środa, 2 października 2013

(92) bezdomni

   Zimno. Coraz zimniej. Najgorzej jest w nocy. Nie można się położyć tam, gdzie jest ciepło, tam, gdzie są ludzie, tam, gdzie pachnie jedzenie. Nie można. Takie prawo. Wbrew instynktowi. Nie można za długo w jednym miejscu, nie można zaczepiać innych. Nieważne, czy się ma doktorat w kieszeni, że jeszcze dwa lata temu kąpało się w morzu Śródziemnym albo czytało bajki cieplutkim wnukom. Ten, z lewej zadłużył się, idiota, tamtego oszukał syn. Temu zmarła zona, u tamtego był pożar. Tamta ma magisterkę, a ta trzy klasy i AIDS. Starsza pani po prawej była zbyt cicha i potulna, w końcu zabił ją pędzący czas i czynsz wysokości dwóch emerytur. Córka za granicą, ona sama poza własną granicą psychiki. Może i tak jest lepiej, nie czuć w głowie tego wstydu, upokorzenia, beznadziejności. 


Niewiele brakuje, by znaleźć się po tej zimnej i ciemnej stronie muru. Tutaj nie patrzy się nikomu w oczy bez znieczulenia. Nie chodzi się do lekarza, nie pija się kawy, nie chadza do teatru, a do kościoła tylko na próg. 
Jeszcze dwa i pół miesiąca i trzeba będzie mocno zacisnąć zęby i pas, by nie zderzyć się boleśnie z miodową strugą ciepłych kolęd, które wypływając z bieli obrusów, znad pustych nakryć dla zbłąkanego wędrowca, będą roztrzaskiwać się z hukiem w śnieżnej brei u stóp każdego z 43 tysięcy.

Jedna z tłumu 43 000 stoi zgarbiona na Marszałkowskiej. Schludna, siwiuteńka, jak ukochana babunia z bajki, która pochyla się nad swoim koszyczkiem, w którym zamiast puchatych motków wełny leży kilka monet. Kurczy się i wpływa między płytki chodnikowe.

Drugi podsypia na schodach pod sercem Chopina. Serce zimne, zimny marmur, zimny beton i wzrok.

Przy Malcie nijaki mężczyzna próbuje pchać wózek z makulaturą. Mieszka w opuszczonej altance ze swoim psem.

setny...

tysięczny...

Barcelona Homeless by Nicolas R.
...

Nie wiem, czy te okrągłe z obżarstwa 43 tysiące połknęły węglookich Rumunów i ich kobiety trzymające na kolanach wiecznie śpiące dzieci.  Aby dziecko spało cały dzień, faszerowane jest wódką lub narkotykami. Oczywiście ciałko małego dziecka nie jest w stanie znieść takiego szoku. Dzieci często umierają. Najbardziej przerażające jest to, że dzieci czasami umierają w czasie „dnia pracy”. A kobieta udająca matkę musi trzymać martwe dziecko na rękach do samego wieczora. Takie są zasady. A przechodnie będą wrzucać pieniądze do torby i wierzyć, że ich zachowanie jest moralne. Pomagają samotnej matce.
więcej tu: klik

   Miejski survival. Ktoś chciałby przeżyć 7-dniowy turnus w parujących trzewiach miasta wystawionych na śmierdzące zimne powietrze? Może to nie taki zły pomysł, skoro można pomóc? Ktoś się odważy? Tylko tydzień.





17 komentarzy:

  1. Coś Cię dręczy, nie daje Ci spać, zabiera Ci spokój wewnętrzny i burzy harmonię duszy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny tekst, ale czy o piękno tu chodzi. Nie, nie chciałabym spróbować. Dobrze wiem jak cienka jest linia między dwoma światami, a tak naprawdę między jednym światem. Niejeden stoi już na granicy. Jaką mam gwarancję, że i ja nie stanę. Na prostej drodze można wyryć łbem o krawężnik, bo ani uczciwość, ani prawda nie jest w dzisiejszych czasach gwarancją. Nie zniszczysz się sam, zniszczą Cię inni. Pomagać trzeba i nie mam żadnych wątpliwości. Jeśli ktoś ma odwagę niech spróbuje. Ja szczerze mówię, nie spróbuję, nie dziś, bo jutro, kto wie, który karton przyjdzie nam zasiedlić?

    Rumunkom, z dzieckiem na ręku, pieniędzy nie daję. A spróbujcie zadzwonić na straż miejską...nawet nie chcą przyjechać i sprawdzić, czy dziecko jeszcze żyje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Im większy postęp cywilizacyjny, tym większy rozłam między mniej zaradnymi a resztą świata... Przerażajace.

    OdpowiedzUsuń
  4. W tegorocznym budżecie obywatelskim Poznania był punkt dotyczący budowy przytuliska dla bezdomnych. Zagłosowałam.
    O dzieciach rumuńskich przeczytałam latem na FB - byłam załamana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, było o tym, ale nie mogę zapomnieć...

      Z przytuliskami różnie bywa... Nie chcą tam chodzić, bo trzeba przestać pić. Inni nie wiedzą dokąd sie ruszyć, bo są na początku wędrówki, następni nie chcą tracić resztek wolności, różnie pojmowanej, kolejni nie chcą stracić nadziei. Nie powinno tak być, w końcu nikt nie jest samotną wyspą!

