środa, 17 lipca 2013

(76) papasan czyli sztuka przetrwania


   Zza ściany dochodziło głośne sapanie Małża i dopingujące okrzyki Jego Małżowiny:

   - No i jak Ci idzie? Wejdzie? Pchaj mocniej, musi wejść! Jak nie da rady? Że otwór jest za mały? No jakim cudem za mały? 15 lat był dobry, a teraz za mały? Zawsze wszystko się mieściło, a to w końcu jedna rzecz, którą trzeba wsadzić. Włóż rękę i wymacaj, czy jest jeszcze miejsce, bo może tylko wejście jest za wąskie. O, no widzisz ile tam jeszcze jest miejsca? Pchaj, pchaj! Dwiema rękami! Kolanem! Mocniej! Ufffffff, no nareszcie!
Dobra, to teraz wyjmij, muszę polać go odplamiaczem, to był wpych próbny.



   Zachciało mi się przeżyć estetycznych i powrotu do czystego beżu! Raziły mnie już mazaje od zielonej farby plakatówki, ciapki po czekoladzie białej i mlecznej oraz naturalnie osiadły kurz. Aż się dziwię, że jakimś cudem miał czas osiąść, Mat i Mim wzbudzają jego tornada systematycznie w kilkuminutowych interwałach.
W zasadzie mogłabym poprzestać na wywabieniu zielonych plam artystycznych z siedzisk papasanów, bo kojarzyły mi się z niezdrowym nalotem kolonii pleśni. Tak też chciałam zrobić, z ręką na sercu. Ale w przewidującej czaszy ruszyła projekcja niechybnych zdarzeń: gdybym wywabiła jakimś cudem zielone placki, na bank na ich obrzeżach powstałyby zarysy licznych lokalnych atoli w beżo-khaki. Gdybym zaczęła z kolei czyścić atole, połączyłyby się zapewne globalnie w wojskowe moro, co jest nie do przyjęcia z racji przyjętego w siedziskach pacyfistycznego hawajsko-kolonialnego stylu. Co robić? Co tu robić? Po przebiegnięciu przez myśli jednego pełnego okrążenia stadionu mózgu, wróciłam do bloków startowych. A więc jednak. Trzeba wytoczyć grube działa i prać. Zaczęłam więc, przy użyciu Małża, rzecz jasna, upychać próbnie grubaśne siedzisko o średnicy metr dziesięć do bębna pralki. Stłoczeni w maleńkiej pralni wydawaliśmy okrzyki jak wyżej. Niestety, wsad pierwszy był wsadem ostatnim, Małż odmówił bowiem dalszej współpracy w tej materii, zasłaniając się fałszywą troską o machinę piorącą. A tymczasem na siedzisku spryskanym sowicie ekologiczną chemią zaczęły pojawiać się międzygwiezdne plany lotów i zagmatwane konstelacje. Teraz nie można się wycofać do okopów. Pozostało mi nalać wody do wanny i utopić w niej ten kosmos. Jako, że zastała nas nad wanną ciemna noc, spotkanie z mapą nieba odłożyłam do rana. Mędrcy powiadają że wieczór jest głupszy od ranka, wyskoczyła mi więc adekwatnie, rączo i ochoczo lekka i brawurowa myśl, że przecież analogowo wypiorę raz dwa i dam radę bez Małża rankiem. Bez Małża, bowiem Małż został wchłonięty blisko 3 tygodnie temu przez nowy zakład pracy. Zakład wydala go dopiero o 16.
Wchodzę do wannowni rankiem i co me niewinne oczy widzą? ANUS MUNDI! Łapczywy kosmos wchłonął w siebie 2 kubiki wody z białą pianką z ekologicznych preparatów dla nowoczesnych gospodyń domowych, a oddał całe bogate wnętrze w postaci mętnej rdzawej żybury. Przez zwoje mózgowe przecwałowała mi ze zgrozą wizja, jak to sterylne pośladki mych dzieci były na odległość bąka od wnętrzności śmiercionośnego papasana! Na jadusa wszechmocnego! 
Rzuciłam się w tej świątyni czystości na kolana. Namydliłam materac szarym mydłem a, co!- ekologicznym i podczas tego namydlania nieodparcie czułam wszelkimi zmysłami jakbym kąpała w wannie tuszę maciory z cellulitem i rozległą plackowatą egzemą. Gąbczaste kulki wypełniające trzewia maciory zwiększyły kilkukrotnie swa objętość i masę, z kolei wielkie, napęczniałe obciągniętę skórą (no, bawełną) cielsko szczelnie wypełniało sobą wnętrze dwuosobowej wanny. Tak jak bezwładne ciało waży o tonę więcej niż władne, tak materac papasana osiągnął wagę dorodnego perszerona. Próbowałam go zwinnie przerzucić na drugą stronę, ale za uchem  noszę rulonik z wypisem ortopedy, który zezwala mi jednorazowo na udźwig 3 torebek cukru. Wypis zaczął robić bip bip i niebezpiecznie migać na czerwono po tym, jak rozebrawszy się do rosołu wlazłam nago do wanny, nurzając się po łydki i drepcząc po materacu w grząskich borowinowych odmętach, z których przy każdym kroku uwalniały się całe cysterny gazów. Aż się boję pomyśleć, skąd się tam wzięły. Poczułam się jak na torfowisku albo bagnie. Albo w lesie tropikalnym u ujścia Amazonki. Wzrok słabł mi coraz bardziej, opary osiadały na szkłach pingli, na pewno to sprawka unoszących się w powietrzu jadowitych oparów siarkowodoru, metanu i dwutlenku węgla. Ratunku!!!!!! Ubrana tylko w okulary wołałam rozpaczliwie. Niestety uprzytomniłam sobie, że jestem sama i zapewne skonam przyduszona mokrymi zwłokami tłustego wieprza, co dla koronera będzie zagadką stulecia.
Patowa sytuacja. Ziemia ruszy wszak ponownie dopiero o 16.17, wraz z powrotem Małża.

