Bezwład mnie ogarnął. Bezwład ruchów ciał ziemskich i, co gorsza, brak możliwości ruchów. Człowiek chciałby ruszyć, ale się nie da. W tej chwili leżę związana pętlami przeciwności losu pod wozem życia i oglądam dyszel oraz zad koński uśmiechający się pionowo do bata. Cóż, zawsze to uśmiech. Niech będzie optymistycznie.
Z tej perspektywy widać to co dla mnie najważniejsze. I tych, co nomen omen - koło mnie. Na przykład taką jętkę.
Po pełnym pełzających cieni, rzucanych przez wijącą się wiosennie roślinność ogrodową, suficie, wolno przechadza się wspomniana jętka. Zastyga z ciekawością w bezruchu, wytrzeszczając swe kuliste jasnozielone oczy, które z każdym zasłyszanym dźwiękiem i każdym zarejestrowanym kadrem robią się okrąglejsze. Mały móżdżek w postaci niezbyt rozwiniętych zwojów rejestruje co następuje:
Miliony jętkowych kilometrów w dół, w epicentrum niebieskiego bezkresu morza bawełny, spoczywa na dryfującej ku snom tratwie, dwoje ludzi. Kobieta na lewym boku, z podwiniętymi nogami tuli do siebie siedmioletniego chłopca. Chłopiec jest lustrzanym odbiciem mamy. Leży w tej samej pozycji, co ona, stykają się czule głowami i kolanami. W wieczornym pachnącym lawendą półmroku, ich twarze pieszczą pędy glicynii, a pąki magnolii na przemian z różanecznikami muskają smukłe nogi. Przyklejone do szyby krople deszczu pod magicznym wpływem światła księżyca ożywają i falują w przestrzeni pokoju jak tęczowe bańki. Mniejsza para ludzkich oczu jest przykryta rzędami długich czarnych rzęs, skrzydełka nosa lekko poruszają się łaskotane piórkiem wychodzącym z miękkiej, puchatej poduszki, a pudrowo-różowe usteczka są lekko uchylone.
Jętka otwiera swe owadzie, niczym nieskalane usta w zachwycie. Z dna pokoju do jętki dociera dziecięcy kryształowy głosik:
- Jadę.
Pędzę.
O, ostry zakręt.
Muszę skręcić.
Skręciłem.
Ale co to?
Ktoś mnie goni.
Ciekawe.
Jadę dalej.
Zakręt znowu.
Dogania mnie.
Nie.
Dałem radę.
Zgubiłem go.
Gazu!
O, policja.
Mijam ją.
O, ale dziwne.
Policjant zmienił się w potwora.
Dam radę.
Szybko!
Szybko!
Przez las i góry, po kamieniach, po błocie!
Wyskok i drift!
Ooooooo!
Jętka rejestruje, jak ręka matki przesuwa się delikatnie po różanych policzkach syna, jak poprawia niesforną grzywkę, jak usta dotykają ciepłego czoła.
Chłopięcy głosik milknie, by po dłuższej błogiej chwili z determinacją rzec:
- Mamo, czy możesz mnie teraz nie głaskać, bo jak mnie głaszczesz, to przełącza mi się obraz na kwiatki. A ja chcę wyścigi.
***
-Świat jest piękny! Pełen miłości i dobra- pomyślała jętka jednodniówka, przekonana, że jeden dzień to wieczność, a pokój to cały świat.
-Dobrze znaleźć się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, zauważać dobre chwile i żyć odpowiednio długo, by się nimi wspólnie cieszyć - pomyślała mama widząc jętkę.
-Łał, Mother-Power! - pomyślał chłopczyk i zasnął.
Nooo, poetycko.
OdpowiedzUsuńSzukaj wydawcy :)
A w ogóle to myślałam, że jętka to jakaś semicka inwektywa, człowiek się uczy całe życie, hm.
;)
Jam Ci wydawca. Wydaję co dzień tony posiłków, wydaję resztę, często mi się samo wydaje coś, a co najważniejsze wydałam dwoje nowych ludzi na świat.
UsuńTeraz serio- dziękuję! No chciałabym, chciała, lecz są lepsi i bardziej przebojowi, młode wilki.
hłe hłe, dobre z tą semicką inwektywą! Teraz będzie mi się niezręcznie entomologia kojarzyć. Będę się musiała zawahać czy wdrażać w tekst topika, czarną wdowę albo trupią główkę...nie wspominając gnojarza...
Dzięki Tobie zdobywam wiedzę! :D Dowiedziałam się co to jętka... ;) W ogóle ostatnio robaczki, owady mnie lubią...Niedawno temu na moim oknie stacjonował owad z rodziny chrząszczy - tycz cieśla. :)
OdpowiedzUsuńŁoj, to ja się z powołaniem minęłam... Trza mi było nie zamieniać biegania po łące z siatką na rzecz latania po osiedlowym ryneczku z siatką, żeby familiji było z czego rosołu nawarzyć...
UsuńA tycz cieśla piękny owad, prawie mąż wonnicy piżmówki, bo też takie oszołomne czułki posiadać raczy :)