      Usuń
  5. Trawię od wczoraj Twój wpis i jakoś nie chce mi odpuścić...Trudna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest niestrawne i nie ma na to lekarstwa...
      We mnie to tkwi ostrym kamieniem i obrasta w kanty z każdą taką spotkaną osobą. Widziałam tych ludzi, o których piszę.
      A najgorsze, że takie drzazgi wchodzą pod paznokcie rykoszetem takim ludziom jak my, zwykłym, co to mogą dać kołdry, parę groszy i proszek do prania, a nie tym, do których apel powinien trafić. Podobno trzeba dać wędkę. I boli mnie, że ja nie mam wędki. Ale zastanawiam się, czy mogłabym mieć.

      Usuń
    2. Ale wiesz? Zdziwiłabyś się jak wiele z tych osób tę wędkę by wyrzuciło...Nie generalizuję tu oczywiście, ale wiem, że i takie przypadki są. Przecież lepiej i łatwiej dostać od razu rybę niż męczyć się wędką.

      Usuń
    3. Też się o tym przekonałam i to kilkukrotnie. Przykład?
      -Daję datek, ale słyszę, że mam dołożyc, bo za mało.
      -Chce dać jedzenie, nie chce jedzenia, tylko pieniądze.
      -Pani, która przyszła po pieluszki kręci nosem, że daję jej inne niż Pampersy. Nawiasem mówiąc pani była u mnie kilka razy na przestrzeni kilku lat, ale ciągle potzrebowała maleńkich pampersów...
      -dzwoniący do drzwi mają ustaloną cenę - 5zł.

      I hit- Pamiętasz te ogromne powodzie, kiedy ludzie zostawali tylko w tym, co mieli na sobie, poza tym nie mieli juz nic - domu, mebli, ubrań, nic. Zgromadziliśmy więc środki czystości, ubrania całej rodziny, kołdry puchowe i poduszki. Ręczniki. Dużo tego było. Małż miał zawieźć to wszystko do punktu zbornego i co usłyszał? Że te ciuchy sa używane, to oni nie przyjmą, kołdry to samo. Ręczniki ewentualnie moga wziąć, bez szemrania wzięli mydła i proszki do prania. Mnie ścięło z nóg, ale historię zna tylko moja przyjaciółka, nikomu nie mówilismy jakoś, a może szkoda...

      Ale są też sytuacje, kiedy chylę głowę. Pochwalam, kiedy ktoś nie żebrze, bo coś robi - gra na akordeonie, skrzypcach. Traktuję to jako zapłatę, a nie jałmużnę.
      Kiedyś chodził po domach pewien pan, prosił o pracę- pograbienie liści, rozsypanie kory, cokolwiek. Za 5 zł. Mimo, że właśnie kończyłam grabić, nie było nic do roboty, to dawałam grabie, gadaliśmy. Pan był schorowany, miał amnezję, przestał się pojawiać, a ja myslę, co z nim się dzieje...

      Niektórzy nie chcą ryby. Niektórzy chcą tylko łososia. NIektórzy, jak te stare kobiety, chcą tylko spokojnego kąta. Najlepiej swojego.

      Trudne to i bolące. A ile innych spraw? Tyle co ziaren piasku.

      Usuń
    4. A widzisz... Niektórzy mają jesz ze dumę mimo utraty wszystkiego innego. I dobrze...

      Usuń
  6. Znałam takiego Pana Piotra. Spał na działkach w jednym z użyczonych domków, zarabiał grabieniem, koszeniem...na wódkę jak sam mówił. Mówił, że naje się w jadłodajni, ale tam wódki nie dają. Przynosiłam mu ciasto, dziękował. Opowiedział mi jak trafił na ulicę, to bardzo smutna historia, winę wziął na siebie. Dwoje dorosłych dzieci świetnie ustawionych, ale nie chcą znać ojca. Pewnego dnia Pan Piotr zniknął mi z oczu. Szukałam Go w kolejkach do jadłodajni. Powiedziano mi potem, że zmarł. Nie mogę uwierzyć i do tej pory Go szukam, przeczesując wzrokiem każdą kolejkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie- jedni bezdomni umierają, inni dopiero wkraczają na tę drogę. Te 43 tysiące de facto rozrastają się, mimo, że liczba się nie zmienia...

      Usuń
  7. Najbardziej przeraża mnie w temacie to, że ta linia jest rzeczywiście bardzo cienka i czasami, poprzez bezradność i nagłe zrządzenie losu można się znaleźć poza marginesem. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, ale ...
    W Anglii problem jest dużo bardziej marglinalny, bo - choć można się zżymać na system opieki społecznej hojnie zarządzający pieniędzmi podatników - to jednak ten system jest. I na pewno tyle ludzi nie umiera na ulicach, na działkach, z zimna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...ale niestety nie można jej wykluczyć... Myślę tak samo, jakby Małż odłożył łychę, to kto wie co by było brrr
      No właśnie, w Polsce problem narasta. Niby są noclegownie, niby posiłki. Niby ktoś tam ma rodzinę... niby nie jest sam. A ile jest osób w szpitalu, które nie mają dokąd pójść po wyjściu. Rodziny ich porzucają... Strasznych czasów dożyliśmy.

      Usuń