiej weszło pisanie postów rocznicowych, dziękczynnych i sławiących inne blogi, postanowiłam się przyłączyć do nurtu, bo pływanie pod prąd jest bardzo męczące. Co prawda wyrabiają się mięśnie, ale mózg jakby zanika. 

     Dzisiaj wielki dzień, 28 lutego, rok temu o tej porze abdykował papież Benedykt XVI. Recz równie wielka, co niespotykana. Jednakowoż zjawisko zostało przyćmione przez wydarzenie rangi międzygalaktycznej (teoria względności działa tu klasycznie), mianowicie wydalenie Małża z pracy po 17 latach poddańczej i galerniczej pracy. Takie czasy - mały przyrost naturalny, to i okrawanie etatów ostrym słowem prezesów. 

- Dostałem wymówienie z pracy, Małżowino. Hm.

- Ja tez mam dla Ciebie nowinę, Małżu. Powiększy nam się rodzina.

- Jezusie i Maryjko! W ciąży jesteś!

- Tak, za tydzień powiję kota.


I słowo stało się ciałem.

Wklejam Limę, bo zawsze podbija mi statystyki. Na fotografii - na łóżku Mima, padnięta po odrobaczaniu, nie z powodu narkoleptycznego działania żelu wtartego w kark, ale po szaleńczej zabawie, która musiałyśmy odbyć, by żel nie znalazł się w przewodzie pokarmowym. po godzinnej zabawie szczurem każdy by padł. Ja leżę pod łóżkiem i ssę kciuk.
Nadmieniam, że Małż nie wyrażał zgody na posiadanie żywego zwierzęcia, a nawet artykułował groźby karalne pod moim adresem. Moim i jakiegokolwiek zwierzęcia w promieniu murów domu. Że zamieszkamy - ja i potencjalne zwierzę, za murami i w fosie osady. No i bęc. Sprawdziło się, bo za chwilę pod mostem wylądujemy wszyscy. Jak to się zaczęło tutaj.

Małż składał podania chyba do wszystkich ogłoszeniodawców dostępnych serwisów. I tym na Gum, i tym na Pe. I na tablicy, tylko pod stołem jakoś nie. Jedynie Ikea pracuje rzetelnie, bo za każdym razem przynajmniej informuje, że CV doszło i że dziękują, ale że wybrali innego, lepszego na stanowisko sprzedawcy, wystawcy, dekoratora, pracownika marketingu, szefa, kierownika działu- niepotrzebne skreślić.
Z perspektywy roku mam jeno nachalnie nasuwający się wniosek. Po co było w tym kraju kończyć studia? Po staremu, dziennym trybem. Wykształcenie zdobywane w tak przyziemny i tradycyjny sposób przeszkadza tylko w znalezieniu pracy. Mam znajomego. Ona i on po zawodówce. Pracę mają ciągle. Ona rzuciła pracę w piekarni, bo ją mobbingowali (ha, te nocne zmiany) i bez problemu 24h później dostała pracę w barze sałatkowym. W dwójkę zarabiają tyle ile wynosi(ł) dochód mojej rodziny przez 3 miesiące. Oburzycie się pewnie - niech Małż idzie do takiej pracy! A tu zonk. Okazuje się, że Małż nie ma kwalifikacji do takich robót. Czytają jego CV i pukają się w głowę. Że pomyłka, że ma iść sobie stroić żarty do biur i urzędów. A nie zaburzać pracę porządnych ludzi. Doszło do tego, że Małż wysyłając CV do prac wymagających niższych kwalifikacji, ZATAJAŁ wyższe wykształcenie i jakieś bardziej wymyślne zajęcia ze swojego bujnego życiorysu. 

Żyjemy na krawędzi.

