środa, 1 czerwca 2016

(215) Podjęcie wyzwania - prolog

Już cisza. 

Można poluzować pancerz i mięśnie.
Można usiąść przy stole i zacząć płakać.
To już nie jest płacz skrzywdzonej sierotki.
To łzy buntu i wściekłości. Takie, które nie wypłukują fundamentów.
To łzy, które tworzą w zmarszczkach cement i budują skorupę chroniącą delikatną zawartość.   

Wstaje i już wie, że da radę.
Kolejny raz i kolejny.
Podejmuje wyzwanie. Zawsze, gdy jej na czymś zależy. Nigdy nie pasuje całkowicie.
Bywa, że odkłada walkę na później, dojrzewa, zbiera siły.
Ma chwilowe załamania, owszem, ale zawsze podnosi się silniejsza.
I zawsze coś potem rodzi.
Choćby litery.
Choćby samą siebie. 

Taki feniks dnia powszedniego. 




8 komentarzy:

  1. Wiem Moniś, że piszesz o sobie. Ale jakby o mnie.. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam za Was kciuki!
    Za Ciebie, za Feniksa i za pióro!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczaki, ales to trafnie opisala!
    Tylko ze doopa jednak za kazdym razem boli, jak sie upadnie. Tyle ze wlasnie szybciej sie przezwycieza ten ból.

    "Choćby samą siebie." - przeciez to juz baaaardzo duzo!
    Straszliwie mnie sie to podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleś mi ładnie napisała, Diable. Całuję w kopytko.

      Powiem Ci w sekrecie, że już mnie tyłek boli od znoszenia codziennie jaja z samą sobą i wysiadywania Feniksa. Ale kogo nie boli!

      Usuń
  4. Takiż los człowieka. Tylko trwale indukcyjna krzyżówka z feniksem może nas uratować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wzbudzanie cykliczne. Zmartwychwstawanie notoryczne. Pętla indukcyjna z pętelką na szyję. Taki los, Inwentaryzacjo, no. Całuję :***

      Usuń