Dziękuję Organizatorce i konkurentom za fajną zabawę i dobre słowo :)
http://ksiazkowka.blogspot.com/2013/10/doktor-sen-trafi-doczyli-rozwiazanie.html
Dawno, dawno temu, za miejskim laskiem i morzem z betonowych falowców mieszkał sobie piękny i mądry książę. Miał wszystko, czego dusza zapragnie- mały zamek z basztą, na której było bocianie gniazdo, kuchenne okno wychodzące na zegarową wieżę, obrotną księżniczkę za żonę, trójkę książęcych dzieci i czarnego kota na dokładkę. Los postanowił go rozpieszczać jak tylko mógł. Skarbiec dzięki ich pracy rąk był pełen, dzieci były zdrowe, księżniczka miała duży biust, a kot nawet nie przynosił pecha.
I nic nie burzyłoby jego spokoju, a skrzypiące cichutko koła życia toczyłyby się spokojnie ubitymi koleinami, gdyby nie bliska obecność drugiego królestwa. W zamku za rzeką, nad brzegiem turkusowego jeziora, w niskim jak tarta malinowa, zamku z pięknymi fraktalami ogrodów, mieszkała księżniczka. Dla księżniczki los był również szczodrobliwy. Miała i męża, i piękne dzieci, i czarnego kota, który nawet nie przynosił pecha, jedynie wrzucał do zupy włochate ćmy, co oczywiście można kotom wybaczyć.
Nie wiadomo dlaczego, ale księcia bardzo intrygowała księżniczka zza granicznej rzeki, dlatego też często dochodził do brzegu i zza szuwarów z ogromną ciekawością obserwował każdy ruch tajemniczej panny. Jak zauroczony patrzył, jak w jej złote włosy wpadają rozszczebiotane ptaki i wiją tam gniazda, ku swojemu zaskoczeniu zauważył nawet, że w płatkach uszu księżniczki mieszkają małe śpiewające cykady, a motyle wyfruwają z ust przy każdym jej słowie. Księżniczka przechadzając się w tanecznych podskokach zajmowała się troskliwie swoim ogrodem, a dzięki swoim nadnaturalnym zdolnościom mogła swobodnie komunikować się ze zwierzętami.
Za każdym razem, gdy książę ukrywał się w nadbrzeżnych zaroślach, a księżniczka zbliżała się do rzeki, działo się coś dziwnego. Brzegi zbliżały się do siebie, koryto stawało się coraz węższe i płytsze, wody zagadkowym sposobem było coraz mniej, a jej resztka nie płynęła po ziemi, lecz w cudowny sposób tworzyła cienką błonkę, zawisając przezroczystą, falującą kurtyną pomiędzy dwoma królestwami.
Z daleka błonka nie była zbyt widoczna, chyba, że została poruszona przez podmuch wiatru lub wpadające na nią latające owady. Wtedy tryskała z niej w niebo feeria tęczowych barw. Ale prawdziwy spektakl zaczynał się dopiero wtedy, gdy patrzyło się na nią na wprost. Owady, które, zdawałoby się, wpadały na wodny ekran zupełnie przypadkowo, układały się w ruchomy wzór. Najszybsze były komary. Z wysokim vibrato wydobywającym się spod skrzydełek, przeskakiwały miarowo przez wypukłe grzbiety kropkowanych biedronek. Biedronki natomiast w wolniejszym tempie pokonywały wziesienia z ciał metalicznie fioletowych chrząszczy, nie gubiąc ani na chwilę swych brzęczących żywych satelit. W niezauważalnym wręcz tempie, chrząszcze z przeskakującymi przez nie biedronkami i latającymi nad nimi komarami, przechodziły mozolnie przez ślimaki. Ruch slimaków był niezauważalny, można było jedynie domyślać się, że pełzną, gdy obserwowało się falujące ruchy pasków na spodzie jedynej nogi przyczepionej do przezroczystej warstewki wody. Całe insektarium przetaczało się po okręgu wokół podsypiąjącego w jego centrum żółwia. Książę zauważył, że na grzbietach każdego z uczestników swoistego pochodu siedzą maleńkie przezroczyste istotki w kształcie kropli wody. Wyraźnie widział, jak siedząc na nich na oklep przechyleniem wodnistego ciała skłaniają je do skoków i sterują ich kierunkiem ruchu.
Książę patrzył na to przedstawienie zafascynowany i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Nie znał ani nazwy stworzeń, nie znał nawet słów, które określałyby je prawidłowo. Wyszeptał pierwszą lepszą, infantylną nazwę, jaka przyszła mu do głowy
-To Ducholudki! Mistyczne istoty sterujące czasem! Jeszcze nikt nigdy ich nie widział! - Książę uzmysłowił sobie, że jest jedynym żyjącym człowiekiem, któremu dane jest oglądać ich pracę. Widział i słyszał bowiem wyraźnie, jak po przeciwnej stronie tafli księżniczka przemawia w owadzim charczącym i szeleszczącym języku do uczestników kolorowego pochodu. I wszystkie maleńkie drobne zwierzątka z kropelkami na grzbietach, posłusznie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wykonywały polecenia księżniczki. Płynnie poruszała w powietrzu ręką kreśląc znaki, które układały się w świetliste daty. Na owadzim zegarze zwierzęcy drobiazg dostosowując się do wskazówek księżniczki, stanął i po chwili zaczął poruszać się w tył i to w zawrotnym tempie. Paski na brzuchach ślimaków przesuwały się 24 razy szybciej, chrząszcze przebierały nogami do tyłu, a biedronki z wirującymi wokół nich w szalonym tempie komarami, błyskały czernią i czerwienią pancerzyków. Komary cofały sekundy, biedronki minuty, a żółw wolno kręcił się wokół własnej osi w insektocentrycznym świecie tyle razy ile mijało lat. Kiedy czas został cofnięty, a zwierzęta zaczęły ponownie biec i przeskakiwać przez siebie w swoim, chronologicznym już porządku, na wodnym ekranie następowała projekcja przeszłości, która po raz wtóry stawała się tymczasową teraźniejszością.
Książę podczas niecodziennego spektaklu cały czas zerkał z zarośli, jak przez dziurkę od klucza i bacznie obserwował ekran. Ku swemu zdziwieniu, zobaczył na nim samego siebie, jak rodzi się i umiera po wielokroć. Za każdym razem przy jego śmierci była ta sama, znajoma postać. Nagle wszystko sobie przypomniał, a skóra pokryła się gęsią skórą. To przecież zła królowa, która ściga go przez czas, wiąże supły na przeszłości i teraźniejszości, plotąc własną i świata historię, z każdym zmartwychwstaniem stając się mocarniejszym bogiem czasu. Ponowna śmierć i narodziny księcia wzbudzają energię napędzającą machinę czasu. Zrozumiawszy to, książę instynktownie zerwał się na równe nogi gotów do ucieczki. Za późno jednak. Królowa wyciągnęła już ku niemu rękę, a z każdego jej palca z wibrującym brzęczeniem wystrzeliło tysiące szerszeni. Po ułamku chwili bezbłędnie odszukały nozdrza i uszy straceńca i kolejno wślizgiwały się do jego wnętrza, żądląc go boleśnie i rozszarpując od wewnątrz po maleńkim kawałeczku. Ciało księcia malało, kurczyło się, aż przybrało kształt małej, przezroczystej kropli, do której po chwili podeszła zagubiona biedronka...
Ukłon w stronę autorki wielki. No to nie tylko fantazja wielka, ale i słowo poskromić i uruchomić spektakl wyobraźni. Wymiękłam. Kamuflaż tak zakręcony że klucza choć już w zasięgu ręki, nie jestem pewna czy to ten prawidłowy klucz bajkowy.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem.
Ukłon w stronę Czytelników, że uruchomili i znaleźli ;)
UsuńMój Ty Skorpionie Najzdolniejszy Ty,:)))) A szerszenie azjatyckie czy europejskie, że tak spytam gwoli ścisłości?
OdpowiedzUsuńNie przesadzajmy, Nike nie ma ;)
UsuńA jakie byś wolała, Pieprzu? Do wyboru do koloru, byleby zjadliwe były na potrzeby bajeczki ;) Mogą być nawet mutanty hybrydy ;)
Podziwiam Twoją wyobraźnię! I serdecznie gratuluję wygranej :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję! A ja się cieszę, że mam dla kogo pisać! :)
UsuńJednym słowem - gratuluję!:)
OdpowiedzUsuńTo może jeszcze u mnie konkurs wygrasz? (W jednym "Szukając Alaski", w drugim "Folwark warszawski") :))
Dziękuję, Natasho :) Jesli czas pozwoli ;) Dziękuję za zaproszenie, może moi Czytelnicy się skuszą?
UsuńŚwietne! Czy ja jeszcze raz muszę pisać, że podziwiam talent? Może wystarczy napisać, że czekam na Twoją książkę z utęsknieniem. Nie musi być koniecznie z dedykacją dla mnie ;))), ale o autograf będę się biła, choćby nawet czołem. Już chylę czoła. :)
OdpowiedzUsuńMirabelko, no nie wiem jak mam się zachować, czytając takie peany ku czci? Chyba się położę już na katafalku ;)
Usuń:**
A kładź się gdzie chcesz, tylko nie zapomnij o autografie z dedykacją dla mnie :)
UsuńMirabelko- jeżeli kiedykolwiek coś podam przez okienko podawcze, to wiedz, że pamiętam, że stoisz pierwsza :)
UsuńPrzyznać muszę, że wielu mnie dusi o większą objętościową, szeleszczącą pisaninę. Zastanawiające. Coraz bardziej ;)
To Ty się już nie zastanawiaj tylko bierz no do roboty. ;)
UsuńCzytanie peanów bywa krępujące, bo z jednej strony ucho łechce, a z drugiej człowiek czuje, że musi dalej trzymać wysoki poziom :)))
OdpowiedzUsuńAle w Twoim przypadku nie ma ryzyka. Poziom na pewno utrzymasz (bo nawet nie chcę myśleć, co to będzie, jak zawyżysz :)))
W związku z tym musisz się z tym pogodzić, ze porywasz nas swoimi konstrukcjami słownymi (choć ten nadmiar robactwa, ćmy jakieś, szerszenie, o skorpionach nie wspomnę, choć systematycznie z innej grupy - no sama nie wiem, jakieś dziwne upodobania :))) i pozwalać się wychwalać.
Gratuluję kolejnego trofeum na półeczce nagród :)
Fidrygauko, po pierwsze dziękuję.
UsuńPo wtóre- Małż również zauważa, że często poruszam tematy zwierzyny. Lubię przyrodę, mam kierunkowe wykształcenie. Od dzieciństwa pasjonuje mnie flora i fauna, widzę, że Mim ma to po mnie ;) Poprawia nawet panią, która mówi, że stonoga ma sto nóg, a kolegów, że to nie glizda, tylko dżdżownica.
A w domu miałam ślimaki, gąsienice, straszyki, patyczaki, rybki, chomika Adolfa, papużkę falistą i 17 lat psa. Obecnie mam bojownika i kota. Ale nie jestem fanką bojkotowania mielonego i przywiązywania się do drzew w Dolinie Rospudy.
Buziaki i powodzenia z futrzakami :)