Ciepło. Upał oblewa mnie jak złoty miód. Leżę w soczystym morzu chybotliwych traw. Wiatr mierzwi ich wierzchołki muskające niebo i chłoszcze nimi dupska puchatych chmur. Patrząc tuż znad powierzchni ziemi, wszystko ma inna perspektywę. Słychać jednostajne brzęczenie skrzydeł pszczół i muszek, które poruszając powietrzem, huśtają się na lince horyzontu. Dźwięki tak znane i sielskie, że uginają się pod nimi powieki. Dynamiczna cisza upleciona z odgłosów lata zawisa nad bezkresną oktawą traw. Nic nie muszę, donikąd się nie spieszę, po prostu leżę. Część mnie ulatnia się i unosi tuż nad łąką, część roztapia się i wsiąka w mięsistą ziemię. Wystrzelę pąkiem w mak, nakarmię wiechlinę. Tymczasem topię się w oceanie zieleni.
fot. Ruud van Empel |
Przymykam oczy. Rozciągam się na ziemi tak, że wpełzam między każde źdźbło. Słońce przypieka brązową skórę, która staje się pod jego wpływem sucha, ściągnięta, ale pod spodem kryje pulsującą obietnicę spełnienia, esencjonalną wilgoć miąższu i życiodajne soki. Czuję przesuwające się po ciele lepkie spojrzenia dojrzałych kobiet i krótkie, wstydliwe zerkania młodych mężczyzn. Obchodzą mnie kołem, nie chcąc zakłócać intymnego procesu jednoczenia z naturą. Niekiedy ktoś podbiega do mnie bardzo blisko, na długość oddechu. Przesuwa nos tuż nad mym ciałem, prawie dotyka językiem, po czym odbiega odwołany damskim głosem. Patelniany skwar smaruje z bezzębnym cykaniem sprężynki w goleniach koników polnych.
Po niebie przewalają się stada baranów, a ja leżę i pasę je. Pilnuję wężyka mrówek, słucham podziemnego źródła penetrującego wnętrza poliuretanowych rur. Nasłuchuję nurtu miejskiej Lete, w której mój kres. Ale to za chwilę, do pierwszego deszczu, może dwóch. Tymczasem patrzę w siebie, w bogate wnętrze możliwych wiązań. Rozwiązań chemicznych. Filozofii bytu. Skąd się tu wzięłam? Echem uderza we mnie odpowiedź bezkresnego kosmosu: z czarnej dupy.
Tak pewnie rozmyśla kupa w miejskim parku, bo właściciele psów z pewnością nie myślą o niczym.
Ależ zwrot akcji!
OdpowiedzUsuńJestem wytrzęsiona jak po rollerkosterze albo przejażdżce rowerowej po mojej ulicy!
PandeMoniu, jesteś w formie :*
Jarecka, ta górska kolejka to moja droga do piekarni. Gdybyś Ty widziała, jak ja muszę lawirować, żeby nie wdepnąć! Nie dziwota, że obszar, który muszę pokonać slalomem sportowym, nazywany jest Psim Polem.
UsuńZdesperowani (Małż i ja), zakupiliśmy, a następnie wywiesiliśmy na płocie stosowną tabliczkę z przekreślonym defekującym psem. Powisiała może 48h. No, pies jej nie odkręcił! Psiakrwia!
Może to była ekologiczna, biodegradowalna tabliczka? u Bożeny tylko takie wtyka się w trawniki. Dwa dni i nie ma.
UsuńBożena, to widzę, ma łeb nie tylko od noszenia loków! Tak! To sublimacja! Proces następuje niezauważenie w warunkach ograniczonej widoczności, najczęściej nocą. Ha!
UsuńUżyźniasz ugory mych rozmyślań o lecie. Buziaków kupa!
OdpowiedzUsuńOt, kolejne lato w mieście. W kupie raźniej!
Usuń
OdpowiedzUsuńPan Sierotka ma sposób na beztroskich właścicieli pupili , którzy rozmarzonym wzrokiem patrzą na swe słodkie sierściuszki defekujące pod naszą furtką. Robi im mianowicie zdjęcia i prosi grzecznie żeby podnieśli może trochę głowy, albo się uśmiechnęli, żeby Urząd Gminy, który będzie karał ich mandatem miał naprawdę ładne, wyraźne ujecie w swych archiwach. Dwie Pańcie od tamtej pory noszą reklamówki na małe brązowe niespodzianki, a hardy Pan z tak zwanym ryjem, zmienił trasę umajania.
Rewelacyjny pomysł! :))
UsuńDziewczęta, nie wiem jak Małż zareaguje, że odtąd będzie musiał zamieszkać u wlotu naszej uliczki kamuflując się za krzakiem. No cóż. Monitoring społeczny wymaga poświęceń.
