Choroby Mata i Mima (w ilości 3 szt na 2 łebki) przeplatały się z sobą oraz innymi problemami jak liany w lesie tropikalnym. W pewnym momencie nie widać było ani ich początku, ani końca. Dzień i noc przy ich łózkach, nocne inhalacje i interwencje w trakcie
trudności z oddychaniem nadwątliły mnie fizycznie i psychicznie. Dookoła czaiły się błyskające w ciemnościach oczy jaguarów, słychać było szelesty włochatych nóg ptaszników, twarz muskały błoniaste skrzydła nietoperza, a w gaciach hasały jadowite skolopendry i mrówki wielkości kota. Za dnia życie umilały złudne kolory motyli Morpho i śmiertelnie trujące dendrobatesy. Gdy po trzech tygodniach wysupłaliśmy się z tropikalnego gąszczu na gładkie równiny zdrowia, z lekka tylko nakrapiane górkami kaszlu jak wulkanami w czasie erupcji, okazało się, że dzieciary zostały daleeeeeeko za ginącymi plemionami Yanomami. Na dwa wspomniane łebki przypada teraz gonienie po sawannie za kilkudziesięcioma stronami w ćwiczeniach, zeszytach i podręcznikach, za około 15 różnej maści sprawdzianami, kartkówkami, testami i konkursami, które trzeba upolować, poświęcić czas na ich oskórowanie, oprawienie i konsumpcję.
Mat, prócz tego, że jest świetnym myśliwym obdarzonym wrodzonym instynktem łowieckim, jest również mistrzem suspensu. Kilka dni temu, wieczorem przychodzi do mnie, grzejącej się przy ognisku i od niechcenia cedzi między zębami informację o jutrzejszym międzynarodowym konkursie matematycznym Kangur. Włos mi się zjeżył na czaszce, nie powiem. Miał kilka miesięcy na zgłębienie tematu. Ale opanowując się przed ukatrupieniem syna na miejscu z uśmiechem pytam:
Mat, prócz tego, że jest świetnym myśliwym obdarzonym wrodzonym instynktem łowieckim, jest również mistrzem suspensu. Kilka dni temu, wieczorem przychodzi do mnie, grzejącej się przy ognisku i od niechcenia cedzi między zębami informację o jutrzejszym międzynarodowym konkursie matematycznym Kangur. Włos mi się zjeżył na czaszce, nie powiem. Miał kilka miesięcy na zgłębienie tematu. Ale opanowując się przed ukatrupieniem syna na miejscu z uśmiechem pytam:
- Jak, dziecko, chcesz zdążyć rozwiązać przykładowe zadania z zeszłorocznego kangura, skoro jest on już za mniej niż 20 godzin, a po drugie jak chcesz to robić, skoro masz przed nosem włączony tv?
- Spokojnie, ja sobie tu posiedzę, rozwiążę jakiś test z zeszłego roku i będę STUDIOWAŁ.
Faktycznie, uspokoił mnie. Trzeba mu to przyznać. Został sam w pokoju. Po czym okazało się, że studiowanie w wydaniu Mata obejmowało li tylko i wyłącznie oglądanie STUDIA sport przed Ligą Mistrzów.
Kiedy indziej zawziął się na grę w tenisa. Skutecznie. Wygrał i poznał Janowicza, zobaczcie: klik!
To samo dzisiaj. Mat startuje jutro w ogólnopolskim konkursie języka angielskiego klas 5-tych. Na tę okoliczność umówił się z kolegą na rower. Teraz ogląda mecz. Hm.
I tak jest ciągle. Mat nie poświęca nauce nawet 5 minut dziennie. Bo, jak sam mówi, nie chce wyjść na kujona.
Drży ze strachu, bo na koniec roku grozi mu średnia 5,7.
Mat w 2012r. |
Mat na konkursie piosenki w 2011. Śpiewał tę: |
Z Mimem jest trochę lepiej, przynajmniej pod względem ilościowym. W czasie choroby ominął go dwoma susami Kangur i konkurs piosenki angielskiej, nad czym Mim pochylał się w żalu i żałobie przez tydzień. Na pociechę przed nim, w piątek, taki sam konkurs języka angielskiego, jaki ma Mat, ale dla klas 2.(apdejt: zajął 1 miejsce w szkole)
A jeszcze turnieje szachowe, zawody sportowe (Mat jest również zagrożony tytułem Sportowca Roku w szkole) ...i sto innych..
