wtorek, 23 września 2014

(145) nie ze mną te numery, Bruner!*

*Bruner, tu: synonim procesu zwanego życiem, zwłaszcza, gdy procesy katabolizmu przewyższają już o dwa kilo procesy anaboliczne.


     W survivalu jestem obecnie na poziomie master. Odkryłam, że mogę funkcjonować zarówno bez dopływu materii organicznej z zewnątrz, jak i bez snu, żywiąc się li i jedynie praną, adrenaliną i kortyzolem. Żarcie i sen są dla mięczaków.

     O dziwo, podczas, gdy ja przedzieram się  maczetą przez dżunglę wewnętrzną, ociekam krwią i potem, wydaję z siebie nieartukułowane okrzyki wojenne wśród wichrów i gradobicia, za granicą skóry świat zewnętrzny perkocąc kolejką sunąca z otwartym dachem pod czystym błękitem nieba, ukazuje w swych oknach przyklejone nosy i gapiące się oczęta czyściutkich dzieci z lizakiem w pulchnej łapce, ludzi z wystająca włoszczyzną w siatki ekologicznej, kobiet drugim okiem czytających prasę oraz tysięcy zwyczajnych panów pod krawatem. Ku mojemu osłupieniu, świata nie pogrążył w chaosie żaden potop, nie spadł nawet deszcz żab, a zapasów makaronu w marketach nie zutylizowała chmara szarańczy. Nie dostrzegłam, by jakaś czwórka jeźdźców ujeżdżała konie na parkingu, a między chmurami pojawił się piramidion z okiem. Dziwne.

A było to tak.
Strasznym jest fakt, że Małż zamienił zawodowy ogląd tego, co piętrzy mu się za biurkiem. Wcześniej były to piksele ukryte w monitorze i furmani z kalafiorem ukryci pod filcową derką, teraz wpadł w polipropylenowy XXII wiek i branżę medycyny estetycznej. W związku z powyższym za biurkiem paznokieć żelowy, napompowane chemią usta uformowane w namiętny dziubek. Pod spódniczką pręży się mezoterapeutyczna szynka. Przyczernione do granic możliwości oko nawadnia górna powieka z kępkami sztucznych rzęs generując magnetyczny urok i ciągnąc powłóczysty woal tajemnicy 2.0. Dekolt nabrzmiały mlecznym silikonem, w zmarszczce doliny łez rzeka kwasu hialuronowego. Obłok drogich perfum, ciała zapakowane w obwolutę z prawdziwego sklepu, a nie jego atrapy z napisem Kupciuszek. A na środku tego morza estrogenów pływa Małż w służbowym jachciku. W okamgnieniu (mojego) ewoluował w samca alfa, klata urosła mu od testosteronu, mózg spuchł od pomysłów i pochwał.

A z drugiej strony ja - rozepchana dwoma ciążami i górą tortów, bez szans na biust wielkości choćby wyrośniętej śliwki, z okiem maślanym nad ranem, przyozdobionym sztucznym włosiem z kota, z kołtunem na głowie, bez tytułu prezesowskiego, bez awatara w komórce (włosy blond spływające po biuście 70H, odzianym w czarny stanik, ręka zalotnie za głową, buzia w ciup). Taaak, Małż nazajutrz po telefonicznym incydencie KLIK!, po latach nienoszenia zegarka, komórki, GPSa oraz innych gadżetów, które pętają wolność ludzką, dostał nowiuśkiego ajfona w charakterze smyczy:

Dzwonię do Małża, dzwonię, dzwooooooooonię, dzwooooooooooooooooooooooooooonię:

- Halo? No co tak długo, pewnie miałeś problem z odebraniem połączenia, co?

- Yhy :)


     Ale w końcu to ja 17 lat wytrzymuję to chrapanie i to mi Małż przynosi kawusię o poranku. A taki szok czasem dobrze robi. Schudłam 2 kilo, więc szkoda byłoby taki efekt rzucić w diabły, co? Jeszcze tylko 25 kilo i powrócę do wagi z czasów przedmałżeńskich! 


 KLIK!


 PS.
Zobaczcie, co wczoraj mi przysłał Diabeł w buraczkach!



PS2.
Przypomina się, że na Kręgosłupie Oralnym przyjęcie urodzinowe z rozdawnictwem nagród!



 

15 komentarzy:

  1. co do akapitu numer 2: to sie chyba fachowo nazywa "rzeczywistosci równolegle" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że dualizm początkiem schizofrenii i zaczynam huśtać się na dwóch biegunach? ;) Hm, kto wie, kto wie? ;)
      Przyjęcie na Oralnym chwilowo odbywało się bez Jubilatki, ale już wszystko wraca do normy. Wycieram nos w rękaw, rozmazując sobie oko i zakasuję rękawy!
      Co do numero UNO: bardzo, Ty i Stefan, mnie pocieszyliście we wszystkich tysiącach smutków, z których mnogości przedstawiłam ten bardziej malowniczy.
      :*

      Usuń
  2. Wyrośnięte śliwki - siostro! Wzrost też się zgadza. Czy ja przypadkiem nie jestem Twoją emanacją na inne rejony galaktyki? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tam Skorpionie, posiadasz tyle atutów, że się Pan Małż na sztuczny miód nie złapie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On ma masakryczną wadę wzroku, poza tym nie odróżnia kolorów i nie odróżni po dotyku bawełny od jedwabiu! ;)
      I nie ma wbudowanego rentgena w oczach, żeby zauważyć w czaszce malinowy bydyń.

      Na szczęście jestem ja, która go oświecę! :D

      Usuń
  4. Powtarzam się, ale znam i to. W nowej pracy Mżonek odziedziczył po poprzedniku arcyatrakcyjną sekretarkę. Horror! ;)))
    Trzymałam fason, ale łatwo nie było. Na szczęście ją zwolnili ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój sztuczny miód nie jest sekretarką, lecz prezeską! Aaaa!

      Usuń
    2. Ożesz w mordę i nożem :P
      Ale Ty masz miód z mikroelementami! I Małż to wie!

      Usuń
    3. W dodatku z mieszkaniem 2 piętra pod biurem i czarnym mercedesem kolejne dwa niżej :D

      Wiem, ze Małż wie, on zawsze wie i zlizuje z estymą. Tylko ja czasem zapominam i to mi cukier w żyłach się karmelizuje pod wpływem takiego szafowania pseudoatutami już w progu telefonu. Zatkało mię. Ale już się odpowietrzyłam.

      Usuń
  5. Oszfak!!! Masz zniżki?! Korzystaj, póki dają. Ja bym się nawet na testerkę zapisała. Można?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można!
      Ale z tego co widzę, moja kochana, u Ciebie nie mieliby co robić. Porażka i niechybne bankructwo firmowe.

      Usuń
  6. Eee tam,prezeski niejadalne som. Toż to trucizna sama,gdzie im do miodu. Wytargać kudły, zmyć makijaż,utuczyć, podbić oko i co? Nic fajnego.

    OdpowiedzUsuń