     Pytają mnie ludzie o Urząd Pracy. A ja im na to, owszem, coś słyszałam, owszem miał kontakt aż dwukrotnie. Instytucja UP jest fascynująca. Generalnie istnieje tylko dzięki widocznym kolejkom. Podejrzewam, że gmach leży na plecach bezrobotnych, jak kiedyś kula ziemska na żółwiu. Istnienie jej zależy chyba tylko i wyłącznie od nieruchawości bezrobocia.
Już od razu wiatr wiał nam w oczy sypiąc szczodrze piachem. W drodze do Urzędu Bezpracy celem zarejestrowania się jako haha bezrobotny, natknął się na patrol policji, który czyhał za zakrętem zamkniętej dla ruchu drogi. Akurat tego dnia, złośliwie, wyłączono ją z ruchu. I tu pierwszy raz Małż zobaczył ludzkie oblicze władzy. Nie, żeby wcześniej było nieludzkie, ale to było dziewicze spotkanie. Funkcjonariusz, dobry człowiek, tak się przejął sytuacją domową, że przepraszał, że nie może dać tylko pouczenia, bo jest kamerowany ze wszech stron, ale da mandat w wysokości 20zł, bo on coś tam pamięta, że był na bezrobociu 2 lata. Małż wysupłał 20 zł, które przeznaczył wcześniej na waciki i wręczył przepraszającej ręce władzy. Oboje sobie współczując, poszli kulać własne gnojne kule.
W związku z powyższym stawił się na egzekucji spóźniony o 4 minuty. 4 minuty to może niewiele, ale 4 minuty w trybach machiny to wyrzucenie poza nawias. Obowiązują wszak numerki, a Małżowy numerek przepadł, zresztą jak i wszystkie poprzednie numerki z żoną. Jakoś ubłagał o dopuszczenie go przed oczy biurwy i już po godzinie osiągnął zen. Biurwa przejrzała CV, wypełniła formularze, przybiła gwoździem pieczątkę, zagrała na klawiaturze smętnego walczyka i oznajmiła, że znalazł jedną ofertę pracy. Małż spojrzał i odparł, że już na tę ofertę odpowiedział kilka dni wcześniej i że był szybszy i bardziej rzutki.Pouczony, że to nie gra w rzutki i że ona tu rządzi, usłyszał, że więcej ofert nie ma, że musi szukać zgodnie z umiejętnościami i wykształceniem petenta i że poniżej możliwości nie może, pouczając, że nie trzeba było się aż tak edukować. Hm. za późno jakby, o jakieś 20 lat. Małż wstał zatem, zagwizdał na swojego dinozaura i wyszedł krusząc skamieniałe paprocie w okolicach pachwin. Następna wizyta za 3 miesiące. Sytuacja powtórzyła się o dziwo. Bo myśmy w swej naiwności myśleli, że skoro randevoux wyznaczone za tak długi okres, to panna poszuka rzetelniej, poszpera, wyłuska tak, by przy spotkaniu rzucić plik ofert u stóp. Niestetyż, o naiwni! Oferta sztuk jeden, znowu została wyłowiona na oczach Małża. No i pozostała przed nami ostatnia randka z panną, juz pożegnalna.
Oziębły związek z Urzędem Pracy dał nam nie tyle pracę, ile ubezpieczenie zdrowotne dla całej rodziny. A przydało się, bo okazało się, że moje ciśnienie wyrwało się z flegmatycznej homeostazy wzbijając się na poziom otyłego 70-latka, tj 170/110. leków nie wykupiłam, z racji niemania maniany. Postanowiłam złośliwie dostac udaru, by wycyckać choć trochę na leki. 


