wtorek, 4 grudnia 2012

(29) o trzech deszczach cz.3

rys.Magda Pawełkiewicz-Sakowska

trzeci
.....

prowadzi ją
wzdłuż rzeki po jezioro i dalej w las
w las
głębiej
i jeszcze
byle dalej od świata
byle dłużej
w poszukiwaniu wskazówek
których nie da się pchać do tyłu

tak bardzo chciałby jej dotknąć
że dłonie zamyka w klatkach kieszeni
niebieskich
jak jej spojrzenie
przecież to kolor przyjaźni

w Iranie to kolor żałoby

nie może zostać banitą

w tym samym lesie
czas zatoczył koło trzy razy
stoją naprzeciwko siebie
mogą tylko patrzeć
siła odśrodkowa wdusza ich w przeciwległe krańce
odległość jest constans ciągle dwa promienie

z hukiem i kroplami

wpadają pod koszulę

w kamienną wnękę z tętniącym srebrem
próba Tollensa na żywym sercu
cud najprawdziwszy

odbijając się od zimnej tafli
mówiła a jednak nie kamień

.......

odchodzili

a deszcz zmywał w nich dokładnie wszystko
bardzo powoli i skutecznie
najpierw pozbawiał ich konturów
by wypłukać barwy
i grunt spod nóg na wiele lat

potem nie było już ich

nawet klaksonu samochodu
jak trąby Jerycha

oto zamknęło się niebo

ukrzyżowani dwoma MM


sobota, 1 grudnia 2012

(28) o trzech deszczach cz.2

rys.Magda Pawełkiewicz-Sakowska

drugi
.......

wpadli na siebie
i w siebie
nie wiedząc czy niebo i morze jeszcze istnieją
istnieją

i jeszcze ten głos
i wcale nie sarnie spojrzenie

morze wzbiera
niebo huczy
niezmiennie od wieków

wokoło sztorm i ciemność
okamgnienie
zagłada ludzkości
Atlantyda

pośrodku ich wyspa
dokładnie tyle ziemi ile przykrywają stopy
na niej dwie wieże ze zrośniętych ciał
z wirem pod wspólnym dachem
i jego myśl nie puścić steru
ostatniej szansy na ratunek

przecież wiesz staliśmy tam sami i nadzy wszyscy już utonęli

w gąszczu

on mówi że będzie padać
ona że są zielone
drzewo nachyla się ku nim
mości gniazdo z konarów

kolczyki z kropel i iskier
zmieniane co sekundę
tak pięknie wyglądasz w deszczu

jak to robi że deszcz jej nie moczy
potrafi chodzić między kroplami
cud najprawdziwszy

...

za lasem
brama z dwóch tęcz
po jednej dla każdego

przechodzą

w przyszłość

na niewieczną pamiątkę


piątek, 30 listopada 2012

(27) o trzech deszczach cz.1


rys.Magda Pawełkiewicz-Sakowska

 pierwszy
...

wracali
w jej oczach szmatka z nieba
w jego haust morskiej wody
ona boso on nie miał śmiałości
w zielonych spodniach przecież to kolor nadziei
w białych koszulach tak czystych jak ich dusze
przejrzystych
aż widać karmin ognistych serc
splecione ręce
i włosy
i życie

nad głowami pęka nabrzmiała lipcowa chmura
wylewa swe wnętrze

ona wspina się na palce by dosięgnąć ust
on schylony jak do modlitwy
w złożonych rekach jej twarz
na ofiarę

krople tańczą na rzęsach
jak pięknie wyglądasz w deszczu
spływają po włosach i twarzach wprost do ust
zmieniając się w wino
cud najprawdziwszy

szum deszczu w głowie
głośne oddechy
i żar pod warstwą mokrego płótna
świat skurczony do granic skóry

tonęli
utonęli

w objęciach i ulewie

...

