Dziedziniec otoczony wałami i ostrokołem. W budce strażniczej rozgotowany w upale halabardnik. Zadzieram głowę i przypatruję się wielkiej zwalistej budowli sięgającej chmur. Zamek błyska w bezlitosnym słońcu niezliczonymi kryształkami okien; nie widzę, czy ktoś patrzy i kiwa do mnie, czy to tylko gra światła i cienia.
Mijam dziedziniec, ignorując pociągającego z bukłaka halabardnika, a brama sama rozchyla się zapraszająco jak usta kochanki. Tuż za nią, na posadzce, narysowana białą kredą gra w klasy. Pod szklanym dachem patio nie wita mnie śpiew ptaków, choć zauważam kilka szarych kos na tle błękitu. Mrugam kilkukrotnie. Kosów.
Ale nawet, gdyby fruwały po tej stronie, ich trele i furkot skrzydeł zagłuszyłby szept ludzkiej ciżby, przetaczającej się wolno pełzającymi po kamiennej posadzce tasiemcowymi napęczniałymi kolejkami. Targ wymienny trwa w najlepsze. Za karteczkę i numerek inna karteczka i numerek - przepustka do drugiego etapu. Muszę cofnąć się o trzy pola i wylosować swój. Trzymając go w ręce, po odczekaniu karnej kolejki, dostaję zielone światło, z tym, że błyskające na czerwono. Mogę teraz podejść do okienka i wymienić papierki na numerki. I odwrotnie. Numerek działa. Okazuje się jednak, że mój papierek nie jest prawidłowy, nie uprawnia mnie do niczego, cofam się więc o trzy pola z zadaniem zdobycia odpowiedniejszego papierka. W tym celu udaję się do innego królestwa, dobrze, że na zewnątrz panuje upał, a halabardnik ma zmrużone oczy. Omijam go dwukrotnie - w tę i później z powrotem, pokonuję dziedziniec trzema susami i ponownie staję pod szklanym dachem patio. Czerwone światełko mruga, papierek okazuje się prawidłową przepustką do numerka, mogę przesunąć swój pionek na inny poziom. Papierki-numerki-papierki-numerki, aaaa! Kamień, papier i nożyce.
Mam jeszcze trzy życia. Zawiłość zasad gry zaciska się na nadgarstkach.
Mam jeszcze trzy życia. Zawiłość zasad gry zaciska się na nadgarstkach.
Zamek pocięty jest systemem korytarzy i wydycha grozę z każdego z nich. W powietrzu czuć siarkę, a może chlor, z oddali dobiegają pomruki smoków, odgłosy pikania rycerskich pik i westchnienia zwykłego, wpatrzonego w nich z nadzieją, ludu. Rycerze, zawsze w białych zbrojach, z emblematem węża na piersi szukają pieczar, w których drzemią smoki. Te, żyjące tutaj, słyną z wyjątkowo twardych łusek na żółtawych, poruszających się rytmicznie, spasłych brzuszyskach. Najtłustsze brzuchy mają te, którym rzucane są na pożarcie młode dziewki. Rano często widać ich puste łóżka, a z pieczary dochodzi obleśne mlaskanie sinego, lepkiego jęzora. Ci, którzy pozostają nietknięci, chyłkiem przemykają wzdłuż korytarzy. To ci odważniejsi i silniejsi. Reszta leży pod kocami i stara się być cichutko, cichuteńko. Wszyscy z ulgą przyjmują wizytacje białych rycerzy, którzy penetrują zawiłość korytarzy połączonych fikuśnie kręconymi schodami i cichymi windami. Łatwo się skryć smokom w tak skomplikowanym zamczysku. Ale i rycerze nie są bez szans. Dysponują szeregiem łacińskich zaklęć, ciągle doskonalonych przez siwych alchemików z podziemi. Muszą nadążać za zmianami behawiorystycznymi smoków, znane są bowiem ich niezwykłe przystosowania do zmiennych warunków otoczenia, umiejętność partenogenetycznego rozmnażania i niezwykła cierpliwość, jaką wykazują się, czyhając na ofiarę. Znane są przypadki, że potrafią czekać na upatrzone ciało wiele, wiele lat.
Mijam na korytarzach służki kiwające główkami w kolorowych chusteczkach. Z wielkimi niebieskimi oczami i szczuplutkim ciałkiem wyglądają jak maki i stokrotki.
Uśmiech dla kwiatów dodaje trzy punkty mocy i przepustkę do kolejnego etapu.
Uśmiech dla kwiatów dodaje trzy punkty mocy i przepustkę do kolejnego etapu.
Boczny korytarzyk zakończony jest ślepo. Na ławeczce siedzi ona. Skrzyżowanie księżniczki z gwiazdką burleski. Z daleka wygląda na niewysoką, szczupłą kobietę. Czarne fale włosów zatapiają pochyloną twarz. Wąskie ramiona Damy Pik okrywa czarny, koronkowy szlafroczek, spod którego błyska atłasem czarna, krótka koszulka nocna. Długie, różowe paznokcie splecione w misterne gniazdko spoczywają na kolanie. Noga na nogę. Stopy skryte w welurowych pantoflach w kolorze burgundu zakończonych puszystym, króliczym futerkiem. Palce u stóp poruszają się jak stadko różowych emaliowanych dżdżownic. Łydki pulsują fioletowym gąszczem nabrzmiałych żył. Nie wiem, czy to księżniczka, czy zła królowa, a może mechaniczna zabawka, bo ponad jej lewą piersią zauważam zielony wentyl z rurką miękko zagłębiającą się jej ciało. Pik. Pik.