    Z czystej ciekawości prześledziliśmy warunki zapomogi socjalnej. I pomimo, że dochód nasz wynosi 670zł z UP, dofinansowanie z MOPRu tudzież MOPSu nam się nie należy, ponieważ mamy za duży metraż :)
W całej sytuacji trochę śmieszne a trochę straszne jest to, że tak, jak my możemy liczyć na starszyznę rodu w postaci schorowanych emerytów, tak nasi synowie nie będą mogli liczyć na nas, gdyż nasze emerytury naliczane będą po nowemu. OFE zjadło kaskę i beknęło nam w twarz. Obecnie moja emerytura waha się między 250 a 300zł, co i tak uważam za sukces, ponieważ brawurowo w wbrew zdrowemu rozsądkowi dałam państwu dwóch mądrych i dorodnych synów. Jestem w kropce wpajając im zasady moralne, poczucie uczciwości, namawiam do nauki, ukazuję historię Curie, Modrzejewskiej i Einsteina, ale wewnętrznie wiem, że lepiej, by byli dekarzem i malarzem, ewentualnie kucharzem i budowlańcem. A ci, jak na złość, średnia 5,5. I to obciążenie rodzinne wysokiego stopnia! Dla przypomnienia KLIK. Ręka boska ustrzegła mnie przed robieniem doktoratu!
W związku z powyższym jasne jest, że przed osiągnięciem kalendarzowego wieku emerytalnego należałoby w ten kaledarz uprzednio kopnąć. Albo nakierować Małża w odpowiednią stronę:


     W związku z powyższym składam serdeczne podziękowania osobom, bez których upiększylibyśy w czwórnasób gałęzie parkowych platanów, nestorom rodu: Maminie, Teściom, Cioci Ani z Gliwic, która zasila źródełko, cioci Reni, która zaprasza na wakacje do stolicy, cioci Dance, która daje skrzydełka kurczaków, włoszczyznę i złota rodowe. Cioci Uli z niewładną ręką, która przywiozła wuchtę pączków aż z Gniezna, wujkowi Jackowi po wszczepieniu endoprotez stawu kolanowego i biodrowego, który wraz z żoną po wylewie i sparaliżowaną prawostronnie (oboje magistry, jeden magister inżynier, o zgrozo!) odstąpili trzy nocki na stróżówce (musiałam zakupić buty Mimowi).

Generalnie i tak z boku wygląda, że oddajemy się tylko jednemu:



Zabrzmię teraz jak Robak na spowiedzi.

Dziękuję Ki_mie za cudne kolczyki, które przysłała mi z dobrego serca tylko dlatego, że mi się spodobały! W filcowych kulkach kumuluje się frustracja, złość i żal spływająca z oczodołów i głowy, potem wystarczy je wyprać (tu własnie trwi źródło optymizmu i tajemnica tego, jak radzić sobie ze stresem i nie skończyć w przytułku)

Dziękuję Mirabelce, która szuka pracy dla Małża, jak Camorra, z Warszawy i wspiera telefonicznie i czatowo, sama doznając wpływu ciśnienia 200/110.

Dziękuję Izabelce za zaopatrzenie nas na Święta w 2 tony zapraw i litry nalewek (mmmmmm- najlepsza na świecie aroniowa!) Izabelka złożyła dary w postaci buraczków, dyni, marynowanych grzybków i alkoholu, co zostało odnotowane zarówno w niebie, jak i w moim kajeciku.

Dzięuję Fidrygauce za sieciowe wsparcie i świetny kawał o hydrauliku! (hydraulik policzył sobie 500 zł za wymianę pieca. Oburzony klient mówi: Panie, ja jestem profesorem uniwersytetu i tyle dziennie nie zarabiam. Na co hydraulik: Ja też jak byłem, to tyle nie zarabiałem :))

Dzięuję Bebe za chęć sportretowania mojej rodziny i dobre słowo, Katachrezie za mądre posty i wproszenie się do mnie (wychodźcie z choróbsk!)

Dziękuję Newie i Inwentaryzacji Krotochwil za wspólne sprawy, poświęcony czas, zarwane nocki, naciągnięte mięśnie śmiechowe i odciągnięcie mych myśli w innym kierunku niż studzienka kanalizacyjna.

Jeśli kogoś pominęłam, proszę się upomnieć, ja mam niestetyż dziury w mózgu już.

***

A teraz nominacje.

Za najlepszych blogerów na jakich trafiłam (naprawdę nie można nominowac siebie? uh) uznaję:

Inwentaryzację Krotochwil z http://omnipotencja.blogspot.com/- skorpiońskie podejście do życia, tj błyskotliwość, cięte pióro, no, to po prostu trzeba zobaczyć.