UsuńJuż w połowie czułam, że coś jest nie tak. Niuch mnie nie mylił :)
OdpowiedzUsuńKrusz, no Ty to ale podejrzliwa jesteś! W którym miejscu zaczęłaś węszyć?
UsuńA może w blogowaniu osiągnęłam pułap master i przekazuję przez wi-fi sygnały niewerbalne, w tym przypadku zapachy? Łał. Za to chyba się w końcu Nobel należy, co?
UsuńJa przyznam, ze w momencie zyciodajnych sokow i esencjonalnej wilgoci miazszu myslalem, ze w trawie lezy sobie jablko, brazowieje i gnije, czaem jakis pies powacha i wzgardzi.
OdpowiedzUsuńMusze zmienic dealera :D
Ha, Skorpion ma najinteligentniejszych Czytaczy w połowie blogosfery! Jacy przebiegli, jacy czujni, jacy podejrzliwi! I pomyślałabym, że jak wykarmieni na mej piersi białej, to wyssali z mym elektronicznym mlekiem tę skłonność do wyczuwania zbliżania się literackich twistów. Ale nie, Świat musiał wyssać to gdzie indziej!
UsuńŚwiecie - Twój diler jest kompatybilny z moim dilerem! Przekazał Ci nawet wizję psa, która rozpoznałeś trafnie po jęzorze.
No i na koniec - witojcie! I nie powiem, jaki ten świat mały! ;)
Ciamkam elektronicznie ten alabaster nieregularnie, doskakujac a to z Jordanii, a to ze sloika z cwikla, gdzie tam akurat w okienku zobacze. To i wyczuwam co se zechce, a nie co autorka akurat chciala powiedziec.
UsuńCo nie zmienia faktu, ze myslenia o tym, o co cho z tym malym swiatem mam do konca wachty :)
Ciamkaj, Świecie, z uczuciem i atencją, a uważaj na zęby! Smacznego!
UsuńNo, z małym światem wolałam nie ryzykować wdepnięcia w męskie ego :) Powiedzmy, że świat nie tyle mały, co wszystkie elektroniczne drogi prowadzą do Rzymu.
Ego me męskie nie ucierpiało, doszukiwałem się tylko drugiego dna. Na myśl mi przyszło, że może realne nasze ścieżki się kiedyś, gdzieś skrzyżowały.
UsuńPogrzebałem w Twoim archiwum i wyszło mi, że nie znam nikogo, kto przyczepia piwonie do butów :)
:)))))))))))))
UsuńHa:-) Myślę, że punkt widzenia w tym przypadku leży w konsystencji. :-)
OdpowiedzUsuńWieprzu, myśl Twa przenikliwa i dalekosiężna prawie sięgnęła granic mojej wyobraźni. :)
UsuńAaaaa! A juz, juz sie widzialam tam, w tej trawie!
OdpowiedzUsuńW sumie, dalej sie widze ;)
No właśnie. Trawa dla wszystkich w końcu!
UsuńNa polu minowym miny nietęgie.
OdpowiedzUsuńTekst pierwsza klasa!
Kłaniam się, Alko!
UsuńTak, dokładnie taką minę mam, jak sprężynuję na zamortyzowanych podeszwach przecinając wąską, gliniastą ścieżynkę (po deszczu to bagno).
A ja się przyznaję, że gdy Młodszy z moimi psami wychodzi na trawkę, to choćby go batem trącał, psiego złotka nie podniesie. Ja zbieram po kieszeniach i kilometry w poszukiwaniu stosownego kosza robię. Ale Ale...procentowo ostatnimy czasy psy częściej Młodszy wypasa. Na usprawiedliwienie mogę jedynie dodać że na owych pastwiskach raczej nikt by nie zaległ dobrowolnie...ech coś czuję żem na siebie doniosła i popadła w znienawidzony krąg kupozostawiaczy. No i czy teraz ktoś jeszcze mnie lubi?
OdpowiedzUsuńBo do podnoszenia kupy trzeba dorosnąć :) Ot i cała tajemnica. Nie widziałam nastolatka, by zhańbił się tą czynnością.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUsunęła dubelki
UsuńUsunęła dubelki
UsuńA teraz widzę datę posta i datę komentarzy. Ach Wiosno! jakiż to portal w czasoprzestrzeni otworzyłaś żem w niego wpadła? Dzisiejsze słońce ma moc odmładzającą. :)
OdpowiedzUsuńTak, to taki portal czasoprzestrzenny. Fajny, nie? Wlot jest na fejsbuku.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń