środa, 13 stycznia 2016

(197) Prorok jaki, czy co?

     Grzebałam sobie ostatnimi czasy patykiem w głowie i zasobach dysku C. O ile w głowie strasznie huczało echo i wyły mroźne wichry, tak w substancji twardej znalazłam wiele kiełkujących rozdziałów, opowiastek i szkieletów, które niekiedy oblepiłam ciałem i wrzuciłam Skorpionowi do rosołu. 
     Gmerając tak sobie, od niechcenia, napatoczyłam się na wstęp do jakiejś hipotetycznej książki. Mojej ksiązki, dodajmy. Hahaha. Haha. Ha. Albo to zakończenie, kto wie. Zapomniane, spędziło w elektronicznej szufladzie przeszło półtora roku. 
Pojęcia nie mam, dlaczego w dzień urodzin Małża nie dmuchałam z nim świeczek (ma już tyle, że dechu nie starcza dla jednej osoby. Ja, oczywizda, nie dodmuchuję dokładnie, bo jeszcze by mu się marzenia spełniły i co. A tak, to sprawa jasna - nie masz, bo źle dmuchnąłeś). Niemniej plik faktycznie pochodzi z dnia 26 kwietnia 2014 roku. I brzmi następująco:

     "Ależ mam nadmuchane! W żagle! Bebe mówi, że nieważna jest kolejność rozdziałów, więc  zacznę od końca. I to dość hipotetycznego.  I że ma być z gębą i zadziorem. Gęba jest, co tu kryć, sprawdziłam w lustrze. Zadziora nie mam, bo zrobiłam właśnie manicure, cóż za nierozważny krok,  moje plany mogą zostać poważnie zaburzone przez brak zadziora.
      A Katachreza do pazura chce codzienności! Normalnej codzienności! Że ta normalność, mówi, jest teraz towarem deficytowym i ludzie chcą chleba z glutenem i igrzysk, a nie jednorożców i elfów. Ja tam myślałam, że jednorożców właśnie, bo jakoś nigdy żadnego nie widziałam, ale może właśnie w tej chwili byłam przywalona stertami prania, albo schylałam się do szafki z garami i coś mi umknęło.  A z chęcią bym zaprzęgnęła takiego do powozu i hajda po buły różowym rydwanem! I ziu na oklep po włoszczyznę, szał! A tymczasem ludzie, przepychając się przez parking z białymi końmi i księżniczkami w karocach ponoć wołają, że szukają człowieka. Hm. Cóż tu więcej mówić... Here I am!!!! Ecce homo! To sem ja!
     A tak, a’konto przyszłości. Jeżeli kiedykolwiek dojdzie do naszego spotkania w matrasach czy empikach i zostaniecie zasypani przez lawinę woluminów z moją nadmuchaną, jako rzekłam, facjatą na tylnej obwolucie, to musicie wiedzieć jedno. Otóż, na podstawie obserwacji osobistych, a także informacji przekazywanych drogą werbalną, objawię tu prawdę dizajnersko-bon-tonową: miarą szacunku człowieka dla człowieka nie jest miejsce na którym siedzi człowiek – tu chwilowo  autor. Boję się, że przytargacie dla mnie fotel, taki puchaty i mięciutki jak dla księżniczek i wiekowych beneficjentów. Za zapadnę się i już nie wstanę. Dlatego, zaprawdę powiadam Wam: dajcie mi krzesło! Porządne krzesło z oparciem dla całych pleców. Nie takie, które kończy się w okolicach krzyża i zawija się tam pokornie jak atroficzny ogon. Zwykłe krzesło z wysokim oparciem poproszę. Może być wyściełane, skoro chcecie mnie uraczyć.  I stół. Musi być stół. Nie ława, błagam nie ława. Ja jestem starej daty, u mnie życie kula się między stołowymi nogami. I nie toczy mnie jeszcze lumbago, bym składała autografy w pozycji kucznej neandertalskiej. Bądźmy wszak ludźmi w każdej sytuacji!
Acha, uspokoję Was - używam długopisu. Chociaż jako podlotek zrobiłam sobie prawdziwe pióro! Włożyłam wkład w dudkę pióra jastrzębia! Ależ mi się zamaszyście odrabiało prace domowe! Z polotem! Pióra tego używałam w domu, bałam się bowiem, że mi się zniszczy w torbie. W szkole pisałam wiecznym piórem. Z pompką. Czarnym atramentem, wyłącznie. Ach, jakże pismo nabierało charakteru! Ale o tym może później.

     Więc skoro mamy omówione to, co najważniejsze dla pisarskiego ego i zadka, możemy sobie pogawędzić i poszyć ten patchwork. Zobaczymy co tam wyhaftujemy".





     I tak oto słowo ciałem się stało. Powstały dwie książki. Siedziałam z Kaczką (i to nie szpitalną) w puchatym fotelu. "Wędrówki i myśli porucznika Stukułki" wyjdą na papierze w maju. Będziemy (chyba) pieczętować je płetwą i kolcem.

Dziękuję Bebe i Katachrezo, że mnie kopałyście z zadek. 
Później do wierzgających dołączyły Wasiuczyńska, Jarecka i Alcydło Kr. No i Kaczka, ofkors. ♥


A kto nie słyszał, niechaj zrobi sobie kawusię i słucha :) :


Proszę nie regulować odbiorników. Tragiczny tembr mojego głosu jest smutnym faktem. Kaczka jeszcze nie miała odwagi posłuchać swojego. 


34 komentarze:

  1. Nadal czekam na serię mikroopowiadań inspirowanych jednym z ostatnich rozdziałów powyższego woluminu.

    Autografy możesz składać długopisem. Czerwonym! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest, Kapitanie!

      Tak, Twoim! Mam go w kaczkowym kalendarzu :)
      :*

      Usuń
  2. kaczka teraz nawet gdyby chciala to juz nie wyslucha, bo kompletnie glucha! A jak wiemy doktor najwczesniej za tydzien!

    kaczkowy kalendarz bedzie ci tratwa na oceanie inspiracji!
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaczko, piszę zatem BARDZO GŁOŚNO! Mam nadzieję, że zbierzesz się w sobie i jednak posłuchasz. Fakt, trzeba mieć odporność nosorożca i duży dystans do siebie, żeby tego wysłuchać bez mrugnięcia okiem. Ale jak na pierwszy wywiad radiowy, w dodatku na gorąco, tuż po ogłoszeniu wyników, poszło chyba nieźle ;)

      Usuń
    2. Ach, siedzę na kalendarzu i wiosłuję długopisem od Bebe. Wkoło ocean atramentu i latające ryby w puszkach :)
      :*

      Usuń
    3. Skumbrje w towocie! Przy dzisiejszym stanie czystosci wod... w towocie, niestety!

      Usuń
    4. Faktycznie, teraz jakby mniej tomaty w wodzie. Skandal swoją drogą, nie?!

      Usuń
  3. Och to dobrze że inni kopali, ja bym się nie odważyła. Bo ja jestem zbyt dobrze wychowana:-)
    Słuchałam z przyjemnością. Obie pięknie brzmicie. Poklepuję delikatnie po ramieniu i kłaniam się nisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee, Gabryśka, skoro uważałaś za stosowne, trzeba było kopać. To zaszczyt być kopniętą Twą racicą. Ja też jestem dobrze wychowana, udawałabym, że nie widzę, że to Ty i obie byśmy wiedziały o co cho.
      Dziękuję w swoim i Kaczki imieniu. Kaczko, słyszysz? Ładnie brzmisz!
      Odkłaniamy i całujemy w szynkę! ♥

      Usuń
  4. Miód dla ucha.

    (Patyczki do uszu nie wyrabiają)

    Ajlowju

    OdpowiedzUsuń
  5. Miód dla ucha.

    (Patyczki do uszu nie wyrabiają)

    Ajlowju

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HA! Jaki ładny dubelek.

      Jak widać zakochana jestem po uszy!

      Co do głosów to pamiętam, jak mój komentowałaś...;)
      (a do Radia mnie nie wzięli)

      Usuń
    2. Też to pamiętam :) Aksamitny, niższy i zmysłowy. Mmmmmm :)

      Usuń
  6. oj tam oj tam (z tym tembrem) :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kazdemu jego wlasny glos nagrany na cokolwiek wydaje sie dziwny i obcy. Ja jak slysze swój, to mam ochote uciec i wiecej nie wrócic, a takze juz nigdy-przenigdy sie nie odzywac :) Wiec wiesz, wszystko w porzadku jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Czytałam nawet artykuł na ten temat w prasie naukowej.
      O, tutaj:
      http://www.crazynauka.pl/dlaczego-moj-glos-brzmi-inaczej/

      Ja mam podobne objawy, ale staram się z tym walczyć. Poza tym moje R... Walczę z kompleksami. :)
      Dzięki, mój Diable :*

      Usuń
    2. Bardzo to nieprzyjemne i niesprawiedliwe że słyszymy swój głos przez kości. Może trzeba więcej witaminy D łykać,osteoporozę powstrzymać, gdyż przez mniej dziurawe kości chyba by się lepiej brzmiało, co nie?

      Usuń
    3. Prawda? Bardzo nieprzyjemne, jakże Wam współczuję! Biedacy! MOże się to już nie powtórzy, kto wie?
      Będę odtąd przemawiać głosem wewnętrznym.

      Usuń
    4. Ale to tylko do siebie tym wewnętrznym głosem, a do ludzi to jednak tym zaprezentowanym :)

      Usuń
    5. Jestem zwierzęciem scenicznym. Przemawiam ludzkim głosem tylko w Święta :)

      Usuń
  8. Dumna jestem z koleżanek pisarek bardzo. I wpadam tu po oddech językowy. Jak się tak napatrzę, to może i mi jakieś Zdanie z sensem wpadnie do pustej głowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz, po oddech językowy. Zdążyłaś tuż przed kolacją - pomidorki z cebulką.
      Kaszmirowa, Ty masz łeb nie od parady, bądź spokojna! I masz dużo sensu, jesteś aż esencjonalna :*

      Usuń
  9. W moich uszach Twój głos brzmi pandemonicznie, pandeMoniu!

    (Gdy kiedyś usłyszysz mój głos, też mi napisz coś miłego, dobra?) ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaaaa! Czyli takim głosem posługuje się odźwierny w piekle?!
      Tak, postaram się coś równie miłego Tobie powiedzieć, Kalino :> hehe
      W zasadzie, to wiesz. Mamy do siebie chyba niedaleko?

      Usuń
    2. Też się zorientowałam. Gdy idę do warzywniaka po kalafiora, to się rozglądam, czy nie stoisz przy skrzynce z brukselką... Po głosie Cię poznam! ;-)

      Usuń
    3. Dobra! Umawiamy się w kolejce po kalafiora! Poznam Cię po wysypujących się z rękawa anegdotach :)

      Usuń
    4. Z rękawa swetra od Psa w swetrze! :-)

      Usuń
    5. Dobra, też ubiorę sweter od Psa! Poznasz mnie po dzwoneczku w kapocy :)

      Usuń
  10. Katachreza niby dobrze gada, ale nie do końca.
    Ludzie chcą chleba z glutenem i paraolimpiad!
    I ty im to możesz dać. No więc zatem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, czuję, że mogę im to dać, że w paraolimpiadzie mam wielkie szanse! Muszę się tylko zastanowić- bieg na wózku czy szachy?

      Usuń
  11. Dobrze, że to nie ja Cię kopałam w zadek... Ufff.
    Ode mnie zawsze możesz otrzymać chusteczkę do otarcia noska i słoiki, Ty wiesz jakie. Tudzież flaszke z bordowym płynem, hehe.
    Uważaj Kochana bo obieram azymut w Twoim kierunku. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, no, kop, kop, nawet to lubię, Ci powiem. Jak z wyczuciem i miłością :)
      Och, pal licho chusteczki, ale Twoje zaprawy i nalewki zrobiły furorę na Buniu. I na moim stole. Mmmmmm :*
      Zapraszam zapraszam gorrrrrąco!

      Usuń