To ja poczekam. Tymczasem  idę na słoneczko zrelaksować się przy "Trafnym wyborze" Rowling. Taaaa, grunt to umiejętność dokonywania dobrych wyborów.

28 komentarzy:

  1. Winnam wspolczuc, ale przychodzi mi z trudem, gdyz oczyma duszy widze Lady Godive w zaparowanych okularach depczaca perszerona w wannie. Ciekawam, jak odmalowalby to na plotnie Podkowinski? :-)

    U nas - dobra rada zawsze w cenie - moznaby jeszcze wspiac sie na polietylenowa zaslonke w - a jakze! -kaczuszki i z niej jak Tarzan skakac na ofiare. Dyniu by sie podobalo! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj kaczko :)
      Winnaś! Winnaś!
      A myślisz, że na kim wzorował się Podkowiński? Szał ciał!
      Kurczę, jaka szkoda, że nie dysponuję zasłonką, niewybaczalne. Nawet dywanika nie mam w łazience. Następnym razem spróbuję zapozować jak u Botticelliego, jeno pingle odrzucę. Mam bowiem jeszcze jedno siedzisko do przywrócenia na łono czystości. ;)

      Usuń
    2. och wybacz, wyrwij mi paznokcie i zabalsamuj w occie balsamicznym za to małe ka przy Kaczce :*

      Usuń
    3. Nie moge, bo po pierwsze brzydze sie wyrywaniem (przez co nie zostalam stomatologiem, ani wyrwidebem), po drugie, sama o sobie pisuje przez male ka (zeby optycznie pomniejszyc BMI :-)
      Nie masz dywanika w lazience!? Az boje sie zapytac - a wlochaty pokrowiec na deske klozetowa?!

      Usuń
    4. Zatem samodzielnie się zlinczowałam.
      Kaczko, zważ (!), że niemniej Blogger samodzielnie dodaje Ci wagi! Pozwól, że będziesz dla mnie Kaczką przed duże Ka jak Kawka w Kawiarni albo Kapłon na Katafalku. Niech żyje Drób!
      Pozdrawia kura ;)

      Usuń
    5. A, co do pokrowca na deskę- to mam kota :)
      Stwierdzam, że mam ascetyczną łazienkę. Hm, łaźnię nawet.

      Usuń
  2. Czy to jest Twój ogród? O jaaaaaaa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jaaaaaaa, prawda?
      Kamerdyner czai się z tacą słodkości i cudnych napitków za papasanem, synkowie ubrani w koszule w kolorze bladego różu grają grzecznie w piotrusia poza kadrem, a ja leżę w garsonierze oddając się zabiegom manicurzystki i zastanawiem się ktorą koktajlową sukienke włożyć po kapieli w basenie.
      Małż w pracy, oczywiście, a w pufie czeka ukryty kochanek. Żyć nie umierać. ;)

