Przepis na chwilę przyjemności z olejem rzepakowym
Z chwilą
naciśnięcia spustu Caddy wiedział, że kula nie chybi i utknie w brzuchu Johna
robiąc z jego jelit carbonarę. Jeszcze gdy z lufy dobywała się smużka dymu,
podszedł do bezwładnego ciała i trącił je stopą, upewniając się, czy aby na
pewno znowu nie rzuci się na niego z maczetą. Nie. John zamienił się w jednym
momencie w kupę końskiego łajna. Tak przynajmniej określił go Caddy, spluwając
na powiększająca się czerwoną plamę na koszuli i odszedł w stronę zachodzącego
słońca.
- No, koniec i bomba kto nie oglądał, ten trąba! - Jan
Kornelski poklepał się z plaskiem po wydatnym brzuchu obleczonym w trykotowy
tiszert w kolorze dojrzałej pomarańczy i wprawnym ruchem wskazującego palca nacisnął
przycisk OFF na pilocie. - Co tam na kolację? - rzucił zadowolony w przestrzeń.
Przestrzeń z prędkością komety odrzuciła mu damskim głosem centralnie
w twarz:
- To co sobie zrobisz!
- Hm, czyli nic. - zasępił się Kornelski - Zatem efekt
motyla murowany. Znowu pójdę spać głodny, a tego bardzo nie lubię, bo budzę się
o drugiej w nocy i zjadam wtedy kolację łączoną ze śniadaniem. Rano jem drugie
śniadanie w czasie, gdy powinienem jeść pierwsze, obiad muszę już zjeść o
jedenastej, a kolację na obiad. A potem kończy się arsenał posiłków i dojadam,
bo z niczym nie mogę zdążyć, wszystko wypada z utartych kolein, zaburza się
kolejność wszechrzeczy i świat chwieje mi się w posadach.
- Tobie nie od tego się świat chwieje! - Maryla wysunęła zza
kuchennej framugi swą twarz z lekka tylko podobną do koziej. Poruszała żuchwą,
trzeba przyznać, nawet dosyć miarowo, wlepiwszy spojrzenie w dłoń męża, która
wężowym ruchem wpełzła za jego plecy.
- Wypijesz mi całą nalewkę od mamusi - wysyczała koza przez diastemę.
- No, co? Wiesz, że uwielbiam
mamusię co najmniej tak samo jak jej nalewkę! Albo i bardziej! - maleńki damski
kieliszeczek z karminowym płynem wyglądał w wielkich łapskach Kornelskiego dość
osobliwie i krucho. - Ubóstwiam je obie - szeroki uśmiech wylał się na jego
rumiane lico czyniąc z jego ust coś na kształt dwóch wygiętych w łuk dżdżownic.
- Ty obłudniku! - roześmiała się Maryla i rzuciła w niego
ściereczką do naczyń. Twoja kolej na wycieranie - dorzuciła i chcąc wyminąć
stojącego w kuchennym progu Jana, poklepała go po umięśnionym ramieniu.
Kornelski złapał żonę w pasie i pocałował ją w czoło, a
oblepione aroniówką dżdżownice przykleiły się do powierzchni skóry. Przyciągnął
ją mocno do siebie.
- Mhmm... Janku, no co Ty, goście będą za dwie godziny -
westchnęła mu wprost do ucha i przechyliła głowę tak, jak najbardziej lubił.
- Masz tak długą szyję jak stąd do Władywostoku - mruknął, nie
przestając całować tej trasy.
- Ale goście nie jadą aż z Władywostoku - dodała już szeptem,
całkowicie poddając się jego pieszczotom. Poczekaj sekundę - mrugnęła
filuternie - włożę chociaż schab do pieca.
Maryla zwinnie wymknęła się z jego objęć, pochyliła się nad piekarnikiem, a Kornelski ze
smakiem obserwował dwa prężne uda wystające spod krótkiej spódniczki, a między
nimi znikającą w gardzieli piekarnika pieczeń.
Idealne danie do kochania - pomyślał - nie pilnuje się go,
robi się samo. Trzeba jedynie osolić mięso i włożyć do gara, obok niego położyć
dwie całe cebule i nalać na dno olej rzepakowy. Wystarczy, że
zainteresujemy się nim po półtorej godziny, podczas których interesujemy się
wyłącznie swoją kobitą. I co? I mamy gotowe danie. Mmmm, a jeszcze śliweczka w
środku... Mięsko jest kruche i soczyste (Kornelski nie przestawał wpatrywać się
w pośladki Maryli), a olej samoistnie miesza się z sokami tworząc wyborny sos (jego
dżinsy w rejonie bioder stały się nagle bardzo opięte). Pragnąc poluzować
napiętą atmosferę, dżinsy i pasek Maryli jednocześnie, zaciągnął ją do
sypialni. To, co się tam działo, pozostawię wyobraźni Czytelnika. W głowie mi
się bowiem nie mieści, jak giętkie mogą być ciała pięćdziesięciolatków
obdarzonych słusznymi gabarytami i otoczonych niecienką warstewką izolacji
podskórnej. Może właśnie główną rolę odgrywa tu ta sprężystość materii,
pozwalając dwóm ciałom tak zgodnie falować i buforować napierające siły. Tymczasem
Jan sapiąc, padł na pościel bez sił.
