wtorek, 6 sierpnia 2013

(81) szalona noc z Małżem

- Fuj, Małżu, jaki ty jesteś wilgotny! Jak rybik!- wchodząc do łoża Małż dotknął mojego ramienia.

- No jestem - stwierdza beznamiętnie- zabiłem muchę.

- To ona miała tyle flaków, że masz mokrą rękę?- staram się nie zadrżeć z obrzydzenia.

- No co ty, myłem.

Bed bugs,  Leah Saulnier the Painting Maniac


   Jednak apogeum nadchodzi skradając się pod ciemnym płaszczykiem wieczoru (poznaliście ich schemat) i aktywizuje się nocą. Noce są najgorsze. Człowiekowi wydaje się, że skoro udało mu się przebrnąć przez kolejną jednodniowa miejską Saharę zalewając się z sykiem wieczornym chłodnym prysznicem i zachować przy tym ostatnie bastiony mokrych pól mózgowych, to myśli, że najgorsze za nim. Nic podobnego. Człowiek kładzie się do łóżka i zaczyna topnieć. Jeśli człowiek jest akurat kobietą, to czasem pierwsze rozpuszczają się oczy. Potem wytapia się ciało, ale żeby zainicjować ten widowiskowy proces, trzeba oczywiście wcześniej wlać w nie płyn, bo inaczej dosłownie skleja się trzustka z wątrobą, i dolna warga z powieką, co wygląda nieestetycznie i z zabawy nici. Ma się rozumieć, że kołdra leży wtedy na ziemi, a skóra przewieszona jest przez oparcie krzesła. Nagie ciało skwierczy na prześcieradle zamieniając się w skwarkę.
   A co robi w analogicznym czasie Małż? Małż, prócz przeprowadzania skomplikowanych i brawurowych procesów biochemicznych bez trzymanki i nadzoru, leży. Podejrzewam, że ma afrykańskich przodków. Odziany jest w bawełnę i przykryty pierzyną. Puchową. Na nic moje próby zrzucenia puchu na ziemię, każdorazowo broni jej jak niepodległości. Trzyma rękami i chwytnymi stopami, zawija się coraz bardziej i szczelniej.