a naokoło deszcz zmywał dokładnie wszystko
bardzo powoli i skutecznie
najpierw pozbawiał konturów
by wypłukać barwy
i grunt pod nogami na wiele lat

potem nie było już nic

tylko klakson samochodu
jak trąba Jerycha

oto rozwarło się niebo

ukoronowani dwoma MM


poniedziałek, 26 listopada 2012

(26) już mężczyzna

Nie wiem, czy dzieje się tak wszędzie, ale u nas kołdry są najcieplejsze w poniedziałkowe poranki. Efektem zalegania pod furą pierza jest nasz trucht do Alma Mater dziatek (notabene jakaż dewaluacja określenia Alma, które w dzisiejszych czasach kojarzy się najprędzej z Mekką nabywców artykułów spożywczych!)
 Trójca gna do szkoły. W imię matki i synów. Mat cwałuje z przodu, przygnieciony do ziemi stukilowym plecakiem i wyrzutami sumienia (po południu jego rodzicielka odkryje, że nie napisał wypracowania z polskiego), wlecze WF-owy worek po trotuarze i kuśtyka. Wczoraj umilił wszystkim niedzielny wieczór tnąc w powietrzu hołubca zakończonego efektownym szpagatem, do którego przyczynkiem była mokra łazienkowa podłoga. Brzęk tłuczonej szyby w drzwiach był tak donośny, że nie zdziwię się, gdy jutro zapukają do nas przedstawiciele Niebieskiej Linii. Muszę przyznać, że Anioł Stróż Mata ma pełne ręce roboty.
 Mim, co nie jest zaskoczeniem,  nie jest obładowany jak dromader, jego potwór uczepił się moich, nadwątlonych wiekiem i trudami dnia codziennego, pleców. Bez wątpienia Mim poradzi sobie w życiu. Drobi kroczki i przeczesuje teren wyimaginowanym detektorem metalu w poszukiwaniu kapsli. Kapsle to słabość Mima odziedziczona po Macie. Pamiętam jak lat kilka wstecz w czasie beztroskich wakacji wybraliśmy się w rejs stateczkiem po Świnie. Stateczek okrążał malowniczą wysepkę Karsibór, następnie Świna wypluwała go na chwilę w toń Bałtyku, po czym zasysała nas z powrotem. Na początku beztroskiego rejsu Mat wyniuchał na półce piwo, którego kapsla jeszcze nie spolował. Nieskrępowanie w te słowa zatem: "Mamo, kup sobie to piwo, musisz być dziś napita!". W około zrobiło się cicho, stałam samotnie smugach świateł reflektorów, z sekundy na sekundę stawałam się coraz cięższa od zawieszanych na mnie dziesiątek oczu.
Ad rem:
Mat momentalnie wtopił się w szkolną ciżbę i z gracją rozmył się w powietrzu. Mim i ja - za rączkę, podchodzimy do szafek. Rozbierantus, wrzucam potwora na barki syna, daję buziaka. Och...
-Poczekaj, wytrę Ci nos. 
Smarku-smarku, buzi, paaaa.
Patrzę, a w oczach Mimka łzy. 
Biedny Mim, łzy rozstania. Ach... Przytulam go w akcie matczynego oddania i solidarności rodzinnej.
Nad uchem słyszę głos cedzony bez ruchu warg:

- NIE RÓB MI OBCIACHU!

-Ach, że buzi i że tulę, no tak, przepraszam, masz już w końcu 6,5 roku.

-NIE, ŻE SMARKAM PRZY KOLEGACH!!!

Słowo daję, że podczas drogi do klasy Mim zdążył urosnąć o co najmniej pół metra, przejść mutację i zapuścić zarost.

czwartek, 15 listopada 2012

(25) wąż

Mim odrabia pańszczyznę. Dzisiaj rozmowy edukacyjne na temat zwierząt domowych i opieki nad nimi.
Zadanie nr ileśtam- połącz w pary cienie zwierząt. Opowiedz o zwierzęciu, które zostanie bez pary. Jadymy z koksem..  Pies do psa, kot do kota, papuga do papugi, chomik do chomika (tu były dywagacje czy to aby nie szczur po amputacji ogona). Stanęło na chomiku. Tadam, kto zostaje sam? Wąż. Mim włącza hydraulikę ocząt, wypuszczając je na 10 centymetrowych sprężynach i zawiesza je nad kartką.

-Jak to wąż? Wąż w domu?!

-Ano tak. I węże trzymają po domach.

Opowiadam o różnicach między akwarium a terrarium, najpopularniejszych gadach które są trzymane w mieszkaniach. No, pole zaorane, trza teraz siać.

-Mimku, teraz Ty opowiedz jak trzeba się opiekować wężem w domu?

-Trzeba mu codziennie robić masaż stóp.

środa, 14 listopada 2012

(24) 100 lat

Dziś obchodzę urodziny. Szerokim łukiem. I głównie na drutach i w eterze. Nie było wielkiego tortu z pęczkiem świec. Był mały serniczek ze świeczką sztuk jeden wybraną przez konesera Mima. Była laurka od potomstwa, oryginalny kwiatek doniczkowy pod tytułem zygokaktus i 5 drożdżówek nabytych drogą kupna osobiście przez Mata za jego osobiste zaskórniaki. Mim, jak to Mim- podpiął się pod brata. O moje dziatki, chwała Wam i dziękczynienie! Mim indywidualista poświęcił dzień na pisanie listu do Świętego Mikołaja. Co z tego, że 3 tygodnie za wcześnie. Taki  miał feel dzisiaj.


Ale, ale- od początku.

Miałam barrrrrdzo napięty plan na dziś: ubrać się szałowo, wymalować również w ten deseń. Wykąpać tudzież pachnieć. Machina poszła w ruch. Start.
Dryyyyyyyyyyyyyyyń. Telefon, na drutach z Madzią 10 minut, po czym na drugich łaczach dryyyyyyyyyyyyyyń sister Maminy. Po króciutkiej, 20 minutowej wymianie zdań i uczuć, dryyyyyyyyyyyyń dokończyłam przerwaną rozmowę z psiapsiółą. Niestety, już po 70 minutach musiałyśmy kończyć konwersację, gdyż zbliżała się pora zwrotu potomstwa przez placówkę oświatową. A ich mać wciąż bez makijażu, zapachu i ogarnięcia. W miedzyczasie jeszcze dyyyyyyyyyyyyń ciotki dwie, dryyyyyyyyyń ciotka z wujciem, dryyyyyyyyyyyyyyń kuzynka i kilka mejlowych życzeń. Między dryyyyyyyyyyyń a dryyyyyyyyyyyń wrzuciłam obiad na stół no i bach, niepostrzezenie Małż wiernułsja z pracy, banku plus cukierni. Po "coś" z cukierni ja zrobiłam ku niemu dryyyyyyyyń, oszywysta, bo przeca czasu nie mam ni grama. Usiedliśmy nad sernikiem i kawką, gdy wtem dryyyyyyyyyyyń. Ha! nienienie telefon. Do drzwi wejściowych dryndanie. Patrzę zza firanki- bezdomny. Trapery na nogach, spodnie dresowe nad kostkę, powyżej wyziera blada włochata łydka, na przeciwległym krańcu zwieńczenie z wełnianej góralskiej czapeczki, wszystko zakutane w tweedową jupkę sprzed 4 dekad, w ręce koszyk wiklinowy. Elegancki nawet. Damski. Dryyyyyyyyyń. Choleraż, jaki namolny. No dzisiaj nie otworzę, kaski brak. Dryyyyyyń. No dobra, niech będzie, mam 2 zyla.

-A co tak długo teścia nie wpuszczasz, hę?

wtorek, 13 listopada 2012

(23) 1,2 list/opadł

Mój Dzień Zmarłych w tym roku zaskoczył mnie. Zaczął się 29.10 i trwa. Intensywnie. Ewoluuje i czyni dobro. 
W tym roku jest to dla mnie mimo wszystko święto żywych.
Śmierć i jej świadomość zbliża nas do siebie.
Każdego dnia cierpliwie szlifuje moje kanciaste komórki i układa w całość.
Wpasowuje mnie w teraźniejszość.
Teraźniejszość łagodnieje, by przelać się miodowym leniwym strumieniem w przyszłość.
Czuję, że pasuję i przybieram kształt naczynia.

Jestem szczęśliwa

Nie boję się.

Dziękuję Chustko.

Nie myślę, że to koniec.
Myślę, że to nie koniec.









środa, 31 października 2012

(22) feeder

Minęło 20 minut.

-Żeby rozkosz miała jeszcze większą słodycz, Małżowino- otulił mnie welwet z krtani Małża, który tym razem odnalazł mnie bez trudu.
Natenczas (fajowy wyraz) wjechało do mnie ciastko francuskie z jabzem. Nojacie.

