Tak, żeby podbić sobie ranking, (bo zauważalny był ponadnormatywny, jak na to spokojne z natury miejsce, ruch spowodowany tematem poruszanym w poście nr 66), powiem tylko, że Małż jest od wczoraj już oficjalnie bezpracowy.
Pławiąc się w oceanie wolnego czasu, oddał dziś swe jestestwo oprawie obrazów pana Stanisława Bogusławskiego pt. "Storczyki" i pani nomen omen Duch pt. "Kwiaty kasztanowca" oraz towarzyszącej tej druzgoczącej nasz związek czynności, zadumie egzystencjalnej.
Jako, że od dziecka lubię majsterkować, odróżniam tarnik od pilnika, bejcę od pokostu, potrafię położyć tynk ozdobny, umiem posługiwać się wiertarką, a nawet zmienić wiertło, gipsować, ciąć piłą ręczną a także wiem co to brzeszczot i nie mówię na poziomicę poziomnica*, tako objęłam samozwańcze kierownictwo nad oprawą dzieł olejnych. No, ale wiadomo jak to jest w robocie- Non Hercules contra plures, co bardzo swobodnie możemy sobie przetłumaczyć jako "I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa".
No i tu przechodzimy do sedna.
Między wibrującymi w okolicach dwukreślnego "E" manifestami braku porozumienia między małżonkami, a chrzęstem i stukotem używanych niewprawnie przez Małża narzędzi (no, dobra, to było złośliwe, po kubku melisy powiem, że wprawnie) był czas na ochłonięcie, wystudzenie emocji i po raz dwutysięczny trzydziesty ósmy rozebranie sytuacji życiowej na cząstki.
Cząstki zebraliśmy do kupy (sic!) i wyszło nam, że w dzisiejszych czasach da się utrzymać jedynie czerpiąc zyski z rzeczy i zjawisk, które się nie dewaluuja, są nieśmiertelne i ponadczasowe w swej istocie, czyli na:
a) seksie
b) dzieciach
c) organach
d) śmierci
e) i po chwilowym wahaniu powiem, że KUPIE.
Kolejność jest przypadkowa, aczkolwiek upatruję w niej nieuchronny i złowrogi łańcuch powiązań. Hm.
ad a):
Dywagowaliśmy kto z nas dwojga miałby ewentualnie stanąć na Placu Cyryla w charakterze żywej, drżącej z pożądania skarbony i kto miałby większe branie, a tym samym oceniliśmy wzajemnie i bez lukru własny poziom potencjalnej lukratywności jako wprost proporcjonalny do stopnia komercyjnej atrakcyjności.
Po kolejnej szermierczej wymianie zdań i opatrzeniu rany ciętej poziom został wzajemnie definitywnie i jasno określony (w alkowie w stosunku do Małża wyciągniete zostaną surowe konsekwencje).
Załóżmy, że pomysł padł li tylko i wyłącznie z natężenia poziomu lęku przed alfonsami, bakteriami i urzędem skarbowym. Można się też łatwo nabawić fobii, zaleznie od wieku nabywcy:
ad b):
Tu jedno votum separatum goniło drugie.
Rozważamy oddanie jajeczek do adopcji, niestety nie ustalilismy czyich dokładnie - moich czy Małża.
Rozważamy (od lat) oddanie potomstwa do cyrku.
Rozważamy również wysłania dzieci na żebry nawet bez charakteryzacji.
Ożywiona dyskusja została przerwana stłumieniem w zarodku poherbacianego zachłystowego zapalenia płuc zainicjowanego parsknięciem śmiechu na skutek nieodróżnienia przez Małża surykatki od surogatki, co zaowocowało nader malowniczym animalistyczno-humanistycznym obrazem wykreowanym w moich zwojach mózgowych.
ad c)
Na organach można zarobić krocie. Ale ciężko jest je wynieść z kościoła niezauważonym...
ad d)
Pomysł w swej prostocie nienajświeższy, wręcz reanimowany w czasów studenckich Małża. Małż bowiem miał młodzieńczy a przy tym brawurowy pomysł, by ze swoim przyjacielem do grobowej deski towarzyszyć swym głosem duszyczce w podrózy do lepszego świata. Moja gorsza połowa miałaby śpiewać w kulminacyjnym momencie uroczystości piękną, skądinąd pieśń. Nawiasem mówiąc Małżowina perwersyjnie uwielbia gdy Małż śpiewa jej ten hit do poduszki.
ad e)
Pomysł dostarczania do zaprzyjaźnionych właścicieli pracowniczych ogródków działkowych kociego pomiotu spalił na panewce raz- z powodu deficytowych ilości pozyskanego surowca od 5-miesięcznej kotki, nawet przy próbach podniesienia wskaźników poprzez nadmierne jej futrowanie oraz dokarmianie wlewami dożylnymi, dwa- z powodu braku dojść do pokładów południowoamerykańskiego guana.
Od kota łajna mało, ale co powiecie na łajno słonia? Duża, że się tak wyrażę, sprawa.
Zatem decyzja podjęta. Małż jedzie albo do Afryki albo do ZOO, co i tak na jedno wychodzi. Z żadnego z tych miejsc nie wychodzi się bez szwanku na zdrowiu i urodzie. Pozostaje kwestia opracowania trasy Szlaku Stolcowego, wzorem Jedwabnego czy Bursztynowego. Małż siedzi więc nad mapami, ja tkam sakwy. Pozostaje nam wybrać środek lokomocji. Z racji braku finansowego wkładu własnego, lot samolotem odpada. Pozostaje skidnapowanie wielbłąda. Albo karawany. Jak kochać to księcia, jak kraść to miliony.
Po przyjeździe do Polski i ocleniu towaru pozostaje mi wyjąć z szaf wszystkie pary obuwia dostępnego w domu, zaprząc dziatwę do toczenia gnojnych kul, a Małżowi pozwolić dokonać salta mortale w obuwiu damskim i nadziać kule na szpile obcasów. Powinno pójść jak po maśle. Biznes plan mamy dopracowany do perfekcji.
A oto efekt, o który będziecie się bić parasolkami w sklepie i omdlewać z pożądania w kilometrowych kolejkach:
*W tym momencie, by uspokoić płeć brzydką, powiem, że do tej pory mam problemy z ogarnięciem spalonego.
Aaa! nie wierzę! buty z kupy? a człowiek główkuje co to za biznes może rozkręcić a tu zwyczajna kupa wystarczy... :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie wic w tym, że nie taka zwyczajna, tylko słońska ;)
UsuńDawno u Ciebie nie byłem i widzę nową szatę graficzną, plugin do fejsika, no no no - postępy, do wielkiego świata uderzamy! ;-) Ale treściowo bez zmian, co cieszy podwójnie - abstrakcyjnie, z humorem, mrożkowo-gombrowiczowsko, pozdrawiam! ;-)
OdpowiedzUsuńStara miłość nie rdzewieje ;) Cieszę się, że wpadłeś.
UsuńDzięki za deszcz pochlebstw, wiesz, jak to jest- kto nie idzie naprzód, ten się cofa. ;)
Mrożkowo-gombrowiczowsko, powiadasz... a wiesz, że może w tym coś być? hm.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJakoś do mnie nie bardzo przemawiają takie rzeczy. Ja osobiście lubię normalne buty jakimi np. są espadryle. Zazwyczaj kupuję je w https://butymodne.pl/espadryle-damskie-c257083.html i nie zastanawiam się nad głupotami.
OdpowiedzUsuń