   Patrzę spod uniesionej brwi na gładkoskóre ciało Małża i do moich podejrzeń genealogicznych dorzucam kolejne, że Małż może mieć jakieś koligacje genowe z pszczołami woszczarkami, które to wypacają wosk w ulu. A jak ciepło jest w ulu, każdy wie. Bardzo. Więc prócz upału, chrapania, nie daje mi jeszcze spać neurotyczna wizja Małża, który w kucki wypaca w ulu wosk. I to nie tylko uszami. Wypaca i zasklepia wszelkie otwory w swoim pierzastym domku, który staje się hermetyczny, sterylny i odizolowany zarówno od patogenów, pasożytów, kosmitów i  temperatury zewnętrznej. Twierdza, zaprawdę powiadam Wam, twierdza. A najdziwniejsze w tym to, że jej mieszkaniec usypia w tych warunkach w minutę szesnaście. Albo, kto wie, przechodzi w stan anabiozy, a nawet estywacji.  Podziwiam. I nie ukrywam - zazdroszczę mu tej utraty przytomności i umiejętności raptownego odcięcia się od ciągłego i płynnego w swym przebiegu rejestrowania sygnałów wysyłanych przez zewnętrze. Jeżeli przeżyję tę kolejną upalną noc, zastanowię się, czy nie przytargać od chłopców maczugi w charakterze autowyzwalacza kolorowych snów.
   Mijają kwadranse, pan sen nie przychodzi. Dwunasta, duchów brak, no, może ja raz po raz wyziewam swojego. Pierwsza. Wstaję, idę po picie, wracam. Druga - na me bez ducha, lecz pełne ciała piersi wskakuje kot. Leżymy sobie, stapiamy się w jedność i mruczymy. Muszę pamiętać, żeby przykryć pępek, ponieważ wyzwala on w kocie łowne zapędy. Wtyka w niego nos, dmucha i próbuje rozdrapać, tudzież rozkopać. Matko, jeszcze mi się dokopie do splotu słonecznego, wygrzebie go i będzie sie zabawiał po nocach tym świecącym zwojem nerwowym, a ja będę miała kupę prania. Ufff.  Trzecia - o boszzzzzzzzzz, nie dam rady. 
   Tymczasem wokół puchatej twierdzy obok mnie materializują się fosy, do których trafia przesącz z Małża. Fosy nabierają realistycznych kształtów i słusznych gabarytów, a fala uderzeniowa taranuje puchowe zapory, pełznąc podstępnie po prześcieradle. Małż wyrzuca z siebie tak gwałtowne i psie warknięcie, że Lima rozdeptując mi twarz i wydrapując oko, z dzikim miauknięciem ucieka w popłochu, a ja prawie wyskakuję z nerwów z gaci. Patrzę na Małża, a on nic, tylko się skrapla. Pewnie pod spodem jego korzeń penetruje już materac i oplatając nogi łóżka rozrywa fundamenty. Trudno. Rano zapytam, czy jesteśmy ubezpieczeni od katastrofy budowlanej i inwazji tropikalnej roślinności. Na twarz Małża wylewa się niewinny i błogi w swej prostocie uśmiech jak u noworodka. Chyba zaraz zakwitnie. Ale nie. Spod kołdry dochodzi niedwuznaczny odgłos: prrt! prrt! prrt! zakończony cichutkim mysim piiiiiiiiiii. Matko jedyna, czy to ojciec moich dzieci? Jakim cudem, pytam? Inseminacja? Boszzzzz, co za katorga, to ja juz wolę poddać się brazylijskiej depilacji. 
Moja koleżanka mawiała, że najwyższy szczebel dojrzałości związek osiąga wtedy, gdy partner puszcza przy tobie bąki. Cóż. Moje poprzednie związki widocznie nie były dojrzałe, w przeciwenstwie do obecnego. Dojrzały nad wyraz, Camembert związków po prostu, stoimy każdy jedną nogą na ostatnim szczeblu kiwającej się drabiny ewolucyjnej związków jako jego ostateczna forma. Żal.pl, jak mawia Mat. 
Musimy leżeć dalej i doleżeć do rana. Jedno z nas ciągle spi. Drugie nie może. Postanawiam rozrzedzić atmosferę i odchylam róg małżowej pierzyny robiąc z niego minaret i odsłaniając bezwładne ciało Małża. Stoi nawet. O, jaki wielki. Nagle Małż, ktorego pewnie owionęło lodowate powietrze, zaczyna falować, kręcić się, wzburzać, po czym znienacka na odlew macha ręką i rozpłaszcza minaret, którego szczyt uderza mnie z impetem w otwarte oko.

-Ojapierdolę!!!!!!!!!!! - budzę słowiczym głosem okoliczne ptaki .

Małż przekłada się na drugi bok i coś mruczy, że ktoś mu spać nie daje i nie może przez tego kogoś zmrużyc oczu przez całą noc.    
Czwarta nad ranem. Piąta, na dworze jasno. Wskazówki zegara brodzą po kolana w gęstym powietrzu, poruszając sie z niebywałym mozołem. Wkoło cicho, słychac tylko od dłuższej chwili jak nade mna jak sęp kołuje komar generując skrzydełkami ten irytujący wysoki dźwięk. Ni z tego ni z owego, bez żadnego ostrzeżenia słyszę głośne PAC!!!, z mej gardzieli wydobywa się znowu okrzyk, tym razem o treści religijnej. Mokre PAC - brzmiało jakby mokra ryba plasnęła o blat. Małż odrywa wilgotna dłoń od czoła, na którym spoczywają zwłoki komarzycy.
Uf, jaka cisza...

- PIPIIPIPIPI !!!!! AAAAAAAAAAAAA!!!!!!!! Wyrywa mnie po chwili z pościeli budzik.

- I jak Ci się spało, Kochanie? Mnie wybornie! - zalotnie mruczy Małż wyskakując lekko spod pierzynki.

