poniedziałek, 23 kwietnia 2012

(4) mój

z mokrym cmoknięciem
wyjmuję Cię ze słoja
rzucam na deski
mocno ściskam kośćmi kolan szamoczący się korpus
uda przygważdżam pamięcią
grzebię palcami w żywym mózgu
szybko wertuję Twe myśli
ślinotok słów
z sykiem skapuje z języka do otwartej czaszki
nie wierzgaj,
wiem, że boli
zabić Cię?
zbyt proste

dusząc Cię będę patrzeć Ci w oczy i całować w usta


bój się, na pewno Cię nie zabiję

..........

a teraz mów jak bardzo mnie kochasz

niedziela, 22 kwietnia 2012

(3) tadam!

Podobno skorpiony mają tyle zdolności jawnych i ukrytych oraz nieprzebraną mnogość możliwości samorealizacji, tyle pomysłów, że .... nie robią nic..

poza tym, że przez ten czas kilka razy umarłam i o raz więcej zmartwychwstałam.

Wystraszyłam się, że kiedyś będzie o ten jeden raz za mało.

niedziela, 7 listopada 2010

(2) odmiana przez przypadki


   Światem i naszym życiem kieruje dziwny splot wydarzeń. Kilka niezwiązanych z sobą ścieżek nagle spotyka się w punkcie X. I dopiero spoglądając z tego punktu wstecz widać, że miały z sobą coś wspólnego.
Najpierw czerwone serce z ostrokrzewem. Wyskoczyło dziś rano zupełnie niespodziewanie- bum bum. hm... serce, ostrokrzew....ładne, mogłabym takie mieć na choince. Hm....turkawki na drzewie, synogarlice.. Bingo! Wharton! Mój stary wspaniały William Wharton. Uwielbiam go, a Franky Furbo... mmhmmm...
Bingo palnęło mnie z pełnym impetem po raz drugi- dzisiaj są urodziny Whartona!!! I to okrągłe 85-te! Wiecznego szczęścia!
Hej, siedzisz pewnie na chmurce, kiwasz nogą, gwasze kapią z blejtramu nieba, mam nadzieję ,ze na mnie. Pewnie z moim Tatą patrzycie na mnie z góry. Trójca skorpiońska. Wierzę, że to nie przypadek, że wszyscy urodziliśmy się w odstępie tygodnia od siebie, ba! moje narodziny były prezentem na okragłe urodziny Taty. Wasza śmierć październikowa- kolejny przypadek?
W takim razie, chyba to dobrzy opiekunowie i dobra pora na początek? Na mój początek?

(1) hmm... początek

  Od dawna zastanawiałam się jak umieścić część mojego życia, ba! jego znaczący fragment, w ramkach nierealnego, wirtualnego bytu. Jak zamrozić choć jego część, by przetrwały skrawki myśli i uczuć, a życie zamieniało się w skostniałe klatki filmowe, by móc do nich wracać, ilekroć przyjdzie na to Wam lub mnie ochota.
Myśli moje błądziły po swych własnych elipsach, jak po pętlach Mobiusa, by dojść do kolejnej- to nie życie mam wpleść w eteryczne byty ożywiane klawiszami klawiatury, lecz pozwolić tym dwóm życiom i myślom łączyć się i przenikać w tę i wewtę przez ciekłe kryształy, by splatać się we wspólną formę, lapidarnie nazywaną blogiem...
Jak i kiedy zacząć, by było, ładnie i spektakularnie? Ciągle czekam na coś nieokreślonego, co będzie jak supernova i obsypie mnie deszczem pomysłów. Ale nic takiego się nie dzieje...Nie wchodzę z wielkim boom, lecz raczej kuchennymi drzwiami i niepostrzeżenie. Wplatam.  

Niech i tak będzie. Niech w gmatwaninę codziennych myśli i czynności wplącze się coś jeszcze...

Czas na nową przygodę.