Dzisiaj obchodzimy Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci. No to ja jako duże dziecko, które wie, że inne dzieci też lubią prezenty, mam dla Was coś fajnego. Skoro lubicie czytać, usiądźcie sobie w kółeczku na kocach, pomachajcie nogami i zlizując słodycz z lizaków, posłuchajcie!
Odsłaniam rąbek mojej książeczki dla dzieci pt. "Bazanek". Ciekawe, czy łakniecie więcej?
A ja zmykam z dziatwą na fiołki! Trzeci rok planuję bowiem zrobić cukier fiołkowy :) Nie wiem po co właściwie, bo nie lubię kuchni, ale pierdolec zobowiązuje do działań alternatywnych.
ROZDZIAŁ 3
Bazanek stał w ładowni statku, a zimna woda lizała mu stopy. Uciekał przed nią, wdrapując się na drewniane skrzynie, ale jej poziom błyskawicznie się podnosił. Gdy zabrakło mu powietrza, zaczął charczeć, bo woda zaczynała wdzierać się do nozdrzy, które jako ostatnie pozostały nad powierzchnią, w małej przestrzeni powietrznej pod sufitem.
- Aaaa... Chrrrrrrrr... brrrrrchhhhhh... bbbbb...
- Przestań chrapać, bo mi ryby płoszysz! - dobiegł znajomy, bardzo znajomy głos z oddali.
Za chwilę do całkiem ludzkiego głosu dołączyły odgłosy plumkania i kapania. Emil zdjął z twarzy poduchę i usiadł na łóżku. Zorientował się, że jego kołdra leży na ziemi, a Jonasz, siedząc przy biurku, ciumka sok przez słomkę i gra w Let's Fish. Za oknem leje.
- Już dziesiąta?!
- A i owszem, już myślałem, że umarłeś. Idź mi zrób śniadanie - zaordynował junior.
- Jak “zrób śniadanie”?! O której wstałeś?
- Jak zwykle, o siódmej.
- Wstałeś skoro świt i przez trzy godziny nie zrobiłeś sobie nic do jedzenia, bo czekałeś, aż ja się obudzę i ci zrobię?! - Emil próbował odnaleźć połączenia między rzeczywistością, a rozumem i chociaż luźno je z sobą powiązać.
- Tak właśnie. - bąknął Jonasz bez cienia wstydu, nie odrywając wzroku od monitora. - Masz sen jak zdrowa samica niedźwiedzia. Mógłbyś urodzić przez sen i nie obudzić się przy tej czynności. Ty masz chyba nawet zadatki na wyrodną samicę - spojrzał na brata z wyrzutem. - Zagłodziłbyś małe niedźwiadki na śmierć. Robisz to śniadanie zatem czy mam zemdleć z głodu?
- Przecież złowiłeś ze sto kilo ryb w tym czasie, leniwcze. Smacznego.
Chłopcy z apetytem jedli jajecznicę przy kuchennym stole, gdy rozległy się lekkie kroki na drewnianych schodach, a po chwili dzwonek do drzwi.
-O, dzień dobry, mes chers garcons! Już wstaliście? - Eurydyka przemknęła jak powiew wiatru obok Emila, roztaczając wokół siebie zapach sklepu chemicznego dla plastyków i bezbłędnie pofalowała ku źródłom aromatów kuchennych. - Wybaczcie, ale w nocy naszły mnie rozliczne muzy, bardzo rozdzierające, i poszukując środków wyrazu, straciłam poczucie czasu. Odnalazłam je przed chwilką, ale jak widzę, za późno, za późno! - zamyśliła się, spoglądając przez jedno z pięciu wąskich pionowych okienek na ulicę Wyspiańskiego. - Obawiam się, że razem z poczuciem czasu straciłam apetyt! - rzekła z emfazą, i pogryzając cienką parówkę, oklapła na krzesło obok przeżuwającego i przeżywającego każde jej słowo Jonasza.
- Wasz tata wspominał, że przyjdzie dzisiaj hydraulik do tych skowyczących rur. W całym pionie coś jęczy i gra, fą fą falalalalaaa! - zaśpiewała przez otwarte okno. Wydawało jej się, że dostrzega tych dwóch podejrzanych typków od studenta, ale to pewnie złudzenie. - A my tymczasem pójdziemy do mnie i zrobimy sobie mały performans! - Eurydyka była mistrzynią w raptownym zmienianiu nastrojów. - Chodźcie, moje cherubiny! Weźcie jakieś robocze ciuchy. Miałam was przypilnować, żebyście zjedli porządne śniadanie, no to zjedliście. Zbiórka u mnie za piętnaście minut. Obecność obowiązkowa!