- Człowieku, ja byłam w nocy na afrykańskim safari, na Saharze w pasiece, walczyłam z komarami, z kotem, byłam zalewana przez tsunami z fosy okalającej niezdobytą twierdzę, waliły się na mnie minarety, miałam uraz gałki ocznej, coś charczało i chrapało przez sen, osnuwały mnie jadowite gazy i roślinność, byłam w dojrzewalni serów pleśniowych, a na końcu wystraszył mnie na śmierć budzik, jestem jak trup po tej nocy.

-Ty to ale masz bogate i niesamowite sny, Małżowino. Mnie tam się nic nie śniło, spałem jak kłoda do samego rana.

- O_o

Patrzę badawczo na jego skórę, szukając sladów minionej nocy, ale, o dziwo nie manifestuje efektów wielogodzinnej maceracji. Dziwne. A ja po dwudziestu minutach prania mam opuszki jak zawodowa praczka. Jeżeli te piekielne upały nie ustaną, usnę nad miską z praniem i utopię się z dala od akwenu.

20 komentarzy:

  1. :D
    Przepiękne opisy, doprawdy.
    W tych okolicznościch przyrody z kordełki przeszliśmy na same powłoki, tudzież narzuty, tak jak swego czasu na wakacjach na Krecie.
    Moja mama jak weszliśmy do naszego lokum zapytała wówczas: "A gdzie koce?" - były same prześcieradła... Ale potem wcale nie wołała, że jest jej zimno...
    Pozdrawiam spocona, mimo że w bezruchu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabelko, to pomysł prostu i zarazem genialny. Obawiam się jednak, że wtedy miałabym obok siebie mokrą szmatę. Powłoczka z zawartością spełnia bardzo ważną rolę izolatora. W zasadzie dobra by była i deska na środku.
      Pozdrawiam Cię również - i w ruchu i w bezruchu mokra. ;)

      Usuń
    2. Pomysł z deską doprawdy genialny, można by tu pofantazjować nad innymi izolatorami wilgoci... Może folia budowlana, albo papa?, tylko nie termozgrzewalna, heheheheee ;)

      Usuń
    3. Pomysł z deską chyba średniowieczny, stosowany jako środek antykoncepcyjny.
      Ja tam obłożyłabym się watą szklaną ;)

      Usuń
  2. Oto kolejna historia potwierdzająca, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Ale to mężczyźni mogą spać nawet w największe upały ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc niektórzy mogli tam pozostać. ;)

      Usuń
    2. Ciągnijmy zapałki ;-)

      Usuń
    3. E, Wuwu, po co naciągać na to przykrótki płaszczyk hipokryzji. jak tam mogę otwarcie wskazać kto niepotrzebnie się na Ziemię fatygował ;)
      Dzisiaj Małż pakuje rakietkę i wraca.;)

      Usuń
    4. No to będziesz tęsknić, sama już przecież o tym wiesz ;-)

      Usuń
    5. :) Zatęsknię jesienią, bo mam zawsze zimne nogi ;)

      Usuń
  3. HAHAHA...C U D O W N E !taaak:) I właśnie dlatego po przeprowadzce do nowego domu podjęłam decyzję o posiadaniu osobnych sypialni. Mój mąż wpadł w złość, później w panikę, póxniej w smutek...przeczekałam. Teraz twierdzi, że to był jeden z JEGO lepszych pomysłów. Moje łóżko w nocy służy do tego żeby poszeleścić kartkami i w ciągu 3 minut zasnąć snem sprawiedliwego. Łóżko mojego męża służy do: drapania się w tysiąc miejsc na ciele, chrząkania, popijania wody, podgryzania orzeszków, żółtego sera, chrupek, oglądania programów dokumentalnych, rysowania,palenia papierosa elektronicznego o woni kawy z rumem, gadania do siebie, (dawniej gadał do mnie: Hejjj...śpisz? śpISZ? ŚPISZ???!!!.-Nieeeeeee!!!!!!!!!! --No, ja też nie mogę...), zawijania się w kołdrę na kształt rolady śląskiej, kopania w ścianę, nagłych acz nieprzewidzianych ruchów rąk, bawienia się lampką nocną, cmokania, pogwizdywania...więcej nie pamiętam:)))18 lat wspólnego spania= wygrzebywanie się spod supłów nóg i rąk, próby odzyskania własnej kołdry i poduszki, bycie budzoną, żeby móc usłyszeć, że się nudzi... i BASTA!
    Bardzo się kochamy - W październiku obchodzimy 25 rocznicę ślubu:))ale łóżko jest tylko moje, moje, moje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, siostro w niedoli! ;)
      Czyli, Pieprzu, nie łożysz wspólnie od 7 lat. Wnioskuję z tego, że potomstwo ma powyżej 7 lat ;) Ile Ty dziecinko miałaś lat, jak za mąż wychodziłaś? 10? Porwał Cię zapewne! No tak, Artysta przecież!
      My mamy rocznicę za 5 dni- 12 sierpnia ;)
      25 - fiu fiu!!! Ja uważam, że małżeństwo powinno być kontraktem na 10 lat z możliwością przedłużenia. Lub nie ;P

      Usuń
    2. Potomstwo pochodzi z czasów kiedy wcale nie mieliśmy łóżka a dwa materace rozjeżdżające się w nocy i jakiekolwiek igrce groziły kontuzją kolan i łokci. Wtedy własnie rozwinęliśmy się kreatywnie i nigdy więcej nie używaliśmy łóżka do tego tam...:)
      Mówisz, że piszę młodziej niż w metryce?:))))
      To ja już składam życzenia bo jutro frunę.. WSZYSTKIEGO WESOŁEGO!

      Usuń
    3. Pieprzu, piszesz jak piszesz (fantastycznie i ponadczasowo), ale jak wyglądasz! łał. :)

      Dziękujemy! Wysokich lotów!

      Usuń
  4. I ja mam takiego, co zasypia wylacznie jako tortilla.
    I jeszcze moja koldre ukradnie. Koca nie pozyczy zima, bo musi sobie stopy owinac wielka kocowa onuca (kazda koldra mu zbyt krotka).Poduszka nie podeprze.
    Wspolne loze malzenskie jest przereklamowane.
    I jakby tego bylo malo... wraz z pierwszym blaskiem zorzy porannnej lub czasem i bez blasku do lozka wpada hobbit i rozrzucajac konczyny tak by idealnie wpisaly sie w kolo spycha nas na obrzeza.
    Wysypiam sie w samotnych podrozach, w hotelach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaczko, siostro, jak celnie to ujęłaś z przereklamowaniem! Czasem my tez mamy jak na dworcu, jakieś tabuny mi się przewijają, a ja jak bezdomna, wcisnięta w szparę przyścienną ;)

      Usuń
  5. Trudno ci współczuć, skoro po tych nocnych cierpieniach piszesz takie teksty ;)
    Osom.
    Przechodzę podobne męczeństwo, wczoraj próbowałam w półśnie zdjąć skórę ;)
    Trochę mnie przeraża, o której ty się kładziesz. Przed dwunastą aaa?!
    A już myślałam, że jesteśmy bratnimi duchami czy cuś, eh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio sprawdzam temperaturę u się i u Cię. I po raz pierwszy miałaś wyższą i to o całe 7C! Nie znalazłaś jeszcze zamka w skórze?
      Pamiętam aż zanadto 2 razy po 3 lata mojego życia, gdzie drobnica budziła się co 2h. Przez następne 6 notorycznie Mat przyłaził do nas, a wiesz jak to w trójkę się śpi. Generalnie śpię dobrze od roku czyli od przeprowadzki i folguję sobie pod tym względem chodząc spać między 23 a 23.30 ;) Tzn nie muszę wstawać z łózka, bo za każdym kaszlnięciem Mima budzę się zdenerwowana. I konowalstwo nie może go zdiagnozować, co tez się kładzie cieniem na jakość mego snu :/
      Czasy przedmałżowe wspominam jednak z sentymentem,, wtedy dzień miał dla mnie 19h. ;)
      Buziaki

      Usuń
  6. No i zaczytałam się. Genialne! Genialne w swym niedosłownym przekazie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam Ci umilić popołudniowe chwile ;)

      Usuń