poniedziałek, 4 marca 2013

(51) usprawiedliwienie

   Dla tych, którzy zerkają i czekają- jeszcze żyję. Jestem w trakcie opanowywania tornada zdarzeń, które namolnie i z wielką siłą pragną mnie zdmuchnąć z tego padołu. 

 
Do ważniejszych klęsk żywiołowych ostatniego czasu zaliczyć należy:

1. Nieoczekiwane odcięcie wątłego ale jedynego źródła dochodu całej rodziny, jakie zasysał w dom wąskim, acz jednostajnym strumieniem Małż we własnej osobie, jedyny poławiacz pecunii. Kamieniołom Małża dokonał tym samym rytualnego seppuku. (Proces gwałtownie sfinalizowany w miniony czwartek o 14.20).

2. Przysposobienie kota (proces w trakcie). Dla żartu powiem, że Małż dopiero dzisiaj dowiedział się, że to największa rasa kotka domowego, jaka chodzi po globie.
Na razie za ostatni grosz zakupiono kuwetę i żwirek, koniecznie ekologiczny (oooooo mój ostatni pierdolec* ekologiczny, a jeszcze żaden nie został poruszony w Rosole).

Oto nasa Kotecka:



3. Do ważniejszych wydarzeń, ale chyba nie klęsk żywiołowych, mam nadzieję, zaliczyć należy podjęcie spektakularnej współpracy z Newą w zakresie abordażu blożka na fejsbukowe targowisko próżności. (proces baaaaaardzo w trakcie, a w zasadzie w zalążku). Zdaję sobie sprawę, że współpraca może być jak poród. Długa i mozolna - jak zagroziła mi Newa. Niemniej piszę o nim, by mieć już Newę na widelcu ;) Jestem ogromnie dumna i szczęśliwa, że spotkałam tę Istotę na drodze mego żywota. Dziękuję :***

Te życiowe fajerwerki i tak są na poziomie pikusia w porównaniu z tym co stało się w Hameryce (nomen omen w tenże czwartek). Słyszeliście zapewne o tym nieszczęśniku, pod którym Ziemia raczyła się rozstąpić? Toż to dopiero pechowiec! Wgłębić się w domowe łóżkowe pielesze by zaraz potem spaść 30 metrów w głąb globusa i zniknąć na wieki w leju krasowym. Ależ ktoś na górze ma czarne poczucie humoru i wyczucie chwili. Misterne skoordynowanie wszelkich zbiegów okoliczności, począwszy od miejsca budowy domu, umiejscowienia sypialni, a w niej łózka i ulokowanie delikwenta w punkcie X w czarnej godzinie, daje tu do myślenia, że maczały w tym palce siły nadprzyrodzone.
Niektórych pochłaniają dziury budżetowe, innych ziemne. I to w tym samym czasie. Pewnie gdzieś na dnie oceanicznym wyrosła góra, bo musi być constans.  

Lej krasowy w Gwatemali

Reasumując - dwa pierwsze punkty spowodowały u rodziny szok pourazowy. Wszystkie trzy punkty razem wzięte spowodowały u mnie to co powyżej plus efekt klęski urodzaju. Jestem w dysonansie poznawczym. Wybaczcie zatem mój niebyt.  Idę wybierać miseckę dla kotecka.

Zaczyna się Nowe :) Lubiemto.


*"Każdy ma swojego pierdolca"- tak mawial mój Tata. I jest to święta prawda.

4 komentarze:

  1. Aż mnie ciary przejszły jak ten nieskromny lej zobaczyłam... Jakoś tak zaczęłam spoglądać pod siebie czy aby się ziemia nie zaczęła rozstępować brrr...
    Dużo sił w okiełznaniu tego tornada życzę, powodzenia we współpracy a o tym pierdolcu to z chęcią bym więcej poczytała :)
    Niech moc będzie z Wami! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wic w tym, że nieszczęśnikowi zapadło się tylko łoże, przy swojej zapaści nie czyniąc szkody całemu domostwu. Aż słychać chichot pochylającego się nad czeluścią Losu.
      To ja nie dziękuję ;)
      I z Tobą! :)

      Usuń
  2. Co do dużych gabarytami kotów, można powiedzieć tylko tyle... Kochanego ciała nigdy (!!!) nie za wiele:DDD
    Oj, święta prawda, że "każdy ma swojego pierdolca"... Słyszałam, że jest to naukowo udowodnione... I zrobiło się (chwilowo) poważnie:DDD
    Ściskam i czekam na więcej kocich opowieści... A może z rysunkami?:DDD
    Miau ... Miau uuu ... ;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, tak, jakbym Małża słyszała z tym ciałem :P
      U nas wszystko wielkie. Od ciała, po kłopoty! :)
      Ściskam również, a jak będzie czas pokaże..

      Usuń