Spodnie jęknęły.
Cicho być, zastanawiam się jak nazywa się ta dewiacja, kiedy tuczy się swoja kobitę?

(21) oblubienica

Małż wrócił z ośmiogodzinnej zsyłki. 

-O, tu jesteś!- odnalazł mnie, bystrzak.-jak się czujesz?- zażartował.

- Dobrze- zażartowałam.

-Cudownie wyglądasz z tym zalotnym lokiem, spójrz kupiłem Ci pomidory z potasem. I takie śmieszne stożki czekoladowe, facet wyprzedawał, bo są na skraju przydatności. Przyniosłem Ci też ulotki, zobacz, może coś chcesz. Są takie fajne podkładki i do masażu.

Hm, czy ja potrzebuję masująca podkładkę? Chociaż pomysł takiego mariażu jest nęcący, nie powiem.

Moje spodnie też są na granicy przydatności. A prawie nowe, no popatrz.

(20) lekcja fizyki

Wiele rzeczy ważnych dzieje się w łóżku. Na przykład kolejne tournee po bezkresach wyobraźni. 

- Mamo, a co jest na świecie najmniejsze? -pyta Mim.

- Powiedziałabym, że cząsteczka, gdyby nie to, że w cząsteczce są jeszcze protony, neutrony, a wokół nich szaleją elektrony...Kwanty to najmniejsza porcja energii.- Nie oszczędzam nigdy synów, jeśli chodzi o ciosanie mózgów. W mojej głowie zaczynają wirować jakieś strzępy wiedzy o kwazarach, małych karłach, oplecione cudnie wijącymi się tęczowymi  fraktalami. Przepędzam je jednym mrugnięciem. Mam tylko nadzieję, że fizyka, od kiedy miałyśmy ostatnią randkę, nie zmieniła radykalnie swych poglądów, choć po wpadce z Plutonem wszystko jest możliwe.

- Kwant? Oooo to ja mam kwanty energii. kwanty szybkośći i kwanty siły! Czuję właśnie, że mam dużo kwantów szybkości! Pokazać?

Zachichotałam wewnetrznie wyobrażając sobie sypiące się  spod bosych stóp Mimka snopy iskier.

- A ja jakie mam kwanty, jak myślisz?- ciągnę za mały język.

- Ty? - zaczął lustowac mnie bardzo uważnie, z lekką nutą litości jak mi sie wydawało...- Ty masz KWANTY WOLNOŚCI!

Łał. Jednak z tą litością nie zgadłam! Wolności rzekł! Poczułam wiatr w żaglach piżamy, poduszka zmieniła się w pierzastego cumulusa. Jak Felix Baumgartner- mogę wszystko, stoję 40 kilometrów nad ziemią.

- Bo jestes taka powolna, mamo.

Łups. Ziemia bezczelnie okazała się nie być tak daleko.

sobota, 6 października 2012

(19) romantico

Świeża sprawa, sprzed 10 minut.

Miejsce akcji:
łazienka.

Osoby:
bracia eM.

Zawiązanie akcji:
Mat zażywa ablucji, pławi się z lubością w ciepłych odmętach  i śpiewa. Mim siedzi i robi się lżejszy. Wiadomo, człowiek czasem musi, a towarzystwo lub jego brak podczas tej czynności jest Mimowi najzupełniej obojętne.

Akcja:
srebrzyste dzwoneczki drżą w gardziołku pierworodnego, pieszcząc uszy mimowolnych słuchaczy. Anielskie pienia Mata doznają perforacji rubasznym basowym wtrętem drugorodnego:

-Wąchaj mi puuuuuuuuuupę!!!!!!! wąchaj mi puuuuuuupę!!!!! Bo zrobię ci tam kuuuuuupę!!!!!

Koniec akcji.

Rozkoszne.

wtorek, 2 października 2012

(18) Mim akwarysta

Dzisiejszy seans wieczorny z Mimem, pytania konkursowe:

-Mamo, chciałbym glonojada. Albo rekina- Mim jest specem w dawkowaniu napięcia. -Albo najlepiej delfina, wieloryba albo inną rybę.

-Akurat delfin i wieloryb to ssaki. Oddychają powietrzem.

