wtorek, 29 października 2013

(97) Wygrywajki i copywriting

Mojsze od wielu lat, niestrudzenie i uparcie każdego wieczora modli się do Boga:

-Panie, spraw, żebym wygrał górę pieniędzy, albo chociaż parę groszy!

Po tysięcznej z kolei prośbie Pan Bóg nie wytrzymuje, odgarnia z twarzy chmurę, nachyla się do ucha Mojszego i grzmi:

-Mojsze, Ty daj mi choć szansę! Ty kup los!!!

***
 
   Dwa dni po wygranej w konkursie zorganizowanym przez Ewę Książkówkę, miałam przyjemność wygrać kolejny konkurs u Cyrysi. Zauważyłam, że mam jak na razie 100-procentową skuteczność, jeżeli chodzi o konkursy, w których mam cokolwiek do powiedzenia. No, ale konkursów, w których biorę udział, nie tak znowu wiele, jak widać.



    Swojego czasu wysyłałam rozwiązania krzyżówek i o dziwo tym sposobem stałam się posiadaczką zegarka  Timex Indiglo, który noszę od 20 lat, depilatora Zepter - zdradzę Wam tę intymną tajemnicę i wyjawię, że tez używam do tej pory, dezodoranty Zepter, kasetę video z Jane Fondą "Sekret płaskiego brzucha" - jakoś nigdy nie obejrzana, ponieważ sekret nie był dla mnie sekretem w tamtych przedpotopowych czasach, no a teraz juz po ptokach, choćby dlatego, że nie mam archaicznego odtwarzacza video, nie mówiąc o płaskim brzuchu.
    Tak, jak jestem szczęściarą, której wszystko w życiu się udaje (albo raczej, siedząc w ziemnym dole po pachy, optymistycznie stwierdzam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo może akurat to borowina), tak w grach losowych większe szczęście ma reszta rodziny - Mim celuje w zdrapkach, raz walnął nawet 150zł.

   13 lat temu siedzę sobie w pracy, gdy wtem, ze swojej pracy dzwoni do mnie Mamina. Okazało się, że Małż, siedząc z kolei w swojej pracy, wygrał w radiu S główną nagrodę, co usłyszała na antenie rzeczona Mamina. No więc ja ze swojej pracy dzwonię do Małża, że ma zadzwonić do Radia S i potwierdzić, że on to on :) Tym sposobem... wygrał zaproszenie na Sylwestra Anno Domini 2000. A żeby było niesamowicie, to Sylwester był na środku Bałtyku na pokładzie Promu Polonia linii Świnoujście-Ystad, a żeby było jeszcze ciekawiej, imprezę prowadziła Resich-Modlińska. Nigdy w życiu, ani wcześniej, ani później nie jadłam takich pyszności i to w TAKICH ilościach... Całe prosiaczki z rożna (wiem, wiem, ale pyszne, przepraszam), homary, owoce morza, maliny, truskawki w środku zimy (przypominam, że to rok 2000!), owoce, kaczki, drób ozdobny, kosze w kształcie rogów obfitości z ciasta chlebowego, fantazyjne kształty z masła, ostrygi, ryby i raki okraszone hektolitrami szampana i innych trunków. Wszystko podane w taki sposób, że oczy wychodzą z orbit. Orgia smaków, feeria kolorów, orgazm kulinarny. Jestem osobą nie tańczącą, ale jedzącą za to, podobnież jak i Małż, więc skupiliśmy się wspólnie wyłącznie na szaleństwach organoleptycznych i werbalnych.

