Strony

czwartek, 2 kwietnia 2015

(170) Niebieskie, żółte, czerwone

     Ławka na placu zabaw. Wygięta jak fala, dopasowana pod plecami i nogami do krzywizn ciała. Każda z desek przytwierdzona na dwóch przeciwległych krańcach grzybkowymi nitami do metalowych wygiętych nóg. Farba miejscami łuszczy się, bezwiednie skrobię paznokciem kolejne jej pokłady. Czasem boleśnie wchodzi pod paznokieć, ale kto by tam na to zwracał uwagę.

     Z prawej strony dwie huśtawki. Ta żółta, moja ulubiona, bo wyższa. Żeby wdrapać się na nią, trzeba stanąć tyłem, chwycić się pionowych prętów i obiema rękami naraz podsunąć do góry metalową barierkę. Trzymając ręce w górze, trzeba się podciągnąć, usadowić na siedzisku i z hukiem opuścić zabezpieczenie. Późniejsze huśtawki w tym miejscu będą miały łańcuch. A potem już sama przyjemność. Nogami w przód i w tył, ciałem w tył i w przód. I jeszcze raz i mocniej, i znowu! Coraz mocniej i wyżej, aż w maksymalnym wychyleniu huśtawka zawisa bezwładnie na moment w powietrzu, a ciało coś pcha jeszcze wyżej. Wtedy na tle nieba pojawiają się moje nogi ze strupkami na kolanach, stopy kopią chmury, łańcuch pędzi do góry, a potem, ciągnięty w dół przez spadającą huśtawkę, uderza z impetem w metalową rurkę. Po chwilowym, bezwładnym zawiśnięciu w powietrzu nad siedziskiem, spada się. Siła grawitacji ciągnie ciało pionowo w dół, ale huśtawka jest szybsza i porywa drobne ciałko w pasie szybciej po łuku do tyłu. Ziuuu! I zawsze wtedy w środku mnie zrywa się wiatr. Zawirowanie od tchawicy do przepony, jakby ktoś wysysał powietrze, taka trochę przedśmierć. A trochę narodziny. I strach i radość. Ze trzydzieści razy na minutę.

Irańskie dzieci na huśtawce. Hamed Nazari, Iran - 
wyróżnienie w kategorii "zdjęcie wykonane komórką" 
w konkursie Sony World Photography Awards

     A on biegał w kółko jak idiota. Migał to tu to tam, stawał i patrzył jak podwiewa mi żółtą sukienkę na szelkach. Patrz, patrz, jak umiem wysoko! Patrz, jestem na największej huśtawce! Widzisz, że gdy jestem u góry, wyglądam trochę jak słoneczko, które kopie w chmury? 

     Nawet nie było dużego hałasu. A i dźwięk nie był jakiś szczególny. Huśtawka nie wypadła z rytmu. Może jakby troszkę silniejszy wiatr wpadł we włosy i w usta. 
    Nogi w górę, na błękit, sukienka jak słońce, głowa w dół i do tyłu, w najniższym punkcie widzę jak na piaszczystym niebie leży i nie biega już w kółko po orbicie. Krew zalewa mu czoło i wsiąka w piach. Ludzie krzyczą i biegają.
 A ty leżysz. Coś ty mi zrobił, mały idioto. 

     Wstaję z ławki, mijam dziewczynkę na huśtawce i przechodzę samą siebie w ciągu czterdziestu lat. Boli mnie ciągle pod paznokciem. I dlaczego to ja czuję się winna, a nie ty? Dlaczego, za każdym razem pali mnie niewyjaśniony wstyd i trawi poczucie winy?

     Mamy szczęście, że przeżyłeś, idioto!



   Mamo, dlaczego nie lubisz placów zabaw?


31 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No nie! NIechcący uśmiercę pół blogosfery, a moich Szanownych Czytaczy, to już najsampierw! Resuscytujcie się!

      Usuń
    2. wdech, wydech, wdech, wydech... uffff, na razie działa...

      Usuń
    3. Super! Bo defibrylator gdzieś mi się zapodział! :)

      Usuń
  2. Brrr... Zjeżyło mi sierść na plecach. Czy to oznacza, że zaczynasz specjalizować się w horrorach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, widzisz, jakie miałam dzieciństwo? :D Jeszcze nie zrobiłam specjalizacji, ponoć robi się dopiero na szóstym roku.

      Usuń
  3. Ty jak napiszesz, o nie wiadomo czy szukać nitrogliceryny czy relanium...
    A generalnie, kozetki u psychoanalityka...

    Niemniej łączę wyrazy szacunku i uwielbienia :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Taka trauma niepostrzeżenie potrafi się wpasować w całe późniejsze ...postrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak. Człowieka kształtują takie rzeczy. Nie jest to kształt idealny, bo kanciasty. Życie czasem ciosa siekierką.
      Buziaki, Errato!

      Usuń
  5. Weź. Dwa razy czytałam, żeby się upewnić, że dobrze zrozumiałam (bo czasem za pierwszym rozumiem, ale źle). Ciary mi przeszły, bo wyobraźnia człowieka z nerwicą lękową jest bezlitosna. Ale kto to był? Brat? Jesu na wrotkach, tak z huśtawki rozpędzonej dostać. Ale nie, to nie Twoja wina. Ani nawet nie jego wina. Po prostu człowiek nie koza, nie dojrzewa intelektualnie w wieku trzech tygodni ;) Jak sobie przypomnę, co w dzieciństwie wyprawiałam, to nie wiem, jakim cudem je przeżyłam.
    Nie wiem, co ja tu pletę, bo wciąż jestem pod wrażeniem. I właśnie sobie przypomniałam, jak upuściłam niechcący moją młodszą siostrę, i ona też wtedy w coś wyrżnęła głową, i przez jakieś dwadzieścia lat nie mogłam o tym zapomnieć, aż mi się wreszcie udało. A figę, bo właśnie mi przypomniałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie brat. Kolega w moim wieku, chodziliśmy razem do przedszkola.
      Niby nie moja wina, ale ciągle myślę- mogłam się nie huśtać tak wysoko, gdybym tylko nie machnęła dwa razy więcej nogami, trajektoria huśtawki byłaby inna...