Króliczy puszek wiruje z każdym krokiem i cały kobiecy ląd omywany morzem czarnym odpływa i znika za drzwiami. Z daleka dochodzi pomruk smoka. Po kwadransie następuje odpływ damy Pik, robiąc miejsce dla mnie.
Moja kolej. Czeka już na mnie skryty panującym tu półmrokiem. Pod językiem rozpuszcza się jego czekoladowy męski głos. Bezwolnie rozbieram się i kładę na białym piasku. Plecami wyczuwam jeszcze ciepło ciała Damy Pik. Powoli wmasowuje w moją skórę zimne galaretki z meduz. Gęsia skórka. Nasłuchujemy razem, patrzymy na monitor zawieszony nad linią zmarszczonych brwi. I... cisza. Mój smok śpi.
Lżejsza o kamień, wychodzę ze ślepego korytarzyka i kieruję się ku bramie. Słońce wisi niżej i oślepia mnie swą jasnością. Zauważam na posadzce grę w klasy. Kwiatowe główki kiwają się w podskokach:
raz-dwa-trzy - ty będziesz żyła, a umrzemy my.
Uśmiech dla kwiatka, trzy pola do przodu. Raz-dwa-trzy. Wygrałaś zachowując trzy życia. Dostajesz w bonusie pamięć absolutną i swój kamień z powrotem.
Opuszczam dziedziniec, życie toczy się ze zgrzytem kół czasu dalej.
Na ulicy nie czuć smrodliwych wyziewów nienażartych smoków.
Na ulicy nie czuć smrodliwych wyziewów nienażartych smoków.
Z każdego okna zamku zwisają smutno długie, jasne warkocze.
Och! Pracowałam kiedyś w szpitalu, onkologii doświadczając na co dzień. To najbardziej sugestywny opis, jaki czytałam!
OdpowiedzUsuńJesteś bardzo doświadczoną kobietą, Krusz. Chylę czoła.
UsuńDziękuję za ten żywiołowy aplauz :)
Najgorsze, że to tylko rzut kostką. Nie mamy wpływu na to co wypadnie. Czas nauczyć się kantować, moja droga.
OdpowiedzUsuńCmok!
Ponoć istnieją kości, którymi się kantuje. Myślisz, że czas? Żywię wstręt do jakichkolwiek kantów.
UsuńCmok!
Kantuj, oszukuj, rozpychaj się łokciami, daj w pysk na odlew, jeśli trzeba i Żyj na maxa!
UsuńPo pierwszych wersach Bożena myślała, że poszłaś do banku po kredyt.
OdpowiedzUsuńCoś jednak tak-jakby. Poszłaś po kredyt, dostałaś kredyt. Brawo!
A wiesz, że faktycznie? Czuję, że mam trzy życia i wszystkie do spłacenia.
Usuń:*
"Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
OdpowiedzUsuńJeszcze któregoś ranka odbijemy się od ściany!"
Od ściany takiego właśnie przybytku, co ibidem udowodniono ;)
Taaaaak :) Jeszcze gramy, moja Miła. Jeszcze warkoczy nie ścinamy.
UsuńCieszę się bardzo, wiesz? :)
ufff....fajnie, że nie wpadłaś do tej fosy. Czasem zadziwia mnie fakt, że rankiem słońce znowu wstaje....jakby nigdy nic...
OdpowiedzUsuńA przecież powinien stanąć w martwocie, nie? Dziwiłam się tak nie raz.
UsuńPieprzu filozoficznie tak pojechala, ale, kurcze, co racja to racja.
Usuńale napisane ... ciarki przeszyły mój grzbiet straszne, ale tak się cieszę, że finał pozytywny. I niech tak będzie już zawsze dla każdej z nas!
OdpowiedzUsuńTak! Nie chciałabym mieć znowu mokro w butach ze strachu, to bardzo stresujące :)
Usuń(ale z drugiej strony miło, że Czytelnik tak namacalnie przeżywa słowo pisane ;) )
Brrrr.
OdpowiedzUsuńA kysz, a kysz, smoczysku ty!
I cip cip, diable, Ty!
UsuńZnaczy, przywolujesz Zlego? Mam przyjsc?
Usuń]:-)
Byłoby fajnie, a co! Mogłybysmy sobie takie znaczki produkować.
Usuń/'
/
O
() ()
Się rozjechał o dwie spacje. A taki miałam przebłysk geniuszu!
UsuńNiech śpi, niech smok śpi...Może bonus pamięci absolutnej da się wymienić na coś innego? Na przykład na macek do jajek? Albo rozgarniacz do liści? Albo viceversa dzikiego?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Mnie się w sumie ten bonus bardzo przyda, powiem Ci, Bila. Mój Alzheimer mówi, że bardzo mu smakuje, więc może jakoś dojedziemy do mety z zawrotną siedemdziesiątką na liczniku.
UsuńŚciski również! :) Dzięki :)
Ten budynek jest tak skonstruowany, żeby pacjent musiał wytężyć wszystkie swoje siły na odnalezieniu drogi. "Za moich czasów" remontowano tam jedną klatkę schodową, co spowodowało powstanie całych karawan pacjentów, usiłujących znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Koniecznie na zewnątrz. Nie wszystkim się udało.
OdpowiedzUsuńKalino, od razu przy wejściu jest wielka lada z jeszcze większym napisem INFORMACJA. Jest tam kolejka porównywalna do rejestracji. Hogwart normalnie :)
UsuńMam nadzieję, że Twoje kontakty z placówką są już przeszłością!