   3 lata temu, zresztą jak co roku w lipcu, braliśmy udział w znanym poznańskim Festynie Farnym "Warkocz Magdaleny". Impreza odbywa się na dziedzińcu przed Farą i UM. Tu zawsze można zjeść warkocze - plecione długie bułki, są stoiska z książkami, konkursy (Mat i Mim rokrocznie wygrywają w biegu, rzutach do kosza i w konkursach tematycznych), wybór najdłuższego warkocza, konkurs na najdłuższe zadęcie w piszczałkę organową. Raz nawet wzięłam w nim udział, mimo, że ustnik był tylko pobieżnie przecierany chusteczką, a kto mnie zna (jestem nieco przewrażliwiona na punkcie patogenów z racji ich znajomości, to raz, a dwa- uczulenia na jady bakteryjne, co jest swoistym kuriozum), ten doceni brawurę w bliskim zetknięciu się z nimi metodą usta-usta. Mam pojemność płuc dorosłego mężczyzny, co jest udowodnione naukowo przez spirometrię, chociaż nie czuję tego, stawiałabym raczej, że mam rachityczne płuca 5-letniego dziecka z mukowiscydozą. Przy biegach dłuższych niż 100m umierałam powolną śmiercią przez uduszenie. Z naukowego punktu widzenia mężczyzna ze mnie więc wzorcowy, ale chyba jakiś niewyrośnięty, bo z mężczyznami przegrałam. Nie było bowiem podziału na płeć, a z mężczyzną w żadnych zawodach sportowych nie wygrasz, jesliś kobietą. No, chyba, że w szachach.
  Clou programu jest tradycyjne wieczorne losowanie głównych nagród w loterii, z której dochód przeznaczany jest na remont zabytkowej Fary i Organów mistrza Friedricha Ladegasta, o których pisała Musierowicz. Do wygrania są zaproszenia do kawiarni (wygraliśmy w 2006), do restauracji, kosze win, rowery sztuk 2. Głównymi nagrodami były wycieczki do Rzymu, na Litwę i do Izraela. No i los Mata wygrał! 2 tygodnie w Egipcie i Izraelu i to w czasie polskich mrozów. Uprzedzam pytania- dla jednej osoby. Poleciał Małż... Wrócił tak opalony, że jego zęby jakiś czas spełniały funkcję nocnej lampki.

   Wracając do meritum. Po lawinie przemiłych komentarzy i tu, i na blogach, na których wygrałam konkursy, zmobilizowały mnie (no dobra, zmobilizowała mnie też sytuacja ekonomiczna naszej rodziny składająca się z emerytki, dwóch dorosłych osób bezrobotnych oraz dwójki nieletnich pacholąt), do wysłania 2 (słownie dwóch) propozycji mojej osoby na stanowisko copywritera. Od złożenia moich aplikacji w jednym przypadku minęły 4 dni robocze, w drugim proces rekrutacji się nie zaczął, jednak, skoro nikt nie wali drzwiami i oknami i nie rozrywa mnie w uniesieniu, to myślę, że już tak pozostanie i dlatego, co mi tam, pozwolę sobie zamieścić tu trzy teksty, wedle życzenia firmy, na pół stroniczki każdy, mające w swym założeniu odwieść określone grupy społeczne od palenia tradycyjnych papierosów i przerzucenia się na e-papierosy.  Mogę pisać na dowolny temat, pod warunkiem, że jest zgodny z moim sumieniem i choć trochę mnie interesuje, co potraktować proszę jako ekshibicjonistyczną propozycję i ofertę z mojej strony ;)  Chętnych do współpracy nieustająco zapraszam ;)