Prócz tego, Mat zakłada swój blog!!!!!!!! O szczegółach wkrótce!!!!!!!
Mat startuje również w Ogólnopolskim Konkursie Mitologicznym KLIO- właściwie dwóch - fotograficznym oraz wiedzowym. Wymyślił, że najbliżej mu do Dionizosa... (-Małżu przynieś z szafy prześcieradło! - po czym pojawia się Małż z zielonym prześcieradłem frotte z gumką...) apdejt: zdjęcie zajęło 1 miejsce w etapie wojewódzkim, 4 w ogólnopolskim ;) |
Ludzie nie lubią jak komuś jest lepiej. Wiem o tym. Wstrząsającym przykładem było zdanie, które usłyszałam 2 lata temu od ówczesnego "kolegi" podczas naszej przeprowadzki z bloku do domku: Po co Wam dom, skoro i tak ciągle siedzicie w szpitalach?! Wiadomym jest, że z ust bliskiej osoby boli najbardziej, o czym przekonałam się jeszcze co najmniej dwukrotnie.
Tak więc także druga strona lustra:
Dzień i noc, do końca moich dni, będę dziękować za takich synów. To, że Mat urodził się żywy jest cudem. A, że do tego jest zdrowy - to cud jeszcze większy. (Dla mnie 15-godzinny poród skończył się tylko wywichnięciem żeber, otwarciem miednicy poprzez zgruchotanie spojenia łonowego, wylewami wielkości Jangcy i niemożnością chodzenia przez długie tygodnie).
W wieku 3 lat trafił do szpitala w ciężkim stanie, pamiętam jak krzykami zwoływano wszystkich lekarz z oddziału, i nakłuwano ze wszystkich stron jego nieprzytomne, nagie ciałko.
Teraz Mat ma tez swoje zdrowotne problemy.
Gdy byłam w ciąży z Mimem, ciąży, której zresztą lekarze ortopedzi zakazywali, Mat najpierw rozbił sobie czaszkę o ławkę, a jakiś czas później dusił się. Tej nocy w szpitalu byliśmy rodzinnie - moja mama, Mat, a ja- przedwcześnie na porodówce.
Gdy Mim miał około tygodnia, bezwładny trafił do szpitala, a ja, po cesarce - z nim. Poddano go wszelkim możliwym badaniom i stwierdzono wadę serca, z która zmagaliśmy się prawie 4 lata.
W między czasie kilka lat mieli taką alergię, że z Matem musieliśmy chodzić o 1-2 w nocy po dworze, by go czymś zająć, bo wył z bólu.
Był długie lata na diecie bezglutenowej.
Mim dla odmiany po niezidentyfikowanych pokarmach, był obsiany czerwonymi punktami, dostawał przy tym temperatury i duszącego kaszlu. Ostatni kaszel trwał...19 miesięcy.
Tak więc nieobce nam medyczne peregrynacje po lekarzach wszelkich specjalizacji.
2012. Uwielbiam to zdjęcie :) |
Teraz zmagamy się już tylko z moim zdrowiem, bezrobociem nas obojga i rachunkami. Nie licząc nieuleczalnych chorób kilku osób z najbliższej rodziny i paru innych spraw.
- Jesteś taką optymistką, uśmiechasz się. Czy zdarza ci się upadać i tracić nadzieję? - pytają mnie.- Czasem tak - odpowiadam - ale nieczęsto. Jakieś 15 razy dziennie.
Ale z wierzchu jesteśmy milionerami. Taki polski paradoks - milionerami żyjącymi poniżej ustawowej granicy ubóstwa ;)
W związku z tym, jak jestem uwiązana, Pi zaprosiła mnie w sobotę na pokaz florystyczny, abym odpoczęła i zrelaksowała się choć chwilkę. Pokaz był w Leroy Merlin. Trochę denerwował mnie nieprofesjonalizm prowadzących, ale ogólnie było bardzo fajnie. Zrobiłam dekorację z hiacyntów w szkle. Pi po dwóch godzinach zaproponowała, żebyśmy pochodziły po Merlinie. Zakupiłam przy okazji kubeczek do kompletu łazienkowego, który 2 lata wcześniej kupiłam w sklepie tej sieci, w związku z tym zostałam zaspokojona zakupowo, dzięki czemu całość pozostawiła po sobie jak najlepsze wspomnienie. Niepokoiło mnie tylko moja nadmierna wrażliwość na zapachy emitowane przez wykładziny dywanowe i chemię do drewna. Nie zrażona, obejrzałam sto donic i trzysta leżaków, po czym Pi wyszła z brawurową propozycją, że skoro już nastąpiło to święto wyszłam z domu w innym celu niż zakup syropu, to może skoczymy do Ikei. Jako, że w Ikei nie byłam z rok (wiadomo, mam ją za blisko po prostu), przystałam z ochotą na propozycję skoku. Jak się później okazało, błędem było zignorowanie zapachów dywanów i gwałtownie uciekającego krajobrazu za samochodowym oknem.