Kaczkę z http://la-terra-del-pudding.blogspot.com/ - lapidarne, celne opisy życia codziennego.

Katachrezę  z http://dziennikfrazeologiczny.blogspot.com/- za umysł profesora zwyczajnego i odkrywanie rzeczy ważnych.

Wieprza z http://czarnypieprz.blogspot.com/ - Koryto zlewek literackich i popłuczyn inteligenckich mniam!

Generalnie mogę powiedzieć - nienawidzę Was, Dziewczyny, za te wielowarstwowe pokłady inteligencji, co oczywiście wypływa ze skrajnej zazdrości.

No, po rozliczeniu się ze światem mogę odłożyć łychę :) Do widzenia :)

20 komentarzy:

  1. Mój znajomy, który jest lakiernikiem i ma tylko zawodówkę NIGDY nie miał problemów ze znalezieniem pracy i żyje sobie jak panisko... Studia nikomu nie są teraz potrzebne. Chyba, że medycyna - skończyć i wyjechać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa, teraz studia to nie żadna nobilitacja, teraz 70% to magistry. Szkół i pseudoszkół wyższych więcej niż dziur na drodze. Jest takie wysycenie magistrami, że trzeszczy w szwach.
      Polikwidowaliśmy zawodówki, to mamy!

      Usuń
    2. Otóż to! Nie łaska, jak dawniej, u mistrza terminować, piąć się przez kolejne stopnie do czeladnika, na mistrzu z własnym zakładem kończąc:-))).

      Usuń
    3. Zresztą przewidywalny scenariusz jest taki, że zacznie się zakładać szkoły i organizować kursy dla wszelkiej maści doktorów i magistrów. W zawodach wielce poszukiwanych, jak hydraulik, elektromonter, mechanik samochodowy, czy jakie by tam jeszcze.

      Usuń
    4. Dokładnie, wszyscy będziemy mieli mgr, a potem dr - drwal, hab. - rzeźnicy, masarze - od słowa habas, prof. - profanator brzydoty (kosmetyczki, fryzjerki, chirurdzy plastyczni)...

      Usuń
    5. Kształcimy się po ty, by się rozwijać. Robilibyśmy to niezależnie od koniunktury. W tę zaś trzeba się wpasować, zdobywając przydatne kwalifikacje. Nie ma sensu narzekać, że mamy wykształcenie, często zresztą za pieniądze "podatników".

      Usuń
    6. To nie jest ton narzekania.:)
      Rozmowa nasza (mówię o wszystkich paniach, które sie tu wypowiedziały) prowadzona jest z nutą sarkazmu i z przymrużeniem oka, widząc jak kretyńska jest sytuacja w Polsce. Łatwiej przyjdzie się dokształcić doktorowi, który pomaluje sobie ściany niż malarzowi wyleczyć zapalenie trzustki.
      Edukacja państwowa ma wyższy poziom niż w prywatnych uczelniach - t tez polskie kuriozum.

      Usuń
  2. Chociaż Twoja nienawiść mnie nie dotyczy, ale moja Ciebie - TAK! - z tych samych powodów ;))

    Kiedy straciłam pracę i szukałam czegokolwiek, bo mąż ją stracił zaraz po mnie, a nasz synek miał rok, szukałam dosłownie wszędzie. Byłam też w Urzędzie Miasta, żeby się postarać o pracę interwencyjną, ale usłyszałam: ,,No a co my zrobimy z ludźmi po podstawówce, jeśli panią z wyższym wykształceniem wyślemy do pracy interwencyjnej".
    Czyli ci z wyższym wykształceniem mają nakarmić dzieci dyplomami i nie zawracać głowy ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dyplomami upychać szpary pod drzwiami, żeby nie zawiewało. Albo włożyć pod nóżkę kulawej biblioteczki. Zawsze jakiś pożytek.
      Ciebie też nienawidzę, Emmo! ;)

      Usuń
    2. Nie sądziłam, że czyjaś nienawiść mnie może ucieszyć. A jednak :D

      Usuń
  3. łycha w dłoń i głowa do góry :) jak trzeba będzie to podeślę jeszcze trochę filcowych kulek na odstresowanie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuleczki, kuleczki, kuleczki! Już wiem skąd się biorą (vide post 112)!
      Kot byłby także zachwycony! Wiem, że je wielbi, zawsze chce mi zdjąć kolczyki na mokro!