STUDENCI

            Studia zakończyłam szczęśliwie 16 lat temu. Z wynikiem bardzo dobrym nawet i ku zaskoczeniu ogółu, głównie pani wychowawczyni z liceum, przez litość tylko nie wspomnę, którego. Wic w tym, że studia zaczęłam i skończyłam jako palaczka. Może tu paść sakramentalne pytanie i cóż z tego? Otóż wszystko. Biję się w implanty, kornie klęcząc u bram Alma Mater, że zgrzeszyłam myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Gdyby nie papierosy, mogłabym poświęcić 200 minut dziennie więcej na zgłębianie bezmiaru przedkolokwialnej, tudzież przedegzaminacyjnej niewiedzy. Kto wie, czy tego tekstu nie pisałaby teraz piersiasta blondynka w randze doktora, a nie zwykły, prosty magister. Co więcej, bezrobotny. Jakże inaczej jawiłaby się jego przyszłość, gdyby na jego drodze stanął wówczas przystojny akwizytor dzierżący w prawicy tajemne pudełko skrywające klucz do udanego życia. (Tekst prawi o kobiecie, lecz jak brzmi żeński odpowiednik magistra? Trochę niezręcznie, nieprawdaż. Tekst w tej formie nabrał więc siłą rzeczy gejowskich rumieńców, co, nie wiadomo, czy mu wyjdzie na zdrowie, czy położy się cieniem). W pudełku, rzecz jasna e-papieros. Nieśmierdzący, nieabsorbujący, nieniszczący neuronów i sprzyjający rozkwitowi  związków. Mieszczący się w słoiku, w kieszeni, ot, taki modny kumpel, którego w towarzystwie Aj-cosiów można zabrać do pubu. W sam raz dla studenta. ;)  Epickie :)
 


KOBIETY W ŚREDNIM WIEKU Z WYŻSZYM WYKSZTAŁCENIEM

            No i proszę, tytuł kieruje swój krogulczy paluch we mnie. Jak miło. W tytule trzy zmienne,  z czego jedna (wykształcenie) - statyczna i dwie dynamiczne (wiek niestety współgra odwrotnie proporcjonalnie z płcią. Kto nie wierzy, niech zapyta staruszków).
Co przeciągnęłoby mnie na jasną stronę mocy, zmuszając do porzucenia ciemnej i skłębionej, a jednocześnie śmierdzącej, złej strony, zakładając, oczywiście, że tkwiłabym jeszcze po tejże stronie? Czynników może być multum. Podzielmy je roboczo na wewnętrzne i zewnętrzne.
  Do wewnętrznych zaliczyć możemy poranny niesmak w ustach, nawet bez spoglądania na osobnika, przy którym budzimy się co rano. Pożółkłe palce - a tego nie zrzucimy na manicurzystkę, która podczas pracy nad żelowymi paznokciami kichnęła całą sobą. Szara cera i wysuszony naskórek nie nastrajają optymistycznie do życia. Podwójnie, gdy uzmysłowi sobie taka kobieta, ile trzeba wydać na korektor i make up, by zatuszować i zasmarować równą warstwą wybryki i swawole nikotyny. To samo z dymnymi perfumami, które wgryzają się we włosy. No i  ten denerwujący otoczenie nawyk: ekchem!, przy którym nie wiemy, czy ktoś cierpi na nieżyt krtani, czy znacząco wymusza na nas, byśmy się domyślili swoich błędów. No i  najważniejsze- kwilący w kołysce żywy wyrzut sumienia, napiętnowany od urodzenia całym wachlarzem potencjalnie śmiertelnych chorób do trzech pokoleń naprzód.  
   Czynniki zewnętrzne możemy dalej podzielić roboczo na domowe i zawodowe.
Domowe - wiadomo, okazuje się, że zarabiamy po to, żeby wydać na sprzątaczkę, lekarza rodzinnego i pediatrę, jeżeli się nam poszczęści oczywiście. Jeśli nie - pozostaje kardiolog i geriatra, posadki ciepłe i lukratywne.
   Zawodowe - no kto, prócz zaślepionego pożądaniem szefa, chciałby pracownicę z nieodłącznym towarzyszem zwisającym z kącika wyszminkowanych warg?
Poza tym, nawet Szymborska nie odbierała Nobla z kiepem w ustach.



 MĘŻCZYŹNI PO 50 Z WYKSZTAŁCENIEM ZAWODOWYM I ŚREDNIM.