-No dobra, z tym mogę się zgodzić. Ale na pewno nie zgodzę się, że to ptaki!

Wchodzimy do półfinału.

-Mamo, a lubisz ze mną gadac przed snem?

-Oj, bardzo.

-Nooooooo, tak z godzinkę albo dwie najlepiej, co?

-...

 I pytanie finałowe:

-Mamo, a kupisz mi taką rybę ze skrzelami?

-???

- No, żeby nie musiała chodzić po wodę.

Oklaski, publika szaleje, aż płetwy bolą. Wygraliśmy 9h snu plus 1h gratis.

P.S. dla szczególnie dociekliwych: w wolnym tłumaczeniu Mim zapytał, czy kupię mu rybę, która nie będzie musiała wypływać na powierzchnię, by zaczerpnąć tchu.

:)

 
Bojownik Mimka.



(17) ranny

-Wstawać! Achtung! Ordung! Zaspaliśmy!
/Cholera, żal ich wywalać z ciepłych pierzastych zasp./

-Chłopaki, zlitujcie się, otwórzcie oczęta!!
/na dworze 6C/

 -Za późno chodzicie spać!!!
/wybuch/

Spod kołdry wypływa cichutki aksamit Mata:
-Mamo, gdybym spał dłużej byłbym taki ŚWIEŻY i mógłbym wtedy WSZYSTKO.

no comment :)

 

poniedziałek, 1 października 2012

(16) 15 października - Dzień Dziecka


Otwórz oczy. Wokół nas są Matki Aniołów. Przypatrz się.

Przy mnie mnie fruwa ich kilka:

Agnieszka... trzymała balonik z Jej duszą... Puściła po dziesięciu dniach. 

Ala... serduszko Jej Córeczki stanęło w progu. Chwilę się wahało. Potem pobiegło za Tatą.

Ania... najświeższa rana. Krwawi jeszcze obficie pod gąszczem zieleni. Szepcze i krzyczy na przemian... Śpiew córci staje się w CZASIEMIĘDZY na zawsze żywy...

Beata... w końcu wybaczyła chorobie. Wspięła się na górę, wzniosła ręce ku Niebu i macha Synkowi. 

Hania... jedyna, która nie wie, czy gdyby miało grób, byłoby chłopcem czy dziewczynką... i nie wiadomo już czy to najlepsze czy najgorsze z możliwych.

Mariola..  Jej duży mały Synek...

Magda...  Przyszedł. Miał zdrowe serduszko, nie spał pod feralnym drzewem, nie walczył z chorobą. Zajrzał i odszedł. Prawie spotkali się w zimnym domku przy szpitalnym dziedzińcu z moim Tatą. Akurat też wtedy tam był-nie-był... 


2009-09-02 10:55:09 napisała
...nigdy nie wtuliłam twarzy w ciepły, pachnący karczek...
nie wygiglałam.
nie uczyłam robić pa-pa ani kosi-kosi,
nie podniosłam ze zbitych kolan,
nie ucałowałam ałki żeby nie bolało....
nigdy nie kupiłam małego wymarzonego aucika-resorka,
nie prosiłam żeby po zabawie z psem umyć rączki....
nigdy nie zanosiłam do naszego łóżka, gdy śniły się koszmary...
nigdy nie widziałam jak z tatą gra w piłkę, ani jak puszcza samodzielnie zrobiony latawiec....
nigdy nie zaprowadziłam do przedszkola,
nie byłam na wywiadówce,
nie płaciłam sąsiadom za wybitą szybę,
nie urządzałam chłopięcego pokoju.....
Nie widzałam uśmiechu ani koloru oczu.........

dziś mija trzynaście lat jak nigdy nie widziałam........... 

..................


Czternaście istnień. Siedem Aniołów, siedem jeszcze ubranych w ciała. Myślę o Was częściej niż mówię. Myśli o Was wiele osób. Boją się pogłaskać Was po głowie, gdy ocieracie ukradkiem łzę w ten październikowy zimny ranek. Niezręcznie im patrzeć na Wasze zamyślone, smutne spojrzenie... Może spuszczają wzrok gdy spotykają się Wasze oczy.

Wybaczcie nam, nie wszyscy są tacy silni.