      Usuń
  4. Ponieważ wchodzę pod stół, jak się o mnie dobrze mówi, nie mogłam wczoraj wydukać nawet dziękuję.
    Dziękuję dzisiaj.
    Ja też Cię serdecznie i z ogromnym zainteresowaniem nienawidzę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że resztę życia będziesz musiała spędzić pod stołem :)
      Z wyrazami głębokiej nienawiści
      Monia
      :)

      A za sto lat odkopią pendrajwa z tym postem i zbudują nam nową historię :D

      Usuń
  5. Klientką UP byłam raz po studiach, wtedy przynajmniej dostałam staż, zresztą niewiele wart. Calkiem niedawno tez byłam bezrobotna po doktoracie, z tym, ze nawet bez prawa do zasiłku, co przyjęłam w sumie z ulgą, bo zwalniało mnie z obowiązku rejestrowania się w tm przybytku. Trzymam kciuki, będzie dobrze.
    Ludzkie oblicze policji mnie rozczuliło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że sa na świecie dwie pewne rzeczy - spotkania w ZUSie i UP. Skoro nasze ściezki tam się spotykają i trzeba długo po nich iść, żeby osiągnąć nirwanę przy końcu kolejki, proponuję, by w czasie czekania klientami zajmowali się stomatolodzy, fryzjerki, psycholodzy. MOżnaby się umawiac na zbijanie kafli i wymianę glazury w łazience. Łapanka niań i oferty matrymonialne. Wszystko na jednej kozetce. W końcu to Urząd Pracy, a nie schody do nieba!

      Usuń
  6. Dopiero doczytałam ;* Kłaniam się w pas i pozdrawiam męża - ja-człowiek o bardzo wyższym wynagrodzeniu bez pracy rzecz jasna, bo nie dość, że emigrantka z dyplomem z trzeciego kraju, to jeszcze w dziedzinie, w której dyplomów zwyczajowo się nie robi, a zbiera się do koszyczka lata doświadczeń w kieracie. Na dodatek kobieta w wieku silnie rozrodczym, zatem zupełnie nie rokująca na oddanego amatora pracy.

    A trzeba było spełnić marzenie z dzieciństwa i zostać kucharka przedszkolną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małż odkłania się rondem kapelusza z makulatury.
      Bebe, robolu z doktoratem, jesteś klasą samą w sobie :)
      Ale kucharką?! Ja żywię od urodzenia niechęć do garów. Odwrotnie proporcjonalną do apetytu.

      Usuń
    2. Kucharka w butach z drelichu i firanka we włosach!
      Zachwycona byłam zwłaszcza tym co ta kucharka wyrabiała, co trafiło nawet na łamy "Rymsa" i zostało nagrodzone:
      http://ryms.pl/wydarzenie_szczegoly/1252/index.html

      Usuń
    3. Pamiętam te buty, nazywałam je ortopedkami :) Firankę miały nawet panie w mięsnym! Uroczo prezentowały się na tle dyndających giczy cielęcych i ogromnych szynek w kabaretkach! (no dobra, w plastikowej skrzyni na ziemi leżały żeberka i słonina)
      Piękne wspomnienie o kanapkach środkowych! Dorodnych zapewne jak środkowy palec nożny pani kucharki! Gratulacje Bebe!
      Ach mogłabym pisać do takiego Rymsa, mam dużo wspomnień z okresu niemowlęctwa! (zaczęłam mówić w wieku lat trzech)

      Usuń