Ikea powitała nas gęstością zaludnienia dorównująca prowincji Szanghaj przy zgodzie rządu na dwójkę dzieci. Już przy pościelach podłoga zaczęła falować, by przy talerzach radykalnie się unosić i niemal walić mnie sobą po plecach. Próbowałam utrzymać równowagę rozrzucając ręce na boki (w prawicy obrus SOLFINT z makrelą, w lewicy chusteczki papierowe z makrelą, a jakże, SOLFINT) i rozkraczając nogi jak rasowy bosman. Walcząc z żywiołem w trybie ekspresowym pokonałam odmęty Ikei, przy kasie doznałam wizualizacji własnego nagrobka na dmuchanym pontonie, więc wrzuciłam makrele do wazonów i pocwałowałam do samochodu Pi. Z Ikei droga do domu zajęła nam 2 minuty, podczas których zdążyłam wykonać telefon do Małża.
- Małżu, przygotuj mi, a chyżo, mocnej i gorącej herbaty. Osłodź mi ją 2 łyżeczki i nie dziw się, dlaczego w tak hurtowej ilości. Wiem, że cukier nie krzepi, ale zasłabłam.
- Noooooooo nooooooo - Małża głos nie wyrażał ani zaskoczenia, ani choćby troski. Jedynie lekko wyczuwalną nutę znudzenia.
- Ja też napiłabym się herbatki - nieśmiały głos Pi wplątał się między warkot silnika, a huk oceanicznych odmętów.
Po przyjściu rzuciłam się na łóżko na moment przed utratą świadomości, uniosłam ręce i nogi w górę i pozwoliłam sobie podać herbatę, którą wlałam w siebie na leżąco.
Nie zakrztuś się jeszcze do tego - Pi jest niezastąpiona - bo nie umiem przeprowadzać reanimacji!
Po chwili zaczęłam odzyskiwać drożność styków, różnymi otworami ciała zaczęły napływać do mego wnętrza sygnały ze świata - jednymi odurzający odór gotowanego bobu, a drugimi przebijający się przez smród okrzyk Mima: "Mamo, mamo, a kiedy będę mógł jechać monster-truckiem Pi?"
Wyjście do kawiarni z drugą koleżanką, z którą spotykam się (mam zamiar) już ze zmiennym szczęściem od roku (!) zostało zamienione na nasiadówkę domową. Boję się, że za progiem zaatakuje mnie Kraken i makrele.
***
Post jest przydługawy, wiem. Mógłby być rozbity na co najmniej trzy. Podobno dobrzy blogerzy podsycają stopniowo ciekawość Czytelników, a także nie nadwyrężają ich wzroku i cierpliwości. Ale piszę go w jednym celu - nie osądzaj książki po okładce, człowieka po wyglądzie ani piosenki po tytule.
Ponoć rolą blogera jest służenie ludzkości i zabijanie cennego czasu Czytelnika nie smęceniem, co czynię ostatnio, ale ciekawą treścią, dowcipem, błyskotliwością, celnymi ropostami, generalnie - bloger to intelektualny umilacz czasu i okienko w inne światy. A nie vice Wersal, uuuu jaka szkoda! Jako, że nie czuję się na siłach sprostać tym wysublimowanym zadaniom, pozwolicie, że Skorpion w rosole uda się na nieokreślenie długi urlop na Malediwy :)
(byłam dzisiaj w Ikea, pierwszy raz od roku - mam tam 5 minut autem. Byłam bliska śmierci z uduszenia się.)
OdpowiedzUsuńSkorpionie - blog jest Twój i masz prawo smęcić ile dusza zapragnie. Każdy ma swoje Himalaje, niektórzy muszą wspinać się na nie codziennie, a niektórzy od czasu do czasu. Życie jest sumą upadków i wzlotów. I wybacz, ale ja mam w dupiu to co jest rolą blogera. Mnie się podoba, że TO ŻYJE!:)))) Chociaz czasem jest to tak bolesne http://bezodwrotu.blogspot.com/
Mnie bardzo by Ciebie brakowało gdybyś się na te Malediwy udała. Chcesz czy nie, jesteś częścią mojej codzienności:)
I gratulacje z okazji powicia i wychowania tak inteligentnych dżentelmenów:)
Ale polałaś miód i mleko na me rany, mmmmmmmm :) Wanna zapełniła się do połowy, jak miło i ciepło, słoneczko, palmy i kokosy! I pomyśleć, że to wszystko na półce skalnej Czomolungmy!
UsuńCmok Wieprzowino!!!!!!!!!!!
Ciekawy zbieg okolicznosci. Kilka dni temu ktos napisal o mnie, ze nic mnie nie cieszy. Tak wyczytal z mojego bloga. Mysle, ze zbyt latwo wierzymy w to, ze to czego nie ma w internecie to po prostu nie istnieje. Na przyklad, zycie. Na przyklad, czasem trudne zycie.
OdpowiedzUsuńA dzentelmeni, zaiste, z pozlacanej puli genetycznej! Co sadzisz o aranzowanych malzenstwach? ;-)
No odnoszę również takie wrażenie, że wszyscy lepią sobie jakieś laleczki Voo-doo z plecionki liter. I tego co pomiędzy. Można się stać samogłowem (chciałabym zobaczyć na żywca tę rybę, może pływa u wybrzeży Malediwów?)
UsuńKaczko, muszę znać co najmniej 2 pokolenia w linii wstępującej, by zaaprobować małżonki paniczów. Ale w Twoim przypadku wystarczy mi jedno! Załatwione! Dynia-Mat, Biskwit-Mim. I możemy spać spokojnie.
Buziaki ślę!!!!!!!
Z chorób wyrosną, a talenty pozostaną :)
OdpowiedzUsuńMówisz?
UsuńZ genami nie wygrasz! Zdolna cała rodzinka. :)
OdpowiedzUsuńCzy długo, czy krótko, to życiowo i prawdziwie.
Jak już byłaś na tych Malediwach, to nie omieszkaj tu wrócić! Czekam na dwa słowa tak samo jak na 1000 słów.
Są jeszcze telefony :** Co prawda nie znam stawki rozmów z Malediwami, ale czy 10$ czy 100$, co za różnica :D
UsuńCmokam Cię!
Prawo do marudzenia na własnym blogu jest świętym i niezbywalnym prawem ludzkości, więc marudź ile wlezie. A tak w ogóle, to szczerze was podziwiam.
OdpowiedzUsuńPrawo prawem, ale nie uchodzi marudzić i to publicznie, bo do takiej gospodyni nikt nie chce przychodzić! :)
UsuńPodziw też działa w drugą stronę! Kiedyś, kiedy będziesz robić porządki w szafie, zaczaję się pod Twoim domem i ograbię worki ze śmieciami! :)
Serdeczności!
Synkowie wspaniali. I te stylizacje - tu garniak z kamizelką, tam Dionizos z winogronem. Mujeju, słabo mi, jakbym była w Ikejach.
OdpowiedzUsuńBez takich synków to mi się dzisiaj świat wydaje tak bezbarwnym, że chyba pójdę niuchnąć mój syntetyczny dywan i od razu będzie weselej, zapewne ;)
Pozdrawiam serdecznie
Twoje mujeju zawsze wywołuje mój śmiech :D
UsuńKurcze, każdy ma swoje Himalaje. Dobrze, że jesteś!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Serdeczności :)
Masz przewspanialych synow! A taka MalzowaMamina to skarb! :)
OdpowiedzUsuńI jakos tak razniej z tym Twoim blogowym rosolowym swiatem :)
Mam nadzieje, ze cala ta seria nieszczesc i chorob juz sie wyczerpala i teraz przed Wami same pozytywy :) Na pewno tego zycze Wam z calego serducha :*
I pisz nam pisz! Czy na wesolo, czy na smutno czy jakokolwiek inaczej - tylko pisz :)
I Ty e. jak dobrze, że jesteś!