      Usuń
  3. Ha ha ha!
    No proszę Cię! W Tej Łazience, jadowite opary i żybura! To jest profanacja! Pozwól że mimo bardzo obrazowego opisu, pozostanie w mej pamięci wanna Twa wypełniona kwieciem :D
    Niezwłocznie w ramach relaxiku trza Ci spędzić czasu trochę podziwiając szwedzkie mebelki, w miłym towarzystwie oczywiście :)
    :)
    Pi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pi, zachowaj zatem w pamięci unikalny obraz ukwieconej świątyni ;)
      O, tak! Zrelaksujmy się nad szwedzkimi obrusami! Nic nie robi mi tak dobrze, jak psychiczny odpoczynek od męskiego towarzystwa w miłym towarzystwie ;)

      Usuń
  4. Trza było do tego basenu wrzucić do prania i po kłopocie ;) Tej zawartości chyba by w całosci nie wchłonął.
    A nie było z boku jakichś suwaków otwierających zawartość?
    Adam Słodowy radzi: rozpruj i wszyj, będzie łatwiej na przyszłość...
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabelko racjonalizatorko!
      Gdyby zamek był, nie ujeżdżałabym perszerona na oklep, tylko rozkulbaczyłabym najpierw. Wizja wypruwania flaków i wyjmowania spod pikowań oraz wizja upychania stwora pakułami na powrót napawa mnie odrazą.
      Nie mniejszą zastany dziś rano widok- zwłoki, mimo nocnego odciekania nie zmniejszyły masy :/

      Usuń
    2. To z głupich rad jeszce mam taką. Trza było do pralni chemicznej rzucić i spokój. Niech się tam męczą z bydlakiem...
      Tak se myślę, że przecież na tym perszeronie to Wy nie jeżdziliście po padoku, więc na cholere to prać?
      Czy ktoś po latach wersalkę próbował do pralki załadować?
      Odkurzacz piorący.
      Bene. Już milczę ;)

      Usuń
    3. Jedno słowo, Izabelko, wyjaśni wszystko: pecunia!
      ;)

      Usuń
    4. Mam Moulinexa jeszcze nie używanego w celach piorących, jakby co wypożyczę za friko ?
      o taki:
      http://xarchiwum.pl/odkurzacz-pioracy-moulinex-power-jet-1600-i1580211239.html

      Serio.

      Usuń
    5. Izabelko, a dlaczegóż, ach dlaczegóż na profilu Twym nie ma skrzyneczki do wysyłania priv? Hop hop!

      Usuń
    6. Uff, przepraszam za nieobecność, ale wcoraj po południu utknęłam między haczką a szpadlem...
      Stosowna aktualizacja wykonana. Sama się zdziwiłam, ale widocznie jakaś fantazja onegdaj była coby usunąć, bo nasajmprzód był ;)

      Usuń
  5. Jak zwykle Twój wpis smakuje wybornie :) uśmiech z twarzy nie znika :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      U mnie, e., powoli blednie. Na cielsku perszerona zarejestrowałam dziś marmurkowatość... I schudł nieznacznie tylko, zaryzykowałabym, że wcale. ;)

      Usuń
  6. Dla zainteresowanych- wiadomości z frontu: papasan wygląda jakby wrócił z Iraku. Sam. Na piechotę. Przez stepy, góry, bagna deszczową jesienią.
    Drugiego nie wypuszczam w tę straceńczą podróż.
    :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanies do pralni chemicznej! A nuz odbierzesz perski dywan w zamian i zwroci ci sie inwestycja :-)

      Usuń
    2. albo latający!!!
      I lampa z dżinem gratis :)

      Usuń
    3. Byleby ten dzin byl w plynie :-)

      Usuń
    4. Jasne! Uwielbiam pić gin z abażura!

      Usuń
  7. jesssooo przypomniała mi sie jak chciałam sprytnie , szybko i czyściutko wyprać poduszke pierzastą. Załadowałam do pralki, sama , a co! Po czym pralka bezczelnie pokazała palec. Podusia namoknięta przekroczyła dopuszczalną ładowność cokolwiek to znaczy :/ Wydostac mokrą podusię juz było gorzej. No ale udało się . Wrzuciłam do wanienki podziecięcej i ugniatają jak kapuste w dawnych czasach zaczęłam prać.
    Efekt był taki , że kupiłam nową podusię :P

    :*
    ms

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Miałaś poduszkę wielkości Ekwadoru? Swojego czasu również wyprałam puchatki, zmieściła się nawet kołdra.
      Ja tam wszystko piorę, łącznie z Małżem :P

      Usuń
    2. Tak, tak, taka była ;)
      Jasieczki, to inna sprawa, wyprac , owszem można , ale potem z jasieczeka jakis taki jan się robi, twardy i kulfoniasty :)

      Usuń
    3. Kto by tam spał ze sflaczałymi jasieczkami! Nie to, co twardy jan! ;)

      Usuń