Po kwadransie u drzwi z fikuśnie wygrawerowanym wizytownikiem Eurydyka Kociemba, Artystka (duże A, zawijasy, serpentyny, kropka nad “i” w kształcie hipnotycznej spirali), stanęły dwa indywidua. Rękawy kraciastych flanelowych koszul sięgały im, niczym gibbonom, do ziemi.
-O, panowie hydraulicy, do awarii piętro niżej proszę - drzwi otworzyły się i od razu zaczęły się zamykać.
- A performans?- jęknęli.
- Performans to ja codziennie widzę w swoim odbiciu w lustrze - doszło ich uszu przez szparę, w którą Emil zdążył włożyć stopę. Eurydyka poszerzyła ją na tyle, by móc wrazić między drzwi a framugę swą smukłą, okoloną długimi kasztanowymi włosami, twarz. - Ach, to wy, Bazanki miłe, zapomniałam, wybaczcie! Prócz złotego serca i złotych rąk, mam jeszcze pamięć złotej rybki - mrugnęła łobuzersko.
Bracia weszli do mieszkania artystki. Znali i lubili ten zapach farb, terpentyny i płócien, ten miły dla oka i inspirujący artystyczny rozgardiasz. No i te przestrzenie! Sto siedemdziesiąt metrów nieskrępowanych ścianami, a okna niezaduszone firankami. Eurydyka przy niepogodzie pozwalała im grać tu w rzutki i ping-ponga.
-Siadajcie. Tort truskawkowy czy rolada marcepanowa? - spytała ukazując w szerokim uśmiechu białe, kompletne uzębienie.
- Wszystko, poproszę! - Jonasz jak zwykle był nieskrępowany i czuł się nader swobodnie.
- I to mi się podoba! - podchwyciła Eurydyka i skierowała się ku prawdziwej sklepowej ladzie chłodniczej, która stała niedaleko drugich drzwi, prowadzących niegdyś na wspólny strych. Od czasu, kiedy zaniechano suszenia prania na strychu, Eurydyka powiększyła sobie lokum. Chłopcy zerknęli przez ukośną witrynkę na torty i roladę, obok których leżało wielkie pudło lodów i kilkanaście temper tradycyjnie rozbełtanych z białkiem kurzego jajka. Wszystko tu było takie kolorowe i ciekawe.
Chłopcy ze smakiem pałaszowali swoje ogromne porcje wypieków. Nagle żuchwa Emila przestała przeżuwać, a język wysunął się z jego ust.
- Patrz co było w roladzie, o mało się nie zakrztusiłem - szepnął, pochyliwszy się ku Jonaszowi i wyjął z buzi kawałek papieru. Najpierw myślał, że to kawałek papieru pakowego, ale zauważył, że jest zapisany odręcznym pismem. - Widzisz to co ja? - spojrzał wymownie na Jonasza.
- ...oim skarbem... szukałem... nie przypuszczałem, że jest w tych ścianach... złota...- Jonasz przeczytał, co było napisane na skrawku papieru. Reszta napisu była zatłuszczona i kompletnie nieczytelna. Emil szybko schował karteczkę do kieszeni.
- Odsuńcie talerzyki na skraj stołu, powiem wam, w co się dzisiaj pobawimy. Mam tu dla Was po kawałku drewna. - Po znaczącej pauzie, z entuzjazmem zawołała - Ożywicie je i zrobicie ikony!
- Mamy wystrugać Pinokia? - ucieszył się Jonasz i zaczął się rozglądać za dłutami.
- Strugasz wariata specjalnie, czy jesteś chory? - Emil wzniósł oczy ku niebu. - Będziemy malować świętych, co zapewne ma z nas wydobyć nadludzkie pokłady cierpliwości, prawda, pani Eurydyko?
- Ikony się pisze, nie maluje, Emilu. Ale nie będzie tak źle. Prawdę mówiąc zmodyfikowałam nieco technikę, by podnieść poziom atrakcyjności na wyżyny nastolatków. Zrobicie ikony metodą wyklejanki. Mam tu stertę prasy brukowej ze zwrotów z saloniku prasowego, specjalnie na nasze potrzeby zakupiłam magazyny sportowe i Świerszczyki. Co prawda Świerszczyk, jako ostatnie polskie pismo dla dzieci powinien być pod ścisłą ochroną jak żółw błotny, ale są tam przewspaniałe ilustracje, które mogą nam się przydać do wglądu. Teraz zajrzyjcie w siebie, pogrzebcie sobie w mózgowiu i wyłówcie z tej mieszaniny sacrum i profanum obiekt waszych westchnień. Ma to być autorytet moralny, guru i przewodnik duchowy na tym łez padole. No, po prostu i pomyślcie kogo cenicie na tyle, by opisać go i przedstawić na swej ikonie.
