poniedziałek, 23 czerwca 2014

(130) Kiedyś nigdy

     
Pójdźmy już spać. Jestem taka zmęczona nocnym czuwaniem.
Poczytaj mi jeszcze książkę, której nie napisano, moją ulubioną.
Nie zagrasz mi na gitarze. Nie możesz znaleźć nut, ja nie znajduję słów. Tak uwielbiam ich dźwięk.
Świetnie, gorzej już nie będzie.
Popieść mnie fantomową dłonią, kochaj, kolejny raz stanę się nie Twoja.
Spojrzysz na mnie pustymi oczami z zielenią łąki wokół czarnych studni, na której my, przezroczyści, lśnimy odbitym blaskiem słońc i zielonym cykaniem świerszczy.
Uczesz włosy, które wypadły dawno temu. Zwiąż w kucyk, słyszę galop więc jesteś nieistniejącym jednorożcem.
Zrób dla grających marsza dusz obfite śniadanie zero kalorii na rozbitym talerzu w kwiatki. Nazbierałam i włożyłam do wazonu, wazon do albumu.
Album stoi na półce i pachnie fiołkami.
Na górze róże, na dole fiołki.
My jak aniołki.
Mówimy różnymi językami, na których jednakowo rozpływa się smak dymu i pieczonej ryby, tnącej ośćmi ocean na pół. Jedna połowa oceanu przepłynęła ze mnie zimą ciepłą czerwienią wypływając źródłem wprost na prześcieradło na polskiej amerykance. Czerwony kapturek prezentu, cieszę się jak dziecko, że od Ciebie i z Ciebie. Twój uśmiech zawieszony pod sufitem na ostrym profilu. Księżyc bezzębny pod zjawiskiem halo. Halo? W słuchawce na końcu spiralnego kabla Twój głos, że wystarczy być.
Jak w to wierzyć, skoro nad łopatką nóż, a nie skrzydło. Po równo - ja jedno i Ty ćwierć w butelce. Procentowo wyszło, że miało unieść dwa ciała do nieba. Tymczasem z nieba za ścianą lasu spadła nasza maleńka wymyślona córka lat 19 i siedząc na spalonym w kaflowym piecu stole, czyta moje wiersze, które wyrzuciłam przed jej nienarodzeniem. Zimny czerwiec przyniósł wysoką temperaturę i burze w szklance. Nie napijmy się z niej herbaty, słodzę już mniej, bo wcale. Tak, z cytryną, ściśnij mnie w pasie. Kwaśna mina, bo nasz pies nie żyje od czterech lat, nie zapomnij go wyprowadzić na spacer. Pokaż mu nasze drzewa, te najpiękniejsze spaliłam w kominku.
Skoczę w ogień, mogę wszystko.
Nie mogę nic więcej.


8 komentarzy:

  1. Nurzam się raz i drugi w Twoim strumieniu świadomości, ale dygot niezrozumienia, osłabia przyjemność kąpieli. Nie żeby wszystko musiało być jasne i klarowne, czytelnik nie jest od tego żeby znowu tak wszystko rozumiał
    Intryguje mnie ów lustrzany walec, który najwyraźniej chowasz w rękawie, skarmiając nas abstrakcyjno-atrakcyjną maziugą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już spieszę wyprowadzić Cię z dygotu, łącząc nasze strumienie świadomości ;)
      Post jest swoistą zabawą, igraszką słowną, w której w każdym zdaniu bawię się oksymoronami i samowykluczającymi się antagonizmami. Coś jak refren kolędy "Bóg się rodzi".
      Treść posta stanowi mój monolog skierowany do bliskiej osoby sprzed dwudziestu lat, przywołując wspólne wspomnienia i zadając sobie pytanie co by było gdyby... Gdybym podjęła inne decyzje.

      Podoba mi się Twoje określenie abstrakcyjna maziuga! Brzmi tak artystycznie i nobilitująco! I walcem maziugę! Wałkiem lustrzanym! To by było dopiero! :D

      Dziękuję za Twoje pytanie:)

      Usuń
  2. Ma się ten talent do fachowej terminologii;o)
    Twoja ABSTRAKCYJNA MAZIUGA jest - jako się rzekło ATRAKCYJNA, co nie o wszystkich maziugach da się powiedzieć.

    Moja zaczepka brała się z takiego poczucia niezręczności, niepewności ,czy mówisz do nas- czytelników, czy wyłącznie do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnymi ścieżkami umysł mój chadza i niejednorodne tematycznie i nastrojowo posty sadzi. Czasami, ale na szczęście bardzo rzadko bredzę do siebie. Wtedy trzeba mnie trzepnąć wałkiem. Dziękuję, Elu :)

      Usuń
    2. Wałkiem wałkiem - walcowałam na linie z bukietem komplementów i metafor w zębach!
      Tak mi się przynajmniej wydawało:o)

      Usuń
    3. Tak było! :* Widzę je w każdej Twojej szczelinie międzyzębowej, gdy się tak szeroko uśmiechasz do mnie :) Ale też nie mogę tu tak bredzić sama pod nochem do mojego ducha, bo się nam tu robi Opowieść Wigilijna, a tu lato bucha! :)

      Usuń
  3. Jak się ma taką srebrzystą tulejkę, która skupia rozmytą rzeczywistość, to całkiem inny wymiar ma to życie, prawda?
    Kochana, nie mogę wyjść z podziwu nad tym zdjęciem...
    Buziaki :)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, bo zdjęcia nie moje! :D

      Dokładnie, odnoszę ciągle wrażenie, że widzę, co niewidzialne. Trochę dziwne, ale przyzwyczajam się już kilkadziesiąt lat do tej nadinterpretacji i hiperodczuwania. Może kiedyś się z tego wyleczę ;)

      Usuń