      Ja zawsze czuję ten wstyd za kogoś. Ktoś beknie w towarzystwie, a rumieniec mnie wychodzi. To chyba nie jest normalne? Bardzo uciążliwe jest takie myślenie za wszystkich i branie wszystkiego na swoje bary.
      Też się zastanawiam, jak przeżyłam to swoje dzieciństwo, bo kilkukrotnie nie powinnam. Podziwiam moich rodziców za nerwy ze stali i odwagę, by dać mi swobodę.
      Łoj, mnie nikt nie wypuścił na ziemię, ale ja wypadłam z wózka na głowę, z szafy na głowę, z betonowego wysokiego murku także na głowę, z oblodzonych schodów na twarz, wpadłam do przerębla, topiłam się w dole po wapnie łojojoj i sto innych machnięć kosą przed nosem. Człowiek jak się uprze żyć, to kostucha bezsilna.

      Usuń
  6. Otworzyłaś mi furtkę w pamięci- wakacje, domki kempingowe, fascynujące mnie 3- 4 letnią kosze na śmieci w kształcie pingwinów z otwartymi dziobami i żółte huśtawki zwane też bujaczkami. Moja super siostra i ja- mała włócząca się za nią gapa. Która- którą skosiła nie wiem. Pamiętam tylko, że obieśmy strasznie płakały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo często przechodzę przez tę furtkę i cieszę się, że poszłaś razem ze mną w króciutkiej sukience i w sandałkach na sprzączki jeść lody Bambino i karmić papierkami pingwiny.
      Ale jak skosiła????

      Usuń
  7. Pytałam Siostrzycy, pytałam Pani Matki, nic nie pamiętają. Ale ktoś kogoś obunóż skosił, rzecz pewna. Fakt że tych ran kłutych zdzieranych i szarpanych było sporo, jak nie bieganina i zdzieranie kolan na asfalcie, to wjechane w czyjąś kostkę wrotki i zbite ogony na lodowisku. Nadziewanie się stopą na zbite butelki w rzece, podrapane gałązkami policzki( twierdziłam podobno z całą powagą ,że "teraz jestem jak Matka Boska Częstochowska":o) żądła pszczół wyjmowane z różnych, bardzo różnych części ciała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, pamiętam te urazy. Mój brat wspiął się na poziom master nadeptując na deskę z długaśnym gwoździem, krzyżując się boleśnie. Ale w ilości użądleń jeszcze mnie nikt nie pobił- 16! I to jednocześnie.
      Warto chyba zrobić spis z natury urazów dziecięcych. Z Mimem na ten przykład jechałam na skopię, podejrzewając, że połknął kapsel.

      Usuń
    2. Ale na którą "skopię"? Bo wiadomo, że to zależy, jak DALEKO sprawy zaszły :D
      Dobra, ja już nic nie piszę, bo mam głupawkę z przeciążenia systemu. Idę sprawdzić, czy aby na pewno zamknęłam drzwiczki od pieca.

      Usuń
    3. Też się bałam, że albo mi Mima rozkroją, albo będą szukać patykiem. Albo, nie daj Bóg, będą naganiać na niego skopa. Co prawda kastrat, ale zawsze to samiec...
      Skopia okazała się prześwietleniem rtg on line z wersją video.

      Ale te drzwiczki od wewnątrz?

      Usuń
  8. Ja się nie chciałam wypowiadać w temacie, gdyż zbyt dla mnie traumatyczny, po takim upadku mam pamiątkę na całe życie i nie jestem już taka piękna, chlip.
    A teraz wszyscy stąd poszli i nikt mnie już nawet nie pocieszy, że wcale że nie, uh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja jestem! I pocieszam! Pokazałabym Ci te szramy, blizny i deformacje, łącznie z psychicznymi, ale co tu się będę po nocy obnażać, skoro wszyscy poszli...

      Usuń
    2. Poszli, ale znowu przyszli. Jak w życiu. Jak na imprezie: kuchnia, salon z tańcami, kibelek, znowu kuchnia ;)

      Usuń
    3. Są, czy poszli? Bo nie wiem, czy już piżamkę wkładać? Ja tam jestem do połamańca i do grzańca!

      Usuń
    4. O matulu, przesiedziałaś mię wczoraj, rispekt ;)

      Usuń
    5. Siadam i paczam. Herbatki? Ja chyba pójdę zrobić sobie kolację. Czy tam śniadanie.

      Usuń
  9. No dobra, jak licytacja to licytacja- po dłucie rzeźbiarskim użytym nieopatrznie w dzieciństwie ma któraś ślad?! Cha, cha - wiedziałam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mam!!!! Narzekałam, że dłutko tępe! I w dzieciństwie sobie je wraziłam we wskazujący palec lewej ręki, o! Gładko weszło nawet.

      Usuń
    2. No to witam w klubie wędrującego dłuta ;)

      Usuń
    3. Chyba są jednostki chorobowe wędrujące jądro i wędrująca nerka, ale, że dłuto? To te kłucia w okolicach serca?

      Usuń