Bazanki pochyliły się nad drewienkami i trawione ogniem zapału, przerzucały stos czasopism.
- O, patrz, bracie, tę okładkę Świerszcza projektowała ciotka Rajecka. W życiu nie potnę ciotki!
- Faktycznie! Pokażemy tacie!
Po kilku godzinach mrówczej pracy, przetykanej śmiechem, ziemniaczkami z mizerią i kotletem schabowym, równocześnie stały się dwie rzeczy: tata wrócił z pracy, a słysząc znajome odgłosy, od razu wszedł na poddasze oraz druga - powstały dzieła życia braci Bazanków.
Ikona Emila wzbudziła niekłamany zachwyt i zakręciła łzą w oku protoplasty z uwagi na oszczędność barw w centrum i ich erupcję na peryferiach oraz oryginalność tematu. Przedstawiała ona stary portret ślubny przodków bliżej niezidentyfikowanej familii, okolony orbitami, na które nanizane były buty piłkarskie, rakieta do tenisa, kwiaty jabłoni, talerz rosołu, cukier w kostkach. A także hetman szachowy, laptop, Godzilla, kot oraz stary kajet. Wszystkie elementy wirowały wokół głów antenatów, a dzieła dopełniał okalający wszystko wąż pożerający własny ogon. W mniemaniu Emila dzieło opisywało w klarownej formie rodzinę jako centrum wszechświata oraz wszystko, co stanowi o jej jedności oraz zainteresowaniach. Cukier wystąpił w podwójnej roli synonimu słodkiego życia oraz celu pracy naukowej taty, który pracuje nad syntezą nieszkodliwego słodziku. W roli brata wystąpiła Godzilla, a wąż Eskulapa symbolizował zdrowie.
O ile przy oględzinach ikony Emila panował rwetes i ogólna wesołość, nad ikoną Jonasza zapadła cisza. Wszyscy zgromadzili się wokół stołu i pochylili troskliwie nad dziełem. Przedstawiało ono dorosłego płetwala błękitnego unoszącego się na spokojnych oceanicznych falach, amputowanego z magazynu National Geographic i pedantycznie ułożonego na deszczułce. Wieloryb był pieczołowicie obłożony drobinkami złotego szlagmetalu. Obraz przywodził na myśl rybę w bombonierce.
- To jest wieloryb, prawda? - upewnił się tata.
- Zaiste - odrzekł przeciągle junior, delektując się nowym słowem w swoim wokabularzyku. - Czy nikt nie zapyta, dlaczego na mojej ikonie umieściłem płetwala z aureolą? Zatem odpowiem na to niezadane pytanie. W ŚRODKU JEST ŚWIĘTY JONASZ! - wypalił z dumą.
Łza nareszcie znalazła ujście i pociekła po policzku taty. To się nazywa performans.
Pięknie :-) czy książkę można kupić?
OdpowiedzUsuńDziękuję! Jeszcze nie, ale kto wie... ;)
UsuńNo właśnie, przyłączam się do pytania powyżej.
OdpowiedzUsuńA jak polowanie na fioła?
My nic żeśmy nie znaleźli, chociaż w poprzednich latach w jednym miejscu były...
Mam nadzieję, że kiedykolwiek :)
UsuńPolowanie na fijoła niezwykle owocne. Urobiliśmy pół kilo cukru, mniam. Ależ to fajna wiosenna sprawa, Izabelko!
Poszukiwacze przygód, zakręcona artystka, skrzypiące schody, strych. Och, ile skarbów się znajdowało w dziecięcych latach w zakamarkach strychu babci. Zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńI co też może oznaczać karteczka z tajemniczym zapisem, schowana pośpiesznie do kieszeni?
Dzięki, pięknie napisane i nie ukrywam, że chcę więcej. Czy będzie wersja papierowa książeczki?
Emko, tak, to wszystko tutaj jest, jesteś bardzo spostrzegawcza :)
UsuńŻywię nadzieję, że jednak będzie :)
Papierową wersję ze stosowną szatą graficzną poproszę na Dzień Dziecka! ;-)
OdpowiedzUsuńTaaak, ja też wolę papier, Kalino. Szatą graficzną zajmuje się pewna Pani ;) Ale na tegoroczny Dzień Dziecka nie zdążymy!
Usuńale z Ciebie numer! takie skarby chowasz?! kiedy całość? poczytałabym...
OdpowiedzUsuńNumer, ano numer! :) Mam duże ręce, przez to muszę mieć duże rękawy, no a w takich rękawach wiadomo - można talię schować :)
Usuńdawja, dawaj, nie udawaj!
UsuńCzy mieszkasz pod jednym dachem z protoplastami Emila i Jonasza? :)
OdpowiedzUsuńA poza tym widzę, że na poruczniku Stukułce (na którego premierę zresztą czekam z niecierpliwością) nie kończysz :)
Fidrygauko ;)
UsuńNie, nie kończę! Jadę dalej na tym rozbrykanym Pegazie. To nie moje ostatnie słowo, uprzedzam.
Buziaki :*
No jakżebyśmy łaknąć nie mieli. Łakniemy :) Lubię Eurydykę. Już choćby za jej imię :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Kobita da się lubić :)
UsuńŚwierszczyk i Ciotka Rajecka- co za podprogowe lokowanie produktu!
OdpowiedzUsuńTak, dbam o najwyższą jakość :)
UsuńNo taki produkt jak Swierszczyk zasluguje na lokowanie bezposrednie i bezogródkowe, precz z dyskrecja i wciskaniem miedzy wersy!
UsuńIlekroc jestem w Polszy, przegladam z zachwytem.
Tak, nie bójmy się tego powiedzieć - Świerszczyk dla małych i dużych! ;)
UsuńBożena nawet nie wie, dla których bardziej :P
UsuńDzie reszta?, pyta Bożena, łasa na treści. Dzie matka tych dzieci? Dzie Eugenja ma wystawy i czy w ogóle? No pytań się rodzą setki, gdzie to wydajesz, gdzie się zamawia?
Bożeno, właśnie, z targetami Świerszczyka to bardzo różnie ;)
UsuńIle pytań, ile pytań! Mam te same! :D
O raju, ja tez mam "pamięć złotej rybki" !!! A ostatnio to chyba nawet jeszcze gorzej... :/ Czy Eurydyka ma na to jakas recepte?
OdpowiedzUsuńOraz jestem zafascynowana ikona Jonasza. Wieloryb w zlocie, czy moze byc piekniej? I to w dodatku wieloryb-niespodzianka ;)
Nie, Eurydyka sama się z tym boryka,
Usuńbowiem tak wymyśliła Monika :)
Diable, jest tam dużo o rybach! Lektura w sam raz dla Ciebie :) Teraz dopiero zdałam sobie z tego sprawę. Mam chyba rybną obsesję, Siostro.
Noooo, az mi sie łezka kreci w mym oczku (wodnym)!!! ;)
Usuńwzrusz, chlip!
Padnijmy sobie w ramiona i padnijmy na ziemię. Oby nam komputery nie padły!
UsuńBazanek musi wyplynac! Wielorybie wypluj Bazanka na szerokie wody prozy i poezji!
OdpowiedzUsuńPłyń, Bazanku, po morzach i oceanach! Kaczko, masz szampana? Walniemy go w łeb.
UsuńJa się walnę w łeb, że zapomniałam o Dniu Książki dla Dzieci i nie obeszłam,psiakostka!
Usuń(Na drugi raz to, z łaski swojej, przypominaj, gdyż najwyraźniej zwojce pamięciowe ci lepiej stykają ;)
Oraz ściskam ciebie i całą menażerię (w tym rózniez literacką)
Będę Ci przypominać każde święto! Dzisiaj jest 10 kwietnia – Dzień Bandurka, Dzień Lotnictwa Wojskowego. Jutro, uwaga, Dzień Radia, Dzień Osób z Chorobą Parkinsona.
UsuńŚciskam Cię Newo, tęskniem! ♥
Qucze Monia, ale początek jak z 50 shades of Grey, znaczy o tym lizaniu stóp. Reszta faktycznie dla dzieci. Kupię chętnie, szczególnie jeśli mi obiecasz, że przyjedziesz i mi poczytasz.:-)
OdpowiedzUsuńOch, Gabi, to będzie boskie przeżycie. Będziesz bawić się moimi włosami, jak będę Ci czytać? Nastaw wodę na kawę, lecę!
UsuńAcha, mam jedynie maszynopis, właściwie komputeropis, może być?
Dobra, gdzie to się kupuje? Kiedy? I za ile?
OdpowiedzUsuńTeż chcę wiedzieć :D
UsuńBuziaki, Kiniu :*