            Przeczytawszy ten nagłówek pozostaję w dysonansie poznawczym. Co podmiot liryczny miał na myśli? Czy chodzi tu trywialnie o wiek, o 10 wiosen wyższy niż osławiona graniczna czterdziestka? A może odwieść od grzechu nikotynizmu należy mężczyzn po spożyciu 50 ml napoju wyskokowego?
Nota bene zasmucił mnie fakt wrzucenia do jednego burego wora panów z asfaltem pod paznokciami i tych, którzy powiesili sobie nad czyściutkim łóżkiem świadectwo maturalne ze średnią 4,8.
Niemniej, jakby ta pięćdziesiątka nie wyglądała, to i tak jest to orka na ugorze. To przecież męska połowa pokolenia reklamy Marlboro, potomkowie dinozaurów i James'ów Dean'ów. To pokolenie musi po prostu wymrzeć, przegrawszy z czasem i modą. Już obserwuje się selekcję naturalną, uwypukloną czarnymi zgłoskami w ZUS-ie i Universum. No, w ZUS-ie, sądząc po marmurach, to złotymi. Jedyne, co może podziałać na zmianę nawyków, to obietnica długonogiej niewiasty przynoszącej drinki wprost do łoża z baldachimem, znajdującego się w domu z basenem i przyległościami o powierzchni circa 4ha. Z bonusem w postaci braku bliskich kontaktów z lekarzami do późnego wieku, a wręcz przeciwnie z pielęgniarkami. Może dodawać je jako suplement do e-papierosów? ;)


14 komentarzy:

  1. Ty naprawdę musisz zarabiać na pisaniu... :) I ktoś w końcu na oczy przejrzy i dojrzy Twój ogromniasty talent. Ja Ci to mówię - Książkówka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, nie mam skurczy partych sfokusowanych na swojej osobie, by się ponownie narodzić dla świata jako Kalliope .
      Ale to naprawdę miłe, co piszesz, a dla mnie jest miłe pisanie, sprawia mi to przyjemność. A przecież o to w życiu chodzi, by mieć pasję ;)

      Usuń
  2. Kupię wszystko co wydasz! Oczywiście po sztuce. :)

    Czemu to ja nigdy niczego nie wygrała, e?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, Sztuka na pierwszym miejscu! ;)

      Mirabelko, stare przysłowie pszczół mówi: żeby wygrać, trzeba grać!

      Usuń
  3. Proponuję zostać felietonistką dar masz nieziemski talent kosmiczny ( wiem co mówię)!
    A czy myślałaś grać w totka?, bo coś mi tu wygląda obiecująco sprawa z wygraną
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystrzelcie mnie w kosmos! Chcę być felietonistkom! ;)

      Migafko, totolotek był sprawcą migotania moich przedsionków. Raz ucelowałam czwórkę i dwie ostatnie cyfry obok. Nawet nie wiesz, jak się czułam, jakbym biegła na setkę z przeszkodami.
      Niestety, w totku to kwestia tylko i wyłącznie Losu, nie mam wpływu na wygraną...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. No no no, czy ja dobrze rozumiem, że wygrywasz po znajomości? ;);P
      Nie wierzę, ale farta macie, oj macie... tylko z tą Fortuną wiadomo jak jest - raz po autostradzie, a raz po kociach łbach jedzie furą...

      Ale abstrachując od farta, i "wracając do ad remu" Szymborska z kiepem już mi się prawie śni ;))) i panowie z Marlboro co to umarli za sprawę.
      I dlaczego czterdziestka jest osławiona i graniczna, hę ? :P
      No i wiadomo: 3mam qciuqi :D

      Usuń
    3. Niestety, żadnych znajomości nie mam, a powinien mieć człowiek podobno księdza i lekarza, co najmniej.
      Wpływ na wygraną mam taki, że coś robię- krzyżówkuję, piszę albo robię zdjęcia ;) Czyli wpływ kluczowy, a nie losowy :)

      No jak to dlaczego? A mało to piosenek, filmów na temat 40? No i hucznie ponoć się tą 40 świętuje. No i pierwszy siwy włos, sztuczny ząb i zmarszczka...

      hahaha, ale masz sny :D Ale powiem Ci, że mi się śnił Gombrowicz na biuście Zakurzonej - całą noc! (oczywiście trwało to pewnie z 5 minut, ale stało się motywem przewodnim całej nocy)

      Buziaki!

      Usuń
    4. hehehe, dobre dobre :D
      Jako 40stka dementuję - siwe włosy mam od dawna, sztucznych zębów 0 na stanie, a zmarszczki, hmm, tylko mimiczne ;P

      Usuń
    5. O, toś mnie podźwignęła na duchu, Izabelko :)
      Bo ja ostatnio jak malowałam oko, naciągnęłam skórę pod okiem i ta skóra NIE WRÓCIŁA na miejsce! AAAAA!!!!!!! Horror!!!!!!

      Usuń
  4. Potwierdzam, co powyżej napisała Ewa Książkówka. Tylko rynek wydawniczy nie na tym poziomie i albo byś musiała obniżyć loty, ukierunkować się romansyjnie lub trillerowo, albo liczyć na filantropa, który wspiera talenta wszelkiej maści nie myśląc o zwrocie kosztów z nadwyżką.
    Czy ten e-fajek nadal w grze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochane moje, ale żeby o tym mówic, to trzeba coś napisac prawda. a tu tak siedzimy nad pustym talerzem w zasadzie i opowiadamy sobie o golonce.

      Z rynkiem wydawniczym jest tak, że jest już więcej pisarzy niż czytelników, w zasadzie każdy pisze. Nie przechodzi to przez żadne sito, mam wrażenie, że wydają jak leci, z metra. Takie mam wrażenie, jeśli chodzi o książeczki dla dzieci. Co do starszych - chyba już nie ma takich filantropów, którzyby wyławiali dziewkę z tłumu i na złotej tacy ją nosili. jesli się coś napisze i to z sensem, to trzeba latać po kilkudziesięciu (oby!) wydawcach i pytać o wydanie. Albo- sfinansowac sobie samemu tę ekstrawagancję, sa autorzy, którzy tak robią.
      Już od dłuższego czasu się zastanawiam nad rynkiem wydawniczym. Jak to jest, że magia zakupu książki, odbywa się w warunkach profanacyjnych, w markecie? Dla mnie kupno książki wiąże się z księgarnią, z zapachem, klimatem. Uwielbiałam antykwariaty!
      Książki wydają gwiazdy, są poradniki psu na budę - jak żyć, jak się odżywiać, zbuduj okręt podwodny w tydzień. perły zmieszane z błotem i kto w dzisiejszych czasach ocenia, co błoto a co perła?
      Temat rzeka, w sam raz na post.

      A e-fajek w grze, tak, ale bez nadziei na wygraną, skoro nie ma chwytnych haseł reklamowych :P gdy to pisałam, latałam cały dzień i napisałam tak at hoc, pod wplywem chwili. Potem musiałam znowu lecieć dalej :P Coś jak król Julian: A teraz szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu ;)

      http://www.youtube.com/watch?v=lPCsELJSgWk

      Usuń
  5. Ciekawy tekst. A gdzie faceci około 35 tki? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tej godzinie pewnie jeszcze śpią ;)
      Fabryka, która dała to ogłoszenie, ładnie poprosiła:
      "Do aplikacji prosimy dołączyć 3 półstronicowe teksty zachęcające do zamiany zwykłych papierosów na e-papierosy – po jednym kierowanym do:
      a) studentów.
      b) kobiet w średnim wieku z wyższym wykształceniem
      c) mężczyzn po 50 z wykształceniem zawodowym i srednim.
      Dokładnie w tej kolejności. Widocznie to jakieś grupy docelowe, na ktorych mozna zarobić. Mężczyźni po 35 r.ż. są widocznie niereformowalni lub proces jakiejkolwiek transformacji jest tak długi, że nieopłacalny (o czym wiedzą ich zony) ;)

      Usuń