Zamknął oczy z błogością.
Nos
Kornelskiego usilnie próbował odnaleźć i powiadomić mózg o jakimś ważkim
fakcie. Impulsy nerwowe, trzymając rozkalibrowany kompas z wirująca igłą,
brnęły przez synapsy jak w ruchomych piaskach. Minęły
długie minuty, zanim Jan podniósł głowę. Ślina ciekła mu cienką strużką z
kącika ust wprost na pomarańczowy tiszert, a wzrok zawisł na ekranie telewizora,
na którym zabójca znikał za napisami końcowymi i tarczą zachodzącego słońca.
Co to było?
Goście? Maryla? Kornelski wstał i przygładził siwe włosy. Ach, Maryla... Ile to
już lat... Gdyby żyła, nie przypalałby notorycznie schabu. Chwile przyjemności
z nią trwały bowiem zawsze półtorej godziny... :)
***
Pieczeń "Czarne
serce Jana" czyli coś, co potrafi
kawaler i wdowiec
Składniki:
- schab bez kości o długości równej średnicy garnka
- 1- 2 cebule (bez łupiny)
- sól
- opcjonalnie suszone śliwki lub morele
- i creme de la creme przepisu, element kluczowy - pół szklanki oleju rzepakowego ♥
Wykonanie:
Pomijając świniobicie, wszystko potem idzie gładko: Nalewamy
do garnka olej, wkładamy osolony schab i cebule, wpędzamy wieprzka do
piekarnika nagrzanego do granic wytrzymałości, czyli 200C na ok.1,5h. Voila!
Kto chce, może naciąć schab i w ranę wrazić owoce. Potem wystarczy założyć szwy
lub spiąć szpikulcami do zrazów (dla wrażliwców informacja - nie, to nie boli.
No chyba, że nie ucelujemy i władujemy sobie szpikulec pod paznokieć. Ale od
czego są naparstki!)
No i mój przepis (z fotografią!) miał to szczęście i znalazł się wśród pięciu nagrodzonych - wygrał kosz piknikowy w >> konkursie Dzieciowo mi! Dziękuję! ♥
Teraz mogę jeździć na czerwcówki :)
***
No i mój przepis (z fotografią!) miał to szczęście i znalazł się wśród pięciu nagrodzonych - wygrał kosz piknikowy w >> konkursie Dzieciowo mi! Dziękuję! ♥
Teraz mogę jeździć na czerwcówki :)
A tu wszystkie zwycięskie przepisy, smacznego! KLIK!
Ociekarol. Bożena by Ci dała to żółte, a nie tam kosz. Szapoba, Literatko Przezdolna! :)
OdpowiedzUsuńNo wiesz! Ja się brzydzę robotami kuchennymi, a to właśnie robot! Chcesz mnie zagonić do kieratu? Nie dam się! Wolę piknik :)
UsuńMoniko - majstersztyk. I to wszystko za pomocą soli i oleju jedynie. Nawet nie użyłaś pieprzu a pieprznie jednak było. No cuda, Czarodziejko TY.
OdpowiedzUsuńGratuluję wygranej. Pora na Nike.
O, Nike, to poproszę, z ziemniaczkami.
UsuńA tak serio, bardzo Ci dziękuję Emko. ♥
Ha! Ścichapęku! Pierwszorzędny koszyk- ma termoizolowaną "lodówę"? Czy to pojjemnik na szampana/krewetki/ truskawki i nieodłączny słoiczek crem de la crem, rzecz bez z której żadna randka się tak naprawdę nie uda- słoiczek rzepakowego?
OdpowiedzUsuńTo pewnie pojemnik na okruszki :) Albo na randkowicza w wersji mini. Albo na torcik! Będę chodzić z tym szykownym neseserkiem do pracy!
UsuńHa! Czyli potrafisz nie tylko rosól gotowac! ;)
OdpowiedzUsuńAleż skąd! To czary. Rosół instant :)
UsuńHa! Czyli można się kierować ku północy, z nadzieją na miłą wyżerkę?
OdpowiedzUsuńAle ja biore tego ogórka! Raz-dwa-trzy-zamawiam!!!
UsuńNa którą Panie sobie winszują obiad? Zawezwę podkuchenną.
UsuńŚwietny blog, cieszę się, że mnie tu ściągnełaś i teraz już będę zaglądać. A przepis rewelacja! Wypróbuję
OdpowiedzUsuńO, jak fajnie, ze wpadłaś, Dee! Cieszę się, że Ci się tu podoba. Siadaj w pierwszym rzędzie, nalewaj sobie rosołu! Smacznego! :*
Usuń