UsuńSeria faktycznie jakaś długofalowa, pierwszy raz w życiu. Kiedyś to się musi skończyć! Dziękuję! Za doping i wieronoczytelnictwo :***
Co do smędzenia na blogu vs. zaspokajania gustów przeciętnego czytelnika, to zasady te obowiązują li i jedynie blogerów zarabiających na blogu - tam trzeba krótko, kontrowersyjnie i niekoniecznie treściwie, bo inaczej nikt nie będzie się fatygował z powrotem i nie będzie nabijał statystyk.
OdpowiedzUsuńBlogi literackie czy osobiste rządzą się innymi prawami.
Ja piszę też długo i mam wrażenie, że część czytelników tylko omiata wzrokiem początek i koniec, ale ... nie przeszkadza mi to, bo wciąż niezmiennie i nieustannie twierdzę, że blog jest świetnym narzędziem terapeutycznym (no, może niekoniecznie dla kręgosłupa) i zapisanie nawet najgorszego jęczenia (1) przynosi ulgę, (2) pozwala na ponowne przemyślenie sprawy oraz (3) pomaga spojrzeć na pewne rzeczy z dystansu.
Czekam z wielkim zainteresowaniem na blog potomka!
Ależ masz to wszystko posegregowane, poukładane, jak w pudełeczku. Jeszcze nie doszłam do takich ponumerowanych wniosków. Mam raczej chmurę w głowie.
UsuńNie odkryłam jeszcze praw, którymi rządzą się blogi. ;) Jedne powstają, inne giną. Tak to już pewnie jest.
Fidrygauko, ja czytam wszystko! I to wnikliwie, niezależnie od długości! :)
Pozdrawiam Cię serrrrrrrrdecznie!
Skorpionie, pisz o czym chcesz, to twój rosól - to sama wybierasz makaron :)
OdpowiedzUsuńI kto chce, ten je i juz.
A wybór jest, Diable w buraczkach!
UsuńAnelli (pierścionki)
Abachini
Agnolotti
Barbine
Bavette, Bavettine
Bigoli
Bucatini
Campanelle
Canalini
Cannelloni
Capellini, Capelli d'Angelo (włosy anioła)
Cappelletti
Casarecce
Casoncelli
Castellane
Cataneselle
Cavatelli
Celentani
Chifferi
Chiocciole (muszelki)[4]
Chitarrine
Conchiglie
Cocci di Sicilia
Conchiglioni (muszle)
Corallini
Cotelli, Cavatappi (cienkie rurki skręcone w świderki)
Creste di Gallo (grzebień koguta)
Cavalline
Ditali, Ditalini, Ditaloni (naparstki)
Eliche (świderki)
Fagottini
Farfalle, Farfalline, Farfalloni (kokardki)
Fettuccine (wstążki)
Filini
Fricelli (zwinięte listki)
Fisarmoniche
Fregnacce
Fusilli
Garganelli
Gemelli
Girandole
Girandole
Gnocchi, Gnocchetti
Gnosetti (małe gnocchi)
Gobbetti
Gramigna
Grattini, Grattoni
Lancette
Lasagne, Lasagnette
Linguine
Limoncini
Maccheroni, Maccheroncini (cienkie, lekko zagięte rurki)
Mafaldine
Maltagliati
Maniche, Mezze maniche
Mezzelune
Midolline
Orecchiette (muszelki)
Paccheri
Pappardelle (szerokie wstążki)
Penne (rurki), Penne Rigate (karbowane rurki)
Pici
Pireneri
Pipette Rigate
Puntine
Pizzoccheri
Quadretti
Ravioli (pierożki)
Reginette
Riccioli
Ricciutelle
Rigatoni (grube rurki)
Risi, Risoni
Rotelle, Ruote (kółeczka)
Sedani, Sedanini
Sorprese
Sospetti
Spaccatelle
Spaghetti, Spaghettini, Spaghettoni
Spighe
Stelle, Stelline (gwiazdki)
Strangozzi
Stringoli
Strozzapreti
Tagliatelle (wstążki)
Taglierini
Tagliolini (cienkie wstążki)
Tempestine
Torchietti
Tortellini
Tortelloni
Tortiglioni (długie świderki)
Tripolini
Trenette
Vermicelli, Vermicellini
Ziti, Zitoni