wtorek, 5 maja 2015

(174) Cud mniemany ze spodniami

     I oto nastała jasność.

    W mózgu mym, jak w tutce jajowodu, neuron Y cudem znalazł tulący się do pnia mózgu neuron X i zaiskrzyło między nimi. Sypnęło kwieciem olśnienia, bo rozwiązanie trapiącej mnie od dawien dawna zagadki mych spodni, błysnęło migającym transparentem. Znacie? Z autopsji może? To posłuchajcie.

     Najczęściej chodzę w dżinsach. Dżinsy mają odpowiedni krój, który maskuje me liczne mankamenty urody poniżej pasa, co jest udowodnione naukowo, więc nie obruszajcie się i nie parskajcie, o Wy, którzy spotkaliście mnie nos w nos i zaprzeczacie potędze zjawiska. Całokształt obrazu dopieszcza wojskowy skórzany pas, podobny do tych, jakie noszą na zawodach ciężarowcy, a który doskonale podtrzymuje od zewnątrz napierające jelita wypełnione ptasim mleczkiem. Biję się w płaską pierś. Tak! Ptasie mleczko podkradam synom. Wiem, pójdę za to do piekła.

Mówię bowiem:

- Mat. Daj mi dwa ptasie mleczka, tylko dwa. - Mat daje. - I, zaklinam Cię Synu, choćbym Cię błagała na kolanach i łkała spektakularnie krwawymi łzami, nie dawaj mi więcej! Ja Cię z pewnością na ptasim głodzie będę mamić, udając żółtego kurczaczka, straszyć i błagać, ale bądź twardy! Będę się dramatycznie wić na podłodze w spazmach, drapać Cię po nogach, ale bądź niewzruszony!

I Mat jest twardy. Psiakrew! 

- Daj mi jeszcze jedno! Ostatnie, serio! Nie dasz? A ja Cię rodziłam w bólach nieziemskich przez 15 godzin! Zobacz jakiego ładnego i mądrego Cię urodziłam! I wychowuję Cię ogromnym nakładem kosztów moralnych i finansowych! 

A Mat nie daje. Co za wyrodek!
I dlatego kradnę.

Drugi nie lepszy.

Zaciągnęli babcię do kiosku i nakłonili w transie hipnotycznym do zakupu kart futbolistów. Do trzeciego kiosku Mat poszedł sam, porzucając strzęp rodzinny przy mlekomacie. Strzęp przebierał jak cielaczek czterema nogami i pobekiwał cicho ustami Mima:

- Zaginął, zaginął. Mój rodzony brat zaginął! Na pewno go uprowadzili dla przeszczepów! -  a z piersi jego, przepełnionej żalem i nieutuloną tęsknotą, chlusnęło w końcu wiadro goryczy - A mógł nam chociaż zostawić te cztery złote, które miał w kieszeni! 

Ale tu miało być o spodniach.
Od dawien dawna nosiłam spodnie w rozmiarze X. A, jako, że od dłuższego czasu zauważałam, że spodni było coraz mniej, głównie pod piętami, zachciałam uzupełnić braki w dopływie dżinsu. Udawałam się więc notorycznie na zakupy i znosiłam spodnie do domu. Jako, że ich nigdy nie przymierzam,  w czym jeszcze ugruntowała mnie lektura prezentu Mima od Zająca,...



...przynoszę łup do chałupy i po poddaniu obróbce chemicznej oraz cieplnej na najwyższym stopniu "len", staram się wzuć go na pośladki. Łup złośliwie odmawia współpracy na półmetku, tj u bram Edenu, czyli na wysokości półdupka. Sytuacja powtarza się cyklicznie w każdy poniedziałek (w poniedziałki bowiem towar jest najdroższy - 6zł/sztuka, ale i największy wybór). Ależ te spodnie małe wypadają, myślę sobie. Albo szyły je małe chińskie rączki. Nie może być! W końcu rozmiar X jak wół na metce. A przecież właśnie X leżą na mej pupie jak mumia w sarkofagu - idealnie!

     Wiele tygodni i par spodni później tajemnica odzienia ekshibicjonistycznie rozwarła swój płaszczyk, ukazując swe obfite wdzięki w pełnej krasie. Wdzięki ujawniły się na metce mych ulubionych, acz sfatygowanych coraz bardziej, spodni i wywaliły biały jęzor metki. Stanęłam tak trochę zaskoczona, a trochę obrażona, tak wiecie, nogi w krzyżyk, miednica na bok, głowa przekręcona, że niby patrzy, a niby nie dostrzega. Na metce, na której, byłam przeświadczona, widnieje mój rozmiar X, owszem, bezczelnie widniał. Ale nie sam. Za nim było jeszcze L. 

A po spodnie w rozmiarze XL przecież nie pójdę. Poczekam, aż któraś ze stron zmięknie.



1-3 Jeanne Lorioz

35 komentarzy:

  1. Ja tak samo przemawiam do malzonka :) No, poza ta kwestia o narodzinach oczywiscie. "Zjem teraz 4 ciastka. I nie dawaj mi wiecej, chocbym bardzo prosila. Schowaj je gdzies."
    Taaa. A potem szukam. I tez kradne. Przechodzi mi dopiero jak juz sie skrecam z bólu, no bo przeciez nie wolno mi jesc slodyczy... Ale rozumiem cie, siostro w niedoli. Oh, jak bardzo rozumiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem, co te słodycze mogą zrobić z człowiekiem. Nie dość, że zmieniają gabaryty, to jeszcze krzywią psychikę. Upodlają, Coś obrzydliwego, fuj. :)
      A ja, muszę się, pochwalić i Izabelka, nie jadłyśmy słodkiego przez MIESIĄC. To był wyczyn godny spiżu, albo co najmniej wmurowania tablicy w posesję.

      Usuń
    2. Padam do stóp!!! Wreczam puchar utkany z kielków rzezuchy... Serio, szacun, laski, szacun.

      Usuń
    3. Uspokoję Cię, Diable i ukoję słowem dla mnie wszetecznem, że po abstynencji glukozowej na wadze jestem in plus. To ci zagwozdka!

      Usuń
    4. To tylko dowod na to, ze niejedzenie glukozy tuczy! Ide po ciasteczko!

      Usuń
    5. Oczywiście! Jedząc glukozę karmimy mózg i niebieskie migdały. A kto widział kiedyś kogoś, kto miałby za gruby mózg? No. Sprawa wyjaśniona. Teraz to już musimy czekać na tego Nobla na pół.

      Usuń
    6. Kategorycznie nie wolno zaprzestawać!
      Jeszcze Ci enzymy trawiące cukier pozanikają i narobisz sobie kłopotu!
      Zmykam na lody:)

      Usuń
    7. Boziu, co za wyrodek! Moniu, poucz prosz syna, dla przyszłego dobra jakiejś cukrzyczki, że
      1) kobieta zmienną jest
      2) a następnie, że nie dawaj mi ptasich mleczków
      Żeby aby zrozumiał ciąg przyczynowo-skutkowy opasłego, kobiecego mózgowia

      Usuń
    8. A tak w ogóle to ja bym analizowała ten problem semantycznie: Ptasie Mleczko to jest nazwa CAŁEGO pudełka i nie należy ów cudu cukiernictwa traktować na sztuki. Strasznie wy tam glukotycznie wydelikacone!

      Usuń
    9. Monia, ale czy to przypadkiem nie bylo tak, z zamiast slodyczy wtrzachalas czipsy i krakersy? ;)

      Usuń
    10. Diable - otóż nie. Odpowiedź jest oczywista - puchnę z głodu.

      Inwentaryzacjo, dlatego, gdy kupujemy mleczko, każdy ma swoje pudełko. Ja swoje zżarłam. I tą uschniętą po kradzieżach ręką, teraz muszę myć naczynia, żeby wróciła do stanu sprzed występku.

      Alko - jak tam lody? No właśnie, muszę dbać o podaż cukrów prostych, inaczej wysepki Langerhansa będą bezludne.

      Usuń
    11. Bidulka moja glodna, choc, utulę!

      Usuń
    12. Jak przyjedziesz w końcu do stolicy to nie zapomnij kominiarki, worka i ciężarówki: zrobimy skok na Wedla, jeśli spodnie nie pękną w strategicznym momencie to nie wpadniemy ;)

      Usuń
  2. Oh Skorpionie, ja tak mialam raz tylko na odwrot - spiesze doniesc, ze wieki temu to bylo i od tamtej pory spotykaja mnie jedynie przypadki niespodziewanego skurczy pralkowego - tzn para dzinsow swietnie lezaca przed obrobka pierna, po okazywala dramatyczny brak wspolpracy, od lat zatem piore w 30C czyli temp nizszej od temp ciala ze zludna nadzieje, ze to wina temperatury... ale wracajac do przypadku na odwrot. kupilam raz dwie pary spodni capri czyli 3/4 bo takie lubie nosic latem aby pokazac swiatu ze noge mam ale nie ujawniac jak bardzo jest ona krotka. Obie w rozmiarze "X". Jedna pare zmierzylam, a druga zlapalam w innym kolorze z takim samym numerkiem "X" na wieszaku. Chodzilam sobie w jendej parze az nadeszla pora zmiany, pogoda splatala figla wiec przez kilka dni ponosilam dzinsy dlugie i nadeszla chwila ocieplenia wiec wskoczylam dziarsko w pare druga. oz kurteczka czegos ciasno... o rany ale jak. nie wygodnie... co za licho. zatroskalam sie ze mimo rezimu dieto-gimnastycznego (mowilam, prehistoria) az tak przytylam przez te 3 dni ze ledwo sie dopielam... no nic. trzeba zasotrzyc rezim pomyslalam i pognalam na basen. Po basenie pora sie odziac wiec spokojnie susze rozne czesci przyczepione do kadluba i od niechcenia przygladam sie przyciasnym spodniom... spodnie podobnie jak Skorpionowe wywalily na mnie jezor metki a tam... rozmiar "X" -2 (rozmiarowka jest li i jedynie parzysta czyli potocznie -1). Okrzyk trumfu i ulgi wywolal konsternacje w przebiralni, a moja ekstatyczne mina po wyjsciu z boxu przebieralnego wywolal tez duzo podejrzliwosci.. .ale slowo daje byla to najmilsza niespodzianka tamtej dekady. Takze prosze Skorpiona, takiej niespodzianki przy okazji kolejnej przymiarki Skorpionowi serdecznie zycze! I sobie tez acz chyba u mnie to troche potrwa hihi... (zdesperowany i nico histeryczny chichot to byl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mRufo, dziecko moje, Ty mnie nie denerwuj, bo mi się insulina zetnie. Tez chcę taką niespodziankę odzieżową!
      Ale, że takie spodnie to capri? O! ja mówiłam na nie 7/8 albo yyyy.... Zapomnialam. Bermudy? A, nie! Rybaczki!

      Usuń
    2. ja tez mowilam rybaczki dopoki kiedys sobie nie kupilam taki kurde rybaczkow i sie okazalo, ze mi prawie do kostek siegaly, czy pochwalilam sie przyjaciolce, a to protoplascie swemu, dla humoru, o tym opowiadajac przejezyczyla sie i mowiac "i mrufie te rybaczki prawie do kolan siegaly" zrobila ze mnie istna koszykarke... takze owszem dla Ciebie o Matko Skorpionko to moze i 7/8 ale dla mnie najwyzej 3/4 skorom taka koszykarka nieprawdaz ;) one sie nazywaja capri tam gdzie je kupilam :), i ogolnie sa nieco krotsze od rybaczkow standardowych wiec biorac pod uwage zem wzrostu dosc nikczemnego (w niemieckiej rozmiarowce jak kupuje ciuchy to z oznaczeniem K - od Kurdupel zapewne) to dla mnie te krotsze sa jak znalazl do pol lydki :) A co do niespodzianki to podkreslam ponownie, ze to bylo w roku panskim bodajrze 2008 i od tamtej pory to ja sie glownie modle do bogow prania zeby mi w tych 30C nie skurczyli spodni ;). O! najnowsze zakupione spodnie tego typu sa w stylu: 43107IB154. to juz wole rybaczki albo inne capriski ;)

      Usuń
    3. Ja w rybaczkach wyglądam jak czosnek postawiony do góry głową. Widok wyciska łzy.
      Noszę jeden jedyny typ dżinsów, w stylu dzieci kwiatów, i to już tak długo, że mi włosy na nogach przerastają tkaninę.
      Dziękuję za oświecenie mojej zmaskulinizowane duszy co to K, rybaczki, capri. Możesz mi jeszcze wyjaśnić baskinki, zapaski, kontrafałdy i żorżety?

      Usuń
    4. baskinki li i jedynie przynosza mi do glowy takie paczuszki z firmy pt Baskin Robins hehehe calkiem w temacie ;) zorzeta to tkanina nie? mialam kiedy taka spodnice plisowana z zorzety, szczyt mod dla pan w srednim wieku tylko, ze ja mialam lat 16 wiec sama rozumiesz Skorpionia Mamo ze mnie to nic a nic nie zachwycalo :) a zapaski to byly kiedys i sie w nich skarby nosilo lub tez zywnosc podreczna w pole. kontrafaldy stanowil dla mnie cos w rodzajy Pratchetowskie antipasty bardzo rzadkiej we wszechswiecie ;) A w Twoje zmaskulinizowanie odkad widzialam buty z peoniami NIE uwierze ;)

      Usuń
    5. Hmmm.
      NIC, prócz żorżety nie zrozumiałam :)
      A pod wpływem natłoku informacji o zapasce to się zapadłam w sobie i to głęboko, bo myślałam, że to po prostu jakiś pasek.

      Piwonie były 3 lata i 20 kilo temu, zresztą już je zjadłam.

      Usuń
    6. Dla mnie peonie byly jakos w listopadzie ubieglego roku (na butach nie w doniczkach) kochana moja. Sprawdzilam bo zaczelam miec watpliwosci i slusznie - zapaska to obecnie jakby taki fartuch bez karczka co sie da opasac wokolo tylka calego a nie tylko przodu, co sie kiedys na spodnice nosilo. Nie wiem czemu utkwilo mi w glowie ze sie cos w zapasce nosilo w to pole, ale moze trzymajac dol tejze w garsci? a ja sobie ubzduralam ze to bylo co innego. A tu znowu czytam, ze u nas to zapaska to tez ta pelerynka do noszenia na ramiona:
      http://www.wrota-swietokrzyskie.pl/pio/zawartosc/-/asset_publisher/6cAE/content/swietokrzyska-zapaska-nie-tylko-dla-lysogorskiej-czarownicy
      No i ja teraz mam natlok informacji. I tylko po co mi to jak akurat mam blad ze "pole data nie moze sie skonwertowac to pola data i czas"?? chyba czas po prostu ruszyc w pole!

      Usuń
    7. Fartuch bez karczka?! Aaa. Może do tego się dzieci rodziło w polu? Z określoną datą i czasem, oczywiście.

      Usuń
  3. Skorpionko,
    nie musisz nigdzie chodzić! Po coś ludzie wymyślili Allegro. Zamów przesyłkę na siostrę/mamę/przyjaciółkę i się nie stresuj :D


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Allegro, przyznać ze skrucha muszę, też używam do mego niecnego procederu! Ale, że wrodzona niecierpliwość i nabyta oszczędność dają o sobie znać, lecę do angielskiego Kop-ciuszka! I mam!

      Usuń
    2. Też lubię Kop-ciuszkowe kreacje. ;-))

      Usuń
  4. Ja tam nie kupuję ptasiego mleczka, bo przecież tuczące jest. Ale- niestety, Mój Pierwszy Mąż kupuje, wbrew, moim błaganiom. No, a skoro już jest, to wina jest jego, co nie? Ja przecież bym nie kupiła. Jest, to zjadam, proste ;)
    A raz, to wieczorem się źle czułam. Słabo mi było. Sprawdzam ciśnienie- dobre. I patrzę ci ja, na kredensie leży czekolada. Dobra, z żurawiną. No to ja- chaps, jeden kawałek. Poczułam się lepiej. No to- drugi. Samopoczucie się polepszyło. Zjadłam rządek- i byłam zdrowa. Czyli- wniosek nasuwa się sam. Moje wysepki potrzebują, znaczy, czekolady i innych takich.
    No dobra, ograniczam się, ale nie dam sobie całkiem wydrzeć. Dla zdrowia nie dam, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bilu, mam takie samo postanowienie i go dotrzymuję! NIGDY nie kupuję słodyczy!
      Musisz napisać do producenta, że czekolada z żurawiną uratowała Ci życie i pęcherz moczowy! Może się poczują w obowiązku i będą Ci co miesiąc paczki słać?
      Nie dajmy sobie wydrzeć ostatnich bastionów przyjemności!
      cmok!

      Usuń
    2. Czekolady gorzkiej z zurawina próbowalam ostatnio w sklepie. Znaczy nie ze chamsko z pólki podjadlam, wystawiona byla.
      I byla PYSZNA. Nie tak pyszna jak z orzechami, ale pyszna.

      Ahh..... (westchnela smutno)

      Usuń
  5. Bożena Cię doskonale rozumie i doskonale nie rozumie. W zakresie spodni to tak, ale z tym ptasim mleczkiem?
    Bożena próbowała z uporem każdej wariacji i nie ma już nic na świecie, co ją zmusi do spróbowania jeszcze raz. O-hy-da. Paskudztwo. Niejadalność, ble.
    Jakby kiedykolwiek Bożena dostała w swe szpony pudełko z rzeczony, to zostaniesz spytana o adres do przysyłki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a probowala Bozenka Karmelowe? bo np znam takiego co tak samo ble, bo nie lubi tej czekolady na wierzchu ale w karmelowej to i owszem. no chyba, ze chodzi o pianke ze srodka to juz nie ma zmiluj oraz ratunku ;).

      Usuń
    2. Jedna połowa świata jeździ na rowerze, a druga żre ptasie mleczka widocznie. :)
      Dobra, umowa stoi! Jak mi ktoś podaruje kubełek Śnieżki, albo przerzutki, to się wymienimy.

      MRufo! Karmelowe? Bo się przyłączę do Bożeny! Chociaż, jak głód mleczkowy, to i na bezrybiu i rak ryba.

      Usuń
    3. Ja Bozene rozumiem. Mi tez nie brakuje ptasiego mleczka ;)

      Ale na jakie kruche ciasteczka z kawalkami czekolady ostatnio trafilam... Niebianskie. Pozwolilam sobie zezrec 3, reszta zginela w trzewiach malzonka. (No czyli schowal, tak jak prosilam, nie? Ztamtad juz nie moglam ich ukrasc).
      Kurde, cos widze, ze odwyk mi nie sluzy (od paru dni tez sie staram nie uzywac, bo organizm sie buntuje)

      Usuń
    4. Nieciepięctwo Bozeny w zakresie ptasiego mleczka dotyczy głównie tej paskudnej pianki w środku. Język jej od tego kołkiem staje. Już prędzej te Diabłowe ciasteczka z czekoladą.
      A tak na stówę to już migdały w cukrze albo sezamki albo ukraińskie caramel-bary, czyli słonecznik (w cukrze).
      A już w ogóle na pewno, ze Bożena nie wstanie od stołu to słone paluszki.
      A piwo ktoś pije, tak skoro o słodyczach mowa?

      Usuń
    5. łoooo, no Bożena to popełnia zdrową żywność! Ja się tak nie bawię!

      Piwo tak! Jasne, gorzkie, ale tylko latem. Od wielkiego dzwonu naleweczkę albo winko. Ja w ogóle mało trunkowa jestem, wyszalałam się za młodu ;)

      Usuń
    6. a ja od dzisiaj dieta. Cholera by to wziela, a Wy o tych lakociach... mam migdalki w czyms tam slodkim. czy to dietetyczne? Plisss niech bedzie dietetyczne!! jedyna ulga to ze ciasteczek z czekolada NIE znosze. to juz predzej W czekoladzie. Ale takie maslanie szkockie i nie tylko to juz zguba w celofanie.

      Usuń
  6. MRufa, dietetyczne, ale Ci je musi ktoś wylizać z tego słodkiego. Potem już możesz jeść (jeśli jeszcze będziesz chciała).
    Się mi przypomniał dowcip:
    Na przystanku tramwajowym uprzejmy kierowca pomaga babci wejść do tramwaju. Na to ona go częstuje orzeszkami. Ten się częstuje i dziekuje.
    Na drugi dzień podobnie. Kierowca pyta:
    -Skąd ma pani tyle orzeszków?
    -Aaaa, z Toffifi ...
    :)
    No, wiem, znowu suchar